Program "Przyjazne Osiedle" przewiduje modernizację i rewitalizację osiedli z wielkiej płyty. To pierwszy pomysł Prawa i Sprawiedliwości na kolejną kadencję. Składa się z siedmiu punktów: dobudowy wind, budowy miejsc garażowych, termomodernizacji bloków mieszkalnych, rewitalizacji osiedli, w tym poprawy instalacji m.in. wodnokanalizacyjnych, budowy fotowoltaiki, remontów akustycznych oraz modernizacji architektury: zieleni, placów zabaw i boisk. Bartosz Turek, główny analityk rynku nieruchomości HREIT, w rozmowie z next.gazeta.pl szacuje, że w Polsce jest około czterech milionów mieszkań w budynkach z wielkiej płyty, które mógłby objąć program. Zauważa jednak, że część z zaproponowanych w tym pakiecie rozwiązań już działa.
- Na moje oko to wygląda jak dotychczasowy program, dodatkowo wzmocniony i opakowany na nowo. Trzonem będzie najpewniej istniejący już programy termomodernizacji budynków - tłumaczy Bartosz Turek. I rzeczywiście - termomodernizacja to unijny wymóg, do której i tak rząd już dopłaca. Podobne dofinansowania istnieją do instalacji OZE. - Termomodernizację i tak musimy przeprowadzić. Oprócz tego, że jest wymogiem unijnym, jest też sensowna - mówi analityk. Przyznaje za to, że zwiększenie liczby miejsc parkingowych czy instalacja wind to znaczne podniesienie standardu życia w takich budynkach. - Program został więc opakowany na nowo, ale z większą mocą i większym wachlarzem możliwości. Jeżeli będzie można z dofinansowaniem dokonać termomodernizacji, założenia solarów, rekuperacji, stworzyć parking podziemny czy wielopoziomowy, zadbać o zieleń lub zagospodarowanie osiedla, to stawiam tezę, że jeśli to będzie łatwo dostępne, to każda sensownie zarządzana spółdzielnia lub wspólnota będzie chciała z tych pieniędzy skorzystać - dodaje.
W rozmowie z nami Bartosz Turek przyznaje, że modernizacja budynków z wielkiej płyty jest potrzebna, bo "nie stać nas, żeby je zburzyć i postawić na nowo". Zwraca jednak uwagę na niewykorzystanie w pełni ich potencjału. - Przy okazji modernizacji i ocieplenia aż się prosi o zrobienie rozbudowy lub nadbudowy. To pozwoliłoby na stworzenie nowych mieszkań. Na przykład można zrobić nowe zewnętrzne klatki schodowe z windami, dzięki czemu istniejące mieszkanie można by powiększyć kosztem starej klatki schodowej. Na niektórych blokach można ponadto postawić jeszcze dodatkowo jedno piętro, może dwa piętra i tam mogłyby powstać szybko nowe mieszkania. To pozwoliłoby zerwać ze skrajnie modernistyczną architekturą tych osiedli i byłoby krokiem w kierunku rozwiązania problemu braku mieszkań w Polsce - opowiada o możliwościach analityk HREiT. W ten sposób można by efektywniej wykorzystać pieniądze publiczne, by - jak mówi ekspert - "zrobić coś pożytecznego, a przy tym ograniczyć koszty modernizacji, bo nowe mieszkania miałyby sporą wartość". - W sensie rynkowym to byłoby bardzo dobre rozwiązanie, zwłaszcza w dużych miastach, gdzie mieszkań brakuje - dodaje. W rządowych zapowiedziach (przynajmniej na razie) o takich planach nie było mowy.
Ukierunkowanie programu na modernizację istniejących już mieszkań, a nie budowę nowych, to według niektórych przyznanie się PiS-u do porażki w dziedzinie budownictwa. Krytycy twierdzą, że partia rządząca przyznaje się tym samym do braku zdolności do pobudzenia rynku mieszkaniowego i zaspokojenia popytu. Bartosz Turek nie zgadza się jednak z takim zarzutem. - Podnosimy standard budynków budowanych za komunizmu, ale to według mnie nie oznacza, że nie umiemy budować. Sensowniej jest dbać o te budynki, niż wymyślać teraz jakiś sposób, żeby je zastępować. Po prostu lepiej podnieść standard tego, co istnieje. Takie rozwiązanie będzie tańsze i bardziej efektywne ekonomicznie. Budynki te są często zbudowane w dobrych lokalizacjach. Nie powinniśmy ich stracić. Powinniśmy o nie dbać - tłumaczy ekspert.