To ostatni rok, w którym nie masz smartwatcha na ręce

Smartwachte, inteligente zegarki, wearables. Te trzy słowa odmieniane są w ostatnim czasie przez wszystkie przypadki. Dla jednych obiekt westchnień, dla innych powód do pukania się w czoło. Czy są w stanie stać się tak popularne, jak tablety, czy może czeka je los chwilowego trendu oraz haniebne zapomnienie?

Od blisko dwóch lat firmy z całego świata starają się nakłonić nas do zakupu tak zwanych inteligentnych zegarków. Zmasowana promocja tych urządzeń szczególnie dobrze widoczna jest na takich wydarzeniach, jak CES czy World Mobile Congress , ale oczywiście nie omija zwykłych kanałów, od sklepów z elektroniką, przez telekomy, o internecie nawet nie wspominając. Wszystko to ma służyć jednemu celowi: byśmy sięgnęli do swych portfeli, rozbili porcelanowe skarbonki i pobiegli do sklepu zaopatrzyć się w zegarek, który od tej pory już nigdy nie da nam spokoju. Tylko, czy jest po co biec? No i oczywiście najważniejsze pytanie: czy rzeczywiście pobiegniemy?

Zobacz też: Technologiczny przełom na który mało kogo stać

Rewolucja czy zbędny gadżet

O smartwatchach napisano już niejeden artykuł, zrobiono niejedno zdjęcie, nakręcono niejedno wideo. Generalnie wszyscy wiemy, do czego służą: stanowią one, przynajmniej na razie, przedłużenie smartfonu na naszej ręce. Możemy za ich pomocą, w wielkim skrócie, odbierać powiadomienia, sterować muzyką, czasami wysyłać wiadomości czy rozpocząć rozmowę telefoniczną - co model, to inne funkcje.

Apple WatchApple Watch Fot. Apple Fot. Apple

To ograniczenie wyrażające się w małej funkcjonalności, uzależnieniu od telefonu oraz wysokiej obecnie cenie, wywołuje dość burzliwą dyskusję na temat sensowności tego typu urządzenia. Z jednej strony dostajemy dość ograniczony, wymagający niemal codziennego ładowania, drogi ponad miarę zegarek . Z drugiej słodką wizję przyszłości rodem z science-fiction, gdzie technologie nosimy na sobie. Jedni są gotowi już dzisiaj zapłacić za to niemałe pieniądze. Inni nie widzą żadnej korzyści z posiadania smartwatcha, a tym bardziej nie zamierzają na "zabawkę" wydawać setek, czasem tysięcy złotych.

Czy to jednak oznacza, że smartwatche skazane są na porażkę? Nie!

Dzisiejszy smartwatch, wczorajszy tablet

Jeżeli sięgniemy pamięcią w nie tak znowu odległą przeszłość, to z łatwością możemy zobaczyć analogię między tym, jak obecnie wygląda przyjęcie smartwatchy, a jak wyglądało przyjęcie tabletów.

Gdy w 2010 roku Apple pokazało pierwszego iPada, tak naprawdę tworzyło dopiero rynek dla tych urządzeń. Również wtedy można było się zastanawiać, komu właściwie potrzebny jest ten gadżet. Urządzenie lokujące się pomiędzy pełnoprawnym komputerem a smartfonem, które mogło być wykorzystane do wszystkiego, ale tak naprawdę w dość ograniczonym zakresie. No i jego cena, zawrotne na tamte czasy 499 dolarów za urządzenie, które właściwie niczego nie zastępowało. Wystarczyło kilka lat, a na rynku zaroiło się od tabletów produkowanych przez firmy na całym świecie, a kupienie dzisiaj tego typu urządzenia do 400 złotych nie stanowi żadnego problemu.

W podobnej, choć trudniejszej sytuacji, są obecnie smartwatche. Sens posiadania inteligentnego zegarka wydaje się niewielki na obecną chwilę, cena zaporowa. Ale wystarczy spojrzeć na przyrost sprzedaży tych urządzeń w pierwszych dwóch latach i porównać go z tym z początków tabletowej rewolucji.

W przypadku smartwatchy wzrost między 2013 a 2014 rokiem wyniósł 700% (co nie było trudne biorąc pod uwagę wolumen), a między 2014 a 2015 wyniósł już 357% .

Statista

Podobnie wyglądało to w przypadku tabletów. Początkowo ogromny skok, blisko 400% między 2010 a 2011, a następnie wyhamowanie wzrostu do 190% rok do roku. Z każdym rokiem sprzedaż jednak rosła aż do ubiegłego, kiedy to zaczęła ona mocno wyhamowywać.

Statista

Oczywiście, różnice między tymi dwoma produktami widać na pierwszy rzut oka, wystarczy spojrzeć na ilość sprzętu dostarczoną na rynek. Bez wątpienia tablety sprzedawały się lepiej. Niemniej trudno nie dostrzec również podobnego wzrostu obu kategorii urządzeń.

Produkt zupełnie inny, ale jednak taki sam

Liczba sprzedanych inteligentnych zegarków w pierwszych dwóch latach nie powala. W porównaniu ze smartfonami czy tabletami, są to śmieszne wyniki. Na drodze do sukcesu smartwatchy stoją, moim zdaniem, dwa najważniejsze czynniki: cena oraz marketing .

Zacznijmy od tego drugiego. Do tej pory wielkim firmom oraz ich domom mediowym nie udało się jeszcze przekonać użytkowników, że potrzebują tego urządzenia. Bo właściwie, czy brak powiadomień na ręce naprawdę coś zmienia w naszym codziennym użytkowaniu technologii? W rzeczywistości nie tracimy kilku sekund na wyciągnięcie telefonu z kieszeni, za to "zyskujemy" nieustannego rozpraszacza uwagi. Jak to właściwie sprzedać? Przed marketingowcami jeszcze sporo pracy, by wywołać w nas pożądanie.

Fot. Łukasz Józefowicz

Na pewno pomogłaby w tym cena. Problem w tym, że zegarki najpopularniejszych firm są po prostu drogie. By kupić jeden z topowych modeli, trzeba przygotować się na koszt około 1000 złotych wzwyż. Jest to dla wielu bariera nie do przeskoczenia, której nie osładza sensowny przekaz marketingowy.

Oddolna rewolucja

Nie znaczy to, że nic się na rynku nie dzieje. Wspomniany wyżej wzrost został właściwie zbudowany na samych topowych modelach. Tymczasem na rynku pojawiają się smartwatche, które można już kupić za 200-400 złotych. I będzie ich coraz więcej. Wystarczy zajrzeć na Allegro, by znaleźć zegarki od Manty , Sony czy Kruger&Matz , nie wymieniając nawet urządzeń, które za grosze można kupić w Chinach.

KrugerMatz

Powtarza się tutaj niemal ta sama historia, co z tabletami. Początkowo dostępne tylko drogie modele. W pewnym momencie zaroiło się od tanich "Androidów". Początkowo słabe sprzętowo, z czasem niewiele ustępowały topowym modelom, a były po prostu o wiele tańsze. Co ciekawe, powtórzenie tego modelu w przypadku smartwatchy wydaje się nie tylko oczywiste, ale bariera wejścia jest właściwie znacznie mniejsza. Rynek rodzi się w bólach, jest więc sporo miejsca na ofertę skierowaną do nieco chudszych portfeli. Wielką rolę odegra tutaj również Android Wear, tak jak w przypadku smartfonów i telefonów odegrał Android.

Inteligentny nadgarstek

Nie od dziś wiadomo, że cena potrafi zdziałać cuda. Zalew rynku przez tanie smartwatche to tylko kwestia czasu. Z czasem na styku flagowców z low-endami narodzi się średnia półka, która będzie sprzętowo dobra, funkcjonalnie zadowalająca i cenowo znośna. A kupno smartwatcha nie będzie traktowane w kategoriach zbędnego gadżetu, a właściwie będzie równorzędną alternatywą dla kupa "analogowego" zegarka. I właściwie w tym chyba tkwi tajemnica: by zacząć sprzedawać smartwatche po prostu jako "zwykłe" zegarki.

Zobacz wideo
Więcej o: