Propozycja nadal wymaga akceptacji Senackiej Komisji Budżetowej. Jej zgoda będzie oznaczała że prom kosmiczny nie skończy swojej kariery na początku 2011 roku jak chciał prezydent. Komisja wprowadziła także szereg zmian w stosunku do planu zaproponowanego przez administrację prezydenta.
Plan Obamy zakładał duże inwestycje w komercyjną eksplorację kosmosu - komisja zredukowała przeznaczoną na to kwotę z 3,3 mld USD do 1,6 mld. Komisja podtrzymała co prawda decyzję o anulowaniu programu Constellation, zakładającego powrót człowieka na księżyc (rozpoczętego jeszcze za prezydentury Georga W. Busha) Nakazała jednak przyspieszenie prac nad ciężką rakietą nośną tak, aby była gotowa w 2016 roku - co oznacza (jeśli oczywiście NASA poradzi sobie z terminami), że Amerykanie pozostaną bez możliwości wynoszenia ludzi i ciężkich ładunków w przestrzeń tylko przez kilka lat.
Działania amerykańskiej administracji oraz Senatu wokół promu budzą sprzeczne uczucia. Z jednej strony jest to program który od samego początku nie miał szczęścia - pierwotnie pomyślany jako elastyczny 'samolot kosmiczny', padał ofiarą kolejnych cięć budżetowych, aż w końcu przyjął formę w której go znamy. W efekcie nie będąc ani prawdziwym samolotem kosmicznym, ani tanim sposobem wynoszenia ludzi w przestrzeń. Z drugiej strony jest to największy pojazd załogowy jaki kiedykolwiek wysłano w kosmos, a cały program ma na koncie 131 udanych startów. Przykro będzie zobaczyć jego koniec - zwłaszcza bez następcy.
[via Space Travel ]
Maciej Starzycki