Banalny lajf [życie - przyp. mrw]. I uroczo niefrasobliwie-optymistyczne podejście do czasu. Wziąłem tyle zadań na "szefie, luz, zrobi się", że się okazało, że się nie zrobi; chyba, że cały czas poza pracą przeznaczę wyłącznie na jedzenie i spanie. Dodatkowo sprawę komplikuje internet w komórce. Mogłem oczywiście wycofać się cichcem, ale po pierwsze wierzę w teorię performatywów (chociaż nic o niej nie czytałem, ale zwykle mi to nie przeszkadza) -- że jak powiem na głos, to tak właśnie będzie; a po drugie uznałem to za element intertubsowego [internetowego] bątoniku [etykiety], żeby nie wychodzić tak po angielsku (fun fact [ciekawostka]: w Anglii mówi się "po francusku").
Spodziewałem się, ale nie. Ręka czasem biegła ku linkom i zakładkom, kiedy używałem intertubsów [internetu] w celach zawodowych, ale przezornie je usunąłem. Wieczorem wpadała myśl, żeby sprawdzić na komórce co tam na Blipie, ale szybko mi przechodziło. W sumie sam byłem ciekaw "jak to będzie" i to mnie też utrzymywało w postanowieniu. Miałem ze dwa okolicznościowe sny, ale co ciekawe nie o internecie, że siedzę i klepię na fejsie [serwis Facebook]; tylko o ludziach których znam z internetu, ale spotkałem IRL [w rzeczywistości]. Po tygodniu czułem się już zupełnie jak w XX wieku.
Tak! Zacząłem grać w te takie kuleczki na komórce. Bez przesady, raczej w przerwach w pracy, a nie zamiast. No i w samym internecie też znalazłem coś do zmarnowania czasu, choć nie związane z soszialnetłorkingiem [aktywnością w serwisach społecznościowych]. Sprawy wprawdzie zawodowe, ale znacznie bardziej interesujące niż konieczne.
Wzrosła, ale z pewnością nie proporcjonalnie do wzrostu czasu spędzanego na pracy. Łatwiej było (np. z rana) zabrać się do roboty, ale w końcu zaczynałem kwiczeć. Jeśli rozumie pan o czym mówię. Rozwiązywałem te kryzysy wspomnianymi kulkami, przeczytaniem fragmentu zwykłej papierowej książki, albo klasyczną metodą na watercoolera [towarzyskie spotkanie w pracy przy dystrybutorze wody]. Ale to raczej niechętnie, bo jak się w biurze wyjdzie na pogaduchy to się zaraz wieczór robi.
Tak, to dobra metoda. Na potwierdzenie tej tezy mam to, że dziś jest już trzynasta, a ja jeszcze nic nie zrobiłem.
Z internautą inżynierem Edwardem Mruwnicą rozmawiał Michał R. Wiśniewski ( mrw.blox.pl )