Australijskie prawo telekomunikacyjne narzuca na krajowe serwisy internetowe obowiązek usuwania nielegalnych treści pod karą 11 tysięcy australijskich dolarów dziennie. Wśród 1370 niepożądanych stron są głównie te zawierające treści pornograficzne, jednak część z nich zawiera treści o charakterze politycznym.
Australijski urząd regulacji telekomunikacji w 2009 roku na liście treści zakazanych umieścił też linki do WikiLeaks.
Kary nie grożą użytkownikom wchodzącym na strony zakazanych serwisów, na nieprzyjemności narażeni są właściciele stron linkujących do podmiotów znajdujących się na czarnej liście.
Dzisiaj ACMA, instytucja odpowiedzialna za listę zakazanych stron, poinformowała, że strona WikiLeaks nie będzie dłużej blokowana . Rzecznik instytucji nie ujawnił, czy zmiana statusu strony ma związek z ujawnieniem amerykańskich danych dyplomatycznych:
Od kwietnia 2010 roku ACMA prowadziła śledztwo w sprawie dwóch zgłoszeń dotyczących treści na stronie WikiLeaks, obydwie sprawy zostały umorzone.
Adresy URL serwisów uznawanych za łamiące australijskie prawo, dodawane są do tajnej rządowej listy, wykorzystywanej później przez oprogramowanie filtrujące dostęp do Internetu . Władze Australii starają się regulować dostęp do stron których treści są uważane za niebezpieczne. W marcu tego roku do Sieci wyciekła lista stron , które miałyby być blokowane przez firewall, co wywołało protesty społeczne. Na liście znalazły się bowiem nie tylko strony pornograficzne, z hazardem i satanistyczne, lecz także kilka artykułów z Wikipedii czy strona pewnego dentysty z Queensland. Obecnie dyskusja na temat cenzury australijskiego Internetu została zawieszona . Należy się jednak spodziewać, że temat powróci po wyborach (czyli najpóźniej w kwietniu przyszłego roku).
Radek Zaleski, Janusz A. Urbanowicz