Paradoksalnie sprawa wypłynęła kilka dni po opublikowaniu opinii Sądu Najwyższego USA, który wskazał, że kalifornijskie więzienia stanowe - w których osadzono ponad 143 tysiące osób - są dramatycznie przepełnione i należy zredukować liczbę osadzonych aż o 33 tysiące.
Pomysł, który realizowano był prosty - skazanym za drobne przestępstwa zawiesić wyroki, a pozostawić tylko niebezpiecznych osadzonych. W tym celu postanowiono posłużyć się programem komputerowym, który wskazywał konkretnych osadzonych, spełniających kryteria.
Niestety, operatorzy systemu nie dostrzegli, że aplikacja nie ma dostępu do całości danych i jako kandydatów do zawieszenia typuje także osoby, które wcześniej dopuszczały się brutalnych napaści, przestępstw na tle seksualnym, oraz wskazujących skłonności do tak zwanej recydywy, które z definicji były wyłączone z programu. Tym ostatnim zawieszono aż około 1000 wyroków, jak informuje generalny inspektor stanu Kalifornia, który wykazał nieprawidłowości w procedurze. Łącznie, w próbie, którą analizowano, granica błędnej decyzji o zwolnieniu wynosiła aż 15% zawieszeń.
Niestety, w związku z brakiem dostatecznej ilości danych komputer nie zalecił nawet dozoru kuratorskiego wobec zwalnianych. W ten oto sposób, w przeciągu ponad pół roku na ulice kalifornijskich miast wróciło około półtora tysiąca potencjalnie niebezpiecznych skazanych, którzy dostali się tam, jak mówią władze więziennictwa "przez błąd komputera". Być może jednak chodziło nie o błąd aplikacji a zbytnie zawierzenie w nieomylność maszyny, która przecież, teoretycznie, powinna doskonale analizować dostępne dane... i która, jak wierzymy, z pewnością tak właśnie czyniła. Zawinił, jak zwykle, człowiek, nie dopilnowawszy wszystkich szczegółów, w tym przypadku, na przykład dopięcia do wszystkich baz danych.
Co więcej, jak informuje Los Angeles Times , władze stanu nie robią nic aby przywrócić kontrolę nad zwolnionymi z zakładów skazanymi. Być może więc jednak wypuszczenie na wolność tak licznej grupy niewłaściwych osób wcale nie było błędem?
Jak się okazuje, zrzucenie winy na błędnie działające maszyny obnażyło kolejny problem ojczyzny Doliny Krzemowej, miejsca w którym na świat przychodzą cyfrowe cuda. Na jaw wyszło, że prawie połowa z 16 milionów wpisów w rejestrze zatrzymań jest w różnym stopniu niekompletna i nie zawiera informacji o wyrokach.