Szwedzki producent odzieży, drugi największy na świecie, w pierwszym kwartale zanotował zysk operacyjny w wysokości 1,208 mld koron szwedzkich (prawie 148 mln dolarów) - to aż o 62 proc. mniej niż rok temu i najmniej od ponad dekady. Zysk netto spadł o 44 proc., do 1,37 mld koron. Firmie ciążą między innymi zapasy niesprzedanego towaru, które wzrosły o 7 proc., mimo wyprzedaży.
To sprawiło, że kurs H&M na giełdzie w Sztokholmie we wtorek mocno spadał, akcje straciły ponad 5 proc. i znalazły się na najniższym poziomie od 2005 roku. Inwestorzy spodziewali się niezbyt dobrych wyników, bo spółka już wcześniej przed tym ostrzegała, ale najwyraźniej zaskoczył ich problem z zapasami, większymi, niż zakładano. Teraz H&M zapowiada, że będzie musiała jeszcze mocniej przecenić zalegający w magazynach towar, by się go pozbyć.
Ten zalegający towar wziął się w części z czwartego kwartału ubiegłego roku, kiedy sprzedaż zaskakująco spadła. Zarząd H&M mówi, że najbliższych kilkanaście miesięcy będzie kluczowe dla spółki. Poza zmniejszaniem zapasów, stawia na rozwój sprzedaży online. Cel na ten rok zakłada wzrost sprzedaży w tym kanale o 25 proc. - i H&M nadal go podtrzymuje, choć w pierwszym kwartale nie udało się spełnić obietnicy, bo wyniósł on 20 proc.
Z czego biorą się problemy H&M? Między innymi z tego, że klienci coraz chętniej robią zakupy w Internecie, a firma nieco zaspała i nie jest zbyt dobrze przygotowana na zmiany. Teraz próbuje przyspieszać.
"2018 to rok przejściowy dla grupy H&M, przyspieszamy naszą transformację, żebyśmy mogli wykorzystać możliwości, jakie daje szybka digitalizacja" - mówi prezes Karl-Johan Persson. Do 2020 roku może uruchomić e-commerce na wszystkich swoich rynkach.
Jeśli chodzi o tradycyjne sklepy, wygląda to nieco gorzej. Na początku lutego H&M ogłosił, że będzie musiał zamknąć w tym roku 170 sklepów na całym świecie, najwięcej od 20 lat.