Do wypadku doszło w nocy ze środy na czwartek. Okręt wracał z wielkich ćwiczeń NATO Trident Juncture '18. Około godziny trzeciej nocy doszło do zderzenia z dużym tankowcem wypływającym z terminala naftowego w pobliżu miasta Bergen. Znacznie większy statek rozpruł swoim dziobem burtę fregaty. Okręt zaczął być gwałtownie zalewany i szybko stracił możliwość poruszania się. Ponieważ nie udało się opanować sytuacji i stała się ona krytyczna, prawie cała załoga została ewakuowana. Na pokładzie fregaty została tylko dziesiątka marynarzy.
Ponieważ bardzo realna była możliwość zatonięcia okrętu, zapadła decyzja o wyrzuceniu go na pobliski brzeg. Przy pomocy szybko przybyłych na miejsce holowników fregata została przeciągnięta do odległego o około kilometr skalistego wybrzeża i na nie wepchnięta. W ten sposób zapobiegnięto ryzyku szybkiego zatonięcia okrętu.
W ciągu kilkunastu kolejnych godzin prowadzono dalszą walkę o uratowanie fregaty. Okręt osiadł w bardzo niestabilnej pozycji na podwodnych skałach i istniało ryzyko, że się z nich zsunie. Próbowano więc nieco go obrócić i wepchnąć jeszcze dalej na brzeg, ale skończyło się to tym, że osiadł jeszcze głębiej w wodzie i został bardziej zalany.
Obecnie okręt leży na dnie na prawej burcie. Pilnuje go kilka holowników i jednostek ratowniczych. Od czwartkowego popołudnia fregata już się nie ruszyła, ale oficjele nadal mówią, iż jej położenie jest niestabilne i niepewne. Priorytetem ma być jej ustabilizowanie. Stan kadłuba zbadali już nurkowie, ale nie ujawniono, jak bardzo jest on uszkodzony pod powierzchnią wody.
Akcję ratunkową zarządza norweska straż wybrzeża. Najpierw okręt ma zostać ustabilizowany, a potem wypompowane z niego paliwo oraz wyładowana amunicja. Później mają zostać przeprowadzone prowizoryczne naprawy, które pozwolą wypompować przynajmniej część wody z kadłuba i podnieść fregatę z dna. Następnie ma zostać przetransportowana do stoczni. Nie wiadomo jednak, ile to może zająć i czy na pewno się uda. Dużo zależy od pogody. Na szczęście dla Norwegów, na razie jest ona bardzo spokojna. Ewentualny sztorm może być jednak poważnym zagrożeniem dla fregaty.
Wypadek norweskiego okrętu jest kolejnym z serii podobnych na przestrzeni ostatnich dwóch lat. W czerwcu i sierpniu 2017 roku dwa amerykańskie niszczyciele zostały staranowane przez statki handlowe u wybrzeży Japonii oraz Singapuru. Oba zostały poważnie uszkodzone, ale nie było ryzyka ich zatonięcia. Załogi zdołały opanować zalewanie, ale 17 marynarzy zginęło.
We wszystkich trzech przypadkach taranowania śmiertelnym zagrożeniem dla okrętów okazały się gruszki dziobowe cywilnych statków. To znajdujące się tuż pod powierzchnią wody wystające elementy dziobów. Ich przeznaczeniem jest poprawienie tego, jak woda opływa kadłub, ale jednocześnie podczas zderzeń działają jak tarany. Wybijają duże dziury pod linią wodną i powodują groźne zalewanie. Bardziej widoczne uszkodzenia nadbudówek nad linią wodną są znacznie mniej niebezpieczne.