USS Zumwalt wypłynął ze swojej bazy w San Diego w miniony piątek. Po kilku dniach rejsu zawinął do bazy kanadyjskiej floty w Esquimalt. To pierwsza wizyta zagraniczna tego okrętu i coś co US Navy nazywa "rejsem operacyjnym". Nie oznacza to jednak istotnej zmiany w porównaniu do tego, co okręt robił wcześniej. Niszczyciel nadal jest tak naprawdę testowany a jego załoga ćwiczy. USS Zumwalt jeszcze nie jest gotowy do pełnienia normalnej służby.
Okręt jest w fazie instalowania i testowania całego uzbrojenia oraz wojskowej elektroniki, których nie zamontowano podczas budowy w stoczni cywilnej. Proces ten trwa już od 2016 roku i ma się skończyć w tym. Wówczas okręt ma być wstępnie gotowy do normalnej służby. Problem z nim jest taki, że przez długą serię cięć budżetowych, nie będzie miał nigdy swojego głównego uzbrojenia.
Kiedy okręty przyszłego typu Zumwalt projektowano w latach 90., zakładano, że ich głównym zadaniem będzie ostrzeliwanie celów na lądzie. Miały im do tego służyć głównie dwie nowe armaty kalibru 155mm, zamontowane na dziobie. Nazwano je AGS - Advanced Gun System. Dzięki zastosowaniu szeregu nowoczesnych rozwiązań miały strzelać na ponad sto kilometrów, co jest świetnym wynikiem. Standardowe armaty tego kalibru strzelają dzisiaj na około 40 kilometrów.
Po drodze obcięto jednak znacznie fundusze na nowe okręty. Zamiast ponad 20, ostatecznie stanęło na trzech. Oznaczało to, że koszt opracowania różnych nowoczesnych technologii trzeba podzielić na trzy a nie na ponad 20, co sprawiło, iż pojedynczy nowy niszczyciel stał się horrendalnie drogi. Około 7,5 miliarda dolarów za sztukę. Dotknęło to też systemu ASG, tworzonego wyłącznie na potrzeby tych okrętów. Ostatecznie pojedynczy nabój do niego miał kosztować niemal milion dolarów. W efekcie podjęto decyzje o zamknięciu programu ASG. Tym samym pozbawiono nowe okręty ich głównej broni.
Pojawił się wobec tego problem co zrobić z niszczycielami. Z jednej strony zastosowano w nich wiele bardzo nowoczesnych rozwiązań, zwłaszcza napęd i cały system elektryczny, system dowodzenia i kształt kadłuba znacznie utrudniający wykrycie przez radary. Dodatkowo są bardzo zautomatyzowane, przez co ich załoga to 175 ludzi, podczas gdy znacznie mniejsze niszczyciele starszego typu Alreigh Burke są obsługiwane przez około 200 ludzi.
Z drugiej strony są jednak słabo uzbrojone jak na swoje rozmiary. Bez ASG liczy się tylko 80 pionowych wyrzutni rakiet. Na wspomnianych niszczycielach Alreigh Burke jest ich 96 a do tego są większe, przez co mieszczą wszystkie istotne typy rakiet. Te na USS Zumwalt są mniejsze, przez co nie mieszczą na przykład podstawowych rakiet przeciwlotniczych SM-3. To bardzo słaby wynik jak na wielkie okręty warte 7,5 miliarda dolarów sztuka.
Amerykanie tak naprawdę nadal nie wymyślili co zrobić z trzema okrętami typu Zumwalt. Oficjalnie mają być jednostkami do testowania różnych eksperymentalnych rozwiązań. Być może kiedyś dostaną jako pierwsze działa laserowe czy elektromagnetyczne. Kiedyś. Kiedyś może zostaną też opracowane nowe pociski do dział AGS, przez co będzie można ich użyć, ale na razie nie ma konkretnych planów. W efekcie futurystycznie wyglądające wielkie okręty to jak na razie tak naprawdę porażka Pentagonu.