Czy rzeczywiście ma ona miejsce, czas pokaże, niemniej długotrwałe perypetie ze stworzeniem iluzji trzeciego wymiaru w filmie mają prawie tyle lat co on sam. Sensacją było odkrycie filmów 3D nakręconych w Trzeciej Rzeszy, ale nie sam fakt ich istnienia. Świat dowiedział się o nich w lutym bieżącego roku, gdy media doniosły, że znaleziono dwa takie dzieła o charakterze propagandowym. Według odkrywcy nazistowskich trójwymiarowych produkcji mają one fantastyczną jakość i zapewne zrealizowano ich więcej.
O ile trójwymiarowość była dla hitlerowskich propagandzistów (i dla wielu innych: wynalazców, filmowców, biznesmenów i tak dalej) zapewne ciekawostką, o tyle dziś coraz więcej wskazuje na to, że może się przyjąć na dobre.
Głębokie zdjęcia
Fotografowanie i filmowanie wiele łączy, ale pokrewieństwo tych dwóch dziedzin sztuki jest szczególnie widoczne w licznych próbach oddania trzeciego wymiaru. Otóż w obu stworzenie wrażenia trójwymiarowości umożliwia (na razie) tylko stereoskopia. Dzięki niej odpowiednio spreparowana para obrazów oglądana za pomocą specjalnego przyrządu sprawia wrażenie jednego przestrzennego. Borys Wasiuk, znawca zagadnień stereoskopii, tłumaczy: "Stereoskopia to proces uzyskiwania obrazów oddających naturalne wrażenie głębi w scenie i bryłowatości przedmiotów. Wszystkie techniki stereoskopowe sprowadzają się do przedstawienia każdemu oku nieco innego widoku - tak jak to się dzieje normalnie, kiedy patrzymy i punkty widzenia prawego i lewego oka są różne. Z takich dwóch obrazów powstaje w naszej głowie jeden trójwymiarowy" (więcej - patrz wywiad ).
Zasadniczy krok w kierunku stworzenia wrażenia trzeciego wymiaru wykonano rok przed umowną datą narodzin fotografii. Wtedy to w 1838 roku angielski fizyk i wynalazca sir Charles Wheatstone przedstawił pracę opisującą, na czym polega widzenie stereoskopowe, którym posługuje się między innymi rząd naczelnych, w tym homo sapiens. Do tego opracował metodę tworzenia trójwymiarowych obrazów nazwaną stereoskopią oraz zbudował pierwsze urządzenie wykorzystujące ją. Był to tak zwany stereoskop zwierciadlany, gdyż dla uzyskaniu efektu stereoskopowego na dwa umieszczone naprzeciw siebie obrazy patrzyło się za pośrednictwem układu luster. Szkocki fizyk sir David Brewster udoskonalił tę aparaturę. Pod koniec kolejnej dekady stworzył nową konstrukcję stereoskopu, zastępując lustra soczewkami klinowymi. W efekcie powstał mniejszy, wygodniejszy przyrząd, w którym oba zdjęcia były połączone na jednej, łatwej do wymiany karcie.
Następne lata okazały się przełomowe dla rozwoju fotografii. W 1839 roku ogłoszono wynalezienie dagerotypii, a dwa lata później został opatentowany inny proces fotograficzny - kalotypia. Nowa, realistyczna metoda utrwalania obrazu została błyskawicznie wykorzystana na potrzeby stereoskopu. Pracowało nad tym wielu wynalazców, w tym Wheatstone i Brewster. Na efekty nie trzeba było zbyt długo czekać. 160 lat temu podczas pierwszej Wystawy Światowej (zwanej później Expo) w Londynie stereodagerotypy zachwyciły królową Wiktorię. Miało to wpływ na wybuch stereoskopowego szału - powstały specjalne aparaty fotograficzne, stereoskopy ręczne na prywatny użytek oraz publiczne, wieloosobowe, czyli tak zwane fotoplastykony. Pokonał je dopiero doskonalszy wynalazek - ruchome obrazy, które znamy jako film.
Niezadowalający wymiar trzech wymiarów w kinie
Stereoskopia anaglifowa to technika używana do rysunków i zdjęć 3D już od lat 50. XIX wieku (więcej - patrz wywiad). W 1891 roku - a więc całe 120 lat temu - pionier kolorowej fotografii, francuski fizyk i wynalazca Louis Arthur Ducos du Hauron zaadaptował technikę anaglifową na potrzeby fotografii, uzyskując trójwymiarowe zdjęcia.
W dziedzinie wynalazków i odkryć często pojawiają się spory, komu należy się palma pierwszeństwa. Dotyczy to także filmu oraz jego udoskonaleń czy nowatorskich rozwiązań. Za jednego ze współtwórców kina - w tym również kolorowego i trójwymiarowego - uważa się Brytyjczyka Williama Friese-Greene'a. Ten wynalazca i fotograf w ostatniej dekadzie XIX wieku jako pierwszy na gruncie kina z powodzeniem wykorzystał stereoskopię anaglifową. I to jego należałoby uznać za twórcę trójwymiarowego filmu. Nie był to koniec jego dokonań na tym polu; późniejszy projekt Greene'a polegał na wyświetleniu obok siebie z dwóch projektorów pary obrazów filmowych, na które widz patrzył przez stereoskop.
O ile z autorstwem wynalazków mogą się wiązać kontrowersje, o tyle praktycznie nie wzbudza ich fakt, że pierwszy w dziejach film został zademonstrowany przez Auguste'a i Louisa Lumi?re'ów. Ich paryski pokaz z 28 grudnia 1895 roku uznawano za pierwszy, gdyż był płatny. Bracia wyświetlili tego dnia 10 własnych filmików; wbrew legendzie nie było wśród nich "Wjazdu pociągu na stację w Ciotat" (premiera odbyła się w styczniu następnego roku). Stąd tym bardziej rację ma wielu badaczy powątpiewających, że pierwsze projekcje "Wjazdu..." wzbudziły popłoch w widowni. Ale może taką reakcję wywołała wersja trójwymiarowa? Tak, powstała takowa! W 1934 roku Louis Lumi?re na tym samym dworcu nakręcił ponownie wjazd pociągu. Był to remake w wersji - jak nazywają ją Francuzi - przestrzennej.
Cofnijmy się jeszcze do przełomu wieków. Amerykanin Frederic Eugene Ives to kolejny wynalazca i fotograf z powodzeniem opracowujący technologię filmów 3D. W 1900 roku opatentował własne urządzenie. Rejestrowało trójwymiarowy obraz dzięki kamerze z dwoma obiektywami. Ives nie był jedyny - na przełomie stuleci patent uzyskały co najmniej trzy wersje takiego kina, niemniej żadna nie wyszła poza stadium eksperymentalne.
Drugie podejście do trójwymiarowej projekcji
Ponowny wzrost zainteresowania kinem aspirującym do miana trójwymiarowego nastąpił w drugiej dekadzie XX wieku. Udało się poprawić nieco jakość i niektóre rozwiązania z pewnymi sukcesami prezentowano. Pierwsza płatna projekcja filmu 3D miała miejsce 10 czerwca 1915 roku w Nowym Jorku. Wyświetlono trzy anaglifowe jednoaktówki. Niestety obraz migotał niczym odbicie w tafli jeziora, więc nic innego za pomocą tej techniki nie wyprodukowano. Niemniej była to data przełomowa i należy ją uznać za dzień narodzin kina trójwymiarowego, bowiem na tej samej komercyjne zasadzie za datę narodzin kina uznaje się wspomniany pokaz Lumiere'ów.
Gabinet figur woskowych USA 1953 Gabinet figur woskowych USA 1953
Siedem lat później w Los Angeles pokazano pierwszy film fabularny w trzech wymiarach, jednak technologia użyta na potrzeby melodramatu "The Power of Love" podzieliła los wyżej opisanej. Mało tego, w tym samym roku powstał ostatni w pierwszej połowie XX wieku amerykański film 3D. Kręcono natomiast filmy krótkometrażowe. Jeden z nich pod tytułem "Obłęd" (1924) został pierwszym dźwiękowym filmem z trzecim wymiarem; inny uhonorowano Oscarem. Podsumowując pionierskie czasy kina 3D - do końca ery filmu niemego opatentowano lub przynajmniej zaprezentowano około 200 różnych systemów! Ale mimo że żaden nie wzbudził większego zainteresowania eksperymentowano uparcie. "In Tune with Tomorrow" zademonstrowano podczas Wystawy Światowej w Nowym Jorku w 1939 roku. Hit ten doczekał się dwóch ulepszonych wersji.
Na potrzeby wielu trójwymiarowych obrazów filmowych - także poza USA - tworzono nowe techniki. I tak Włosi mogą się poszczycić pierwszym pełnometrażowym filmem dźwiękowym 3D ("Nozze vagabonde" 1936 rok), Niemcy - barwnym (krótki metraż z 1937 roku), zaś w ZSRR w 1941 roku udało się stworzyć kinowy trójwymiar bez okularów! Sześć lat później udoskonalono tę technologię i za jej pomocą wyprodukowano "Robinsona Crusoe". Efekt był podobno piorunujący, zwłaszcza gdy w jednej ze scen żbik przechodził po gałęzi w kierunku kamery, a więc ku widzom.
" Robinsona" kręcono w układzie stereopary na taśmie 70 mm, a wyświetlano na ekranie tak zwanym barierowym, wykonanym z ponad 30 tysięcy drutów miedzianych rozciągniętych pionowo w regularnych odstępach.
W tym czasie trwała już inwazja telewizji, zagrożone kino miały uratować nowinki techniczne i wystawność. Za tą pierwszą uznano trzy wymiary. Opowiadający o lwach ludojadach niskobudżetowy "Diabeł Bwana" (1952 rok) był pierwszym amerykańskim filmem kolorowym 3D. Odniósł niezwykły sukces, w wyniku którego ponad pięć tysięcy kin w USA przystosowało swoje wyposażenie do wyświetlania w trzech wymiarach. W 1952 roku "Diabeł Bwana" nie miał konkurencji, rok później zrealizowano aż 27 filmów trójwymiarowych, ale w 1954 roku zaledwie 16, zaś w 1955 roku już tylko... jeden. W tym czasie premierę miał "Gabinet figur woskowych" (1953 rok) - pierwszy film w 3D z dźwiękiem stereofonicznym. Jego reżyser Węgier André de Toth miał tylko jedno oko, więc nie był w stanie podziwiać trójwymiarowych fajerwerków, jakie oferowało jego dzieło. Rok później na ekrany weszło "M jak morderstwo" Hitchcocka. Nakręcono je w trójwymiarze, ale w związku ze spadkiem zainteresowania tą technologią większość kin wyświetlała ów kryminał w wersji zwykłej.
Szczęki 3D Szczęki 3D
Nie oznacza to, że do XXI wieku w filmowym 3D nic się nie działo, niemniej z osiągnięciami złotej ery lat 50. porównania nie ma. Oczywiście cały czas ulepszano jakość i wymyślano kolejne systemy, ale przełom nie nastąpił. Pewne ożywienie przyniosła dopiero połowa lat 80. Po części przyczynił się do tego system IMAX. Pierwsze kino IMAX 3D otwarto w roku 1986, ale pierwszy film fabularny przeznaczony dla niego miał premierę dopiero dziesięć lat później. W tym okresie nakręcono w trójwymiarze między innymi fatalny drugi sequel "Szczęk" pod tytułem "Jaws 3D". Ostatnie dziesięciolecie XX wieku to zapomniane trójwymiarowe filmy bądź ciekawostki w rodzaju wykorzystania możliwości trzeciego wymiaru we "Freddy nie żyje: Koniec koszmaru" (1991 rok). Otóż pod koniec szóstej części krwawych wyczynów Kruegera, od momentu gdy kobieta zakłada okulary 3D, sceny zostały nakręcone w tej technice.
Wreszcie filmowa wiktoria z potrójnym D?
Najnowsze otwarcie X muzy na trzeci wymiar przyniósł rok 2003. Wtedy to James Cameron zaprezentował dokument o wyprawie do wraku Titanica pod tytułem "Głosy z głębin 3D". Wkrótce zaczęło przybywać także fabuł, ale Cameron przelicytował wszystkich "Avatarem". Jego niebywały sukces zaowocował między innymi pomysłem nakręcenia dwóch sequeli oraz kolejnymi fabułami w 3D.
Jak zwykle na techniczną nowinkę filmową zareagowała branża porno, niemniej do szumnie zapowiadanej premiery pornoparodii "Avatara" jak dotąd nie doszło. Pierwszy w dziejach nowoczesny trójwymiarowy film XXX powstał w Hong Kongu. "3D Sex and Zen: Extreme Ecstasy" zarobił krocie, stąd nietrudno zgadnąć, jakie będą tego konsekwencje...
Trzeba zaznaczyć, że nie jest to pierwszy trójwymiarowy film porno w ogóle, bowiem próby podejmowano już znacznie wcześniej. John Holmes wystąpił w co najmniej dwóch takich produkcjach w drugiej połowie lat 70. Potwierdza to poświęcony mu dokument "Król porno. 35 centymetrów Johna Holmesa", który niedawno pokazywał kanał Planete.
Dlaczego tak długo trwało wdrożenie 3D na potrzeby kinowe? Cóż, przede wszystkim fotografie można było oglądać przez stereoskopy, które były niepraktyczne lub wręcz niemożliwe do użycia w wieloosobowej sali kinowej. A do tego zwyczajnie nie widziano takiej konieczności, skoro publika dopisywała lub była usatysfakcjonowana mniej skomplikowanymi i tańszymi nowinkami.
Obecna trójwymiarowa rewolucja dotyczy między innymi telewizji, niemniej dzieje trzech wymiarów dla tego medium sięgają prawie jego początków. Dla przykładu rumuński fizyk i wynalazca Theodor V. Ionescu zdobył patent na realizację trójwymiaru kinowego i telewizyjnego już w 1936 roku! Historia wszystkich innych urządzeń mogących pokazywać 3D jest znacznie krótsza i w zasadzie jest pochodną starszych rozwiązań. Wszak trójwymiar można uzyskać na każdym sprzęcie mającym ekran, toteż jest on dostępny na monitorach komputerowych czy w komórkach. Trzeba tylko opracować lub dopasować technologię i pozyskać materiał stereoskopowy.
Jaka będzie przyszłość 3D? - Niewątpliwie będą trwały prace i w końcu zostaną opracowane efektywne sposoby prezentacji trójwymiaru bez okularów na ekranach kinowych, telewizyjnych i komputerowych. To tylko jeden z powodów mojej pewności, że różne techniki obrazowania trójwymiarowego pozostaną już na trwałe w obszarze powszechnego użytku, wzbogacając zakres wrażeń wizualnych i pokazując elementy rzeczywistości w sposób niedostępny zwykłej fotografii - twierdzi Borys Wasiuk. - Obrazowanie stereoskopowe nie nadaje się jednak do wszystkiego i nie zawsze jest wskazane, tym bardziej że wymaga większej wiedzy i dodatkowych nakładów. Na pewno będzie współistnieć z tradycyjnym obrazowaniem 2D, tak jak fotografia kolorowa z czarno-białą. Dodajmy, że nowy wymiar w 3D może otworzyć holografia (jej początki to koniec lata 40., pierwsze sukcesy na gruncie filmowym nastąpiły w latach 70.). Ale to skomplikowana, ciągle rozwijana technika i w obecnej formie nienadająca się do upowszechnienia.
Prawie pewny jest postęp w zakresie uzyskiwania trzech wymiarów na różne potrzeby. Niemniej w samym kinie przyszłość 3D stoi pod znakiem zapytania. Postavatarowski entuzjazm na rynku kinowym wyraźnie opadł. Nic więc dziwnego, że redaktor naczelny miesięcznika "Film" Jacek Rakowiecki jest dość sceptyczny: "Nie wierzę, że 3D zagarnie cały rynek filmowy. Jest bowiem bardziej sztuczką cyrkową niż wartością dla obrazu filmowego samą w sobie. Miejsce na sztuczki oczywiście jest - w superprodukcjach, filmowym fantasy i s.f., batalistyce, a nawet w pornosach. A pisanie, że to taka sama rewolucja jak z dźwiękiem i kolorem to demagogia: 3D próbowano wprowadzać od dziesięcioleci, a tamtym - mimo naturalnego oporu przed każdą zmianą - udało się to jednak za jednym zamachem. Niewątpliwie potężnym argumentem za zmianą są większe pieniądze, które można zedrzeć z widza, oraz aura nowości i nowoczesności, które w naszych czasach stały się przedmiotem bałwochwalstwa. Dlatego końca tego pojedynku nie można w stu procentach przewidzieć. Kapitalizm bowiem do perfekcji opanował metody wciskania nam rzeczy, których wcale nie potrzebujemy, i zmuszania nas do uznania, że żyć bez nich nie możemy...". Analogia do dźwięku i koloru wydaje się przekonująca, niemniej w przeciwieństwie do 3D te dwa elementy były łatwiejsze do wprowadzenia i od razu zostały wdrożone na zadowalającym poziomie. Z trzecim wymiarem tak łatwo nie poszło, a czy jest równie potrzebny jak dźwięk i kolor, zadecydujemy sami. No - z pomocą machiny reklamowo-piarowskiej, oczywiście.
Łukasz Dziatkiewicz - filmoznawca i krytyk filmowy, ale przede wszystkim dziennikarz niezależny. Karierę rozpoczął z końcem XX wieku i dziś łatwiej wymienić, gdzie jeszcze nie publikował. Zajmuje się nie tylko filmem, bo i szeroko rozumianą kulturą (szczególnie tą popularną), historią, stylem życia, grami i mniej znanymi sportami, czasem nauką i techniką, a nierzadko pochłaniają go jeszcze inne tematy. Uprawiał prawie wszystkie formy dziennikarskie: od felietonów po wywiady. Łukasz ma największą w Polsce kolekcję starych przedmiotów (m. in. pocztówki, zdjęcia, książki) związanych z bilardem, niemniej grać woli na flipperach. Jest prezesem Polskiego Stowarzyszenia Flipperowego. Rzecz jasna pisał również niejednokrotnie o flipperach i bilardzie.
współpraca i konsultacja translatorska: Robert Gałązka