Liczby nie kłamią. Najbogatsi w pierwszym kwartale tego roku bez porównania mniej licznie niż rok temu zawitali do stolicy Wielkiej Brytanii. Obłożenie najdroższych londyńskich hoteli sięgało z początkiem tego roku ledwo 65 proc. To wg STR, amerykańskiej spółki specjalizującej się w badaniu i rejestrowaniu zmian na globalnym rynku hotelowym, najgorszy wynik od 2009 roku, kiedy świat był pogrążony w recesji i o 70 proc. gorszy od danych sprzed roku.
Tutaj, tak na marginesie dodajmy co STR rozumie pod pojęciem najdroższych londyńskich hoteli. Zwykle oznacza to cztero i pięciogwiazdkowe placówki i gdzie cena za najtańszy pokój zaczyna od około 300 funtów za noc. W tym przeciętnym luksusie są oczywiście perełki – takie jak choćby niedawno ponownie otwarty legendarny Lanesborough w pobliży Hyde Parku, gdzie karmi nas kucharz, który zdobył trzy gwiazdki Michelina i gdzie za apartament królewski trzeba zapłacić 25 tys. funtów za noc. To sporo, ale dodajmy, że w tej cenie mamy do dyspozycji na dobę również szofera z samochodem – nie byle jakim, bo marki Rolls-Royce.
Zdaniem analityków STR najbogatsi ludzie świata, w tym klienci luksusowych londyńskich hoteli, są bardziej wrażliwy od przeciętnych biznesmenów lub zwyczajnych turystów na polityczne zamieszanie. I kiedy rośnie jakiekolwiek ryzyko polityczne, rezygnują z podróży.
A powodów do zmartwień mają ostatnio sporo. Po pierwsze, boją się terrorystów. Za spadki rezerwacji w drogich hotelach w całej Europie odpowiadają po części ostatnie zamachy terrorystyczne w Brukseli i w Paryżu. Londyn jest jednym z tych miast, gdzie trzeba się liczyć z możliwością kolejnego zamachu – zwłaszcza, że w przeszłości to już się stało...
Po drugie. wielki biznes przyjął postawę wyczekują przed referendum dotyczącym wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Wstrzymano transakcje przejęć, o wielkich fuzjach się teraz nie rozmawia. Nie ma więc potrzeby podróży. Tę opinię hotelarzy i specjalistów z STR potwierdzają dane dotyczące ostatnich fuzji na brytyjskim rynku. Z danych zabranych przez Bloomberga wynika, że brytyjski rynek fuzji i przejęć zanotował w minionym kwartale najgorszy wynik od sześciu lat – wielkich transakcji jest mniej o blisko 40 proc. niż rok temu. I szacuje się, że ten stan utrzyma się do referendum.
Luksusowe hotele – w tym te w Londynie – dużo mniej również zarabiają, ponieważ przybywa do nich mniej rozkochanych w luksusie rosyjskich biznesmenów i oligarchów.
Część z nich zbiedniała przez sankcje. Niektórzy nie mogą przyjechać, bo trafili na listę osób objętych zakazem wjazdu na teren Unii Europejskiej. A jeszcze inni – i tych jest najwięcej - zauważyli, że rubel jest o jedną czwartą słabszy niż przed rokiem i zagraniczna podróż, zwłaszcza do drogiego hotelu, stała się dla nich nieprzyjemnie droga.
Będzie lepiej? Z pewnością. Ale ryzyko polityczne musi zmaleć. Na początek Brytyjczycy muszą zagłosować za pozostaniem w Unii. Dobrze byłoby też rozwiązać problem uchodźców. No i doprowadzić do zmiany władzy w Rosji – ale to już marzenie ściętej głowy.
Tekst pochodzi z blogu "Subiektywnie o giełdzie i gospodarce"
Na taką taksówkę mogą sobie pozwolić tylko najbogatsi