W roku 2015 ludzie w tak zwanym wieku poprodukcyjnym (kobiety po ukończeniu 60 roku życia i mężczyźni po ukończeniu 65 roku życia) to już blisko 20 procent całego społeczeństwa. Jeszcze w 1980 było to niewiele ponad 10 procent:
Rośnie liczba ludności w wieku poprodukcyjnym GUS
Te same dane można pokazać jeszcze inaczej: na sto osób w wieku produkcyjnym (czyli po osiemnastych urodzinach, ale przed osiągnięciem wieku emerytalnego) w 1980 przypadało 20 osób w wieku poprodukcyjnym. W roku 2000 było ich już dwudziestu czterech. A w 2015 aż 31
Liczba osób w wieku poprodukcyjnym przypadająca na 100 osób w wieku produkcyjnym GUS
Co gorsze, według prognoz GUS, w roku 2050 na sto osób w wieku produkcyjnym będą przypadać już aż 52 osoby w wieku poprodukcyjnym
Prognoza demograficzna GUS GUS
W 2050 siedemdziesięciolatków będzie o 300 tysięcy więcej niż dzisiaj. Za to osób trzydziestoletnich będzie o 300 tysięcy mniej niż dzisiaj.
Prognoza demograficzna GUS GUS
Prognoza wygląda tak źle dlatego, że w najbliższych latach (trzydziestolatkowie roku 2050 powinni się urodzić za kilka lat) urodzi się znacznie mniej dzieci niż powinno. A stanie się tak, ponieważ dziś generalnie rodzi się mniej dzieci niż kiedyś. Pokazuje to współczynnik dzietności kobiet. Dziś kobieta ma w życiu przeciętnie zaledwie 1,29 dziecka.
Aby uniknąć kłopotliwych w tym przypadku ułamków można to tłumaczyć tak: dziesięć statystycznie przeciętnych kobiet dzisiaj rodzi w życiu 13 dzieci. W 1980 dziesiątka statystycznie przeciętnych kobiet rodziła 23 dzieci. Różnica jest kolosalna.
Wskaźnik dzietności w Polsce GUS
Będziemy więc mieć coraz więcej ludzi żyjących z emerytur, czyli będących na utrzymaniu państwa. Państwu będzie z kolei coraz trudniej organizować pieniądze na emerytury, bo coraz mniej ludzi będzie w wieku produkcyjnym. Możliwe więc, że będziemy mniej produkować i płacić mniej podatków. Ciężar finansowy związany z zapewnieniem ludziom godnej starości będzie nieporównywalnie większy niż dzisiaj.
Chyba, że nastąpi jedna z trzech rzeczy:
- zapewnimy sobie spory napływ imigrantów, którzy uzupełnią nasz rynek pracy i pomogą podtrzymać potencjał naszej gospodarki. Ale wtedy będziemy musieli się zgodzić na dość zasadnicze zmiany społeczne – Polska przestanie być krajem jednolitym narodowościowo. Trudno powiedzieć, czy to będzie do zaakceptowania dla wszystkich.
- postęp technologiczny sprawi, że zasadniczo wzrośnie wydajność pracy. Wtedy nawet mniejsza liczba ludzi pracujących będzie w stanie wytworzyć więcej niż dziś, czyli technologia zwycięży demografię. Dzięki temu gospodarka będzie dalej rosnąć i spokojnie zarobimy na przyszłe emerytury
- państwa nie mając innego wyjścia będzie finansować emerytury z długu. Sytuacja demograficzna jest podobna na całym świecie, więc będzie to zjawisko globalne – po prostu ludzkość będzie musiała się przyzwyczaić do tego, że jest znacznie bardziej zadłużona niż kiedykolwiek wcześniej. Być może długi te będą potem spłacane pieniędzmi drukowanymi przez banki centralne, co zapewne będzie napędzać inflację. To oczywiście będzie grozić konsekwencjami w postaci kryzysów gospodarczych.
Czyli lepiej jednak trzymać kciuki za postęp technologiczny. Najlepiej jakiś duży przełom i to szybko, bo demograficzna katastrofa już się zaczęła.