Na miejscu pierwszym znalazły się niektóre leki na przeziębienie - te, które zawierają pseudoefedrynę, substancję działającą przeciwbólowo i pobudzająco. Znajduje się np. w tabletkach dostępnego i w Polsce Sudafedu. W USA, by ten lek kupić, trzeba przedstawić dokument tożsamości i jeszcze zgodzić się na zapisanie informacji o zakupie w specjalnej bazie danych. Istnieje bowiem miesięczny limit zakupu leków z psedoefedryną przez pojedynczego klienta apteki. Z bronią jest łatwiej - zarejestrować się jako jej nabywca trzeba tylko w kilkunastu stanach.
Trudniej jest też kupić od broni za oceanem, jak pisze MarketWatch, komórkę u operatora z abonamentem na dwa lata. W tym celu sprzedawca musi sprawdzić wiarygodność kredytową nabywcy - w wypadku pistoletu niczego takiego nie robi - a czasem nawet pobrać dodatkową kaucję.
Rozmowa przez telefon fot. flickr.com/Hernán Pinera, CC BY-SA 2.0
Bez porównania trudniej też stać się właścicielem zwierzaka pochodzącego z odpowiednika naszego schroniska dla zwierząt lub od organizacji zajmującej się poszukiwaniem opiekunów dla czworonogów niż kupić broń w USA. W tym wypadku wymagana jest podwójna identyfikacja - dokument tożsamości wraz z dowodem na stałe zamieszkanie. A do tego czasem nie obejdzie się jeszcze bez wizji lokalnej mieszkania przyszłego opiekuna zwierzaka.
W schronisku dla zwierząt w Sandomierzu PAWEŁ MAŁECKI
Na koniec MarketWatch zwraca uwagę na to, że broń palną w USA jest też łatwiej kupić od licencji na łowienie ryb lub polowanie. Wtedy bowiem musimy przedstawić swój numer Social Security - to coś jak nasz PESEL, pozwalający się między innymi rozliczać z fiskusem. I żeby było jeszcze ciekawiej, takiej licencji w rodzaju karty wędkarza nie dostaniemy w niektórych stanach, jeżeli mamy nieuregulowane płatności w ramach alimentów na rzecz naszych dzieci. W wypadku broni w Stanach natomiast takie drobiazgi jak spóźnione alimenty oczywiście nie mają znaczenia.
Tekst pochodzi z blogu "Subiektywnie o giełdzie i gospodarce"