W połowie września na ulice Pittsburgha wyjechały autonomiczne Fordy Fusion z logu Ubera. Wyposażone między innymi w 20 kamer i specjalny radar są w stanie bez pomocy kierowcy przewieźć pasażera w dowolne miejsce amerykańskiego miasta.
To jednak tylko test. W każdym z nowych pojazdów siedzi więc również inżynier-kierowca, który ma nadzorować pracę systemu prowadzącego samochód. Gdyby coś poszło nie tak, ma przejąć kierownicę od automatu. Uber, rozpoczynając testy autonomicznych w Pittsburgu wybiega w przyszłość – ale wydaje się, że
wcale nie tak bardzo odległą.
Za kilka lat pojazdy bez kierowców będą częściej spotykane na drogach, za kilkanaście będą normą, a za kilkadziesiąt będą zaskakiwać mniej od tych, w których to człowiek będzie kierował, a nie maszyna. Uber chce czas oczekiwania na godne zaufania pojazdy bez kierowcy skrócić do minimum – i dlatego rozpoczyna testy w Pittsburgu oraz dlatego latem zainwestował w start-up Otto, który pracuje nad rozwojem technologii związanej z samochodami autonomicznymi. A robi to wszystko, by jak najszybciej zmniejszyć koszty swojej działalności i jak najwięcej zarabiać.
Kierowcy bowiem najwięcej ważą w kosztach amerykańskiej spółki i w ogóle całej branży przewozów pasażerskich. Uber chce się więc ich pozbyć. Może dzięki temu w historii tej firmy w końcu pojawią się poważne zyski...
Czytaj więcej: W marcu w Warszawie atakowane były auta kierowców współpracujących z Uberem. Kto na tym najwięcej stracił?
Uber Autonomus Cars Gene J. Puskar (AP Photo/Gene J. Puskar)
Tasha Keeney, analityczka specjalizująca się w ocenie innowacyjnych projektów z firmy ARK Investment Management twierdzi, że eksploatacja samochodów autonomicznych oznacza dużo mniejsze koszty. Po pierwsze dlatego, że nie ma w nich kierowców. Po drugie, mogą być używane nonstop – z drobnymi przerwami na tankowanie, posprzątanie lub serwis. Maszyny się nie męczą, maszyny nie mają, jak ludzie, ośmiogodzinnego dnia pracy. Keeney wyliczyła, że koszt eksploatacji autonomicznego auta wyniesie około 35 centów na przejechaną milę. To szokująco mało, biorąc pod uwagę, że przejechanie tej samej mili teraz taksówką w USA kosztuje średnio 3,46 dol., a więc prawie 10 razy więcej!
Analityczka z ARK Investment Management nie wie do końca, jaki model biznesowy w nieodległej przyszłości wybierze Uber – czy będzie autonomiczne pojazdy leasingował lub kupował bezpośrednio od producentów, czy też, podobnie jak do tej pory, będzie korzystał z tych, które należą do współpracujących z nim „taksówkarzy”. W każdym z tych modeli jednak z kolumny „Koszty” znikną wynagrodzenia dla kierowców. Pojawią się oczywiście nowe – np. pracownicy specjalnego nadzoru, którzy na ekranach komputerów będą patrzyli i pilnowali autonomicznych taksówek podróżujących po
mieście. Ale i tak, zdaniem Keeney, rezygnacja z kierowców będzie dla Ubera finansowym przełomem.
Czytaj więcej: Apteki dla kierowców. Kolejna moda z USA zawitała do Polski
Uber-Detroit Gene J. Puskar (AP Photo/Gene J. Puskar, File)
Problem tylko w tym, że samym kierowcom pomysł rezygnacji z ich pracy się już nie podoba, chociaż taksówki bez ich udziały to ciągle pieśń jutra. Liczna grupa – 35 tys. kierowców – z Nowego Jorku współpracująca z Uberem już przygotowuje kampanię wymierzoną w pomysły firmy związane z autonomicznymi samochodami. Sam Uber uspokaja – jego rzecznik twierdzi, że w przyszłości kierowcy też się przydadzą. Tylko część samochodów będzie jeździła bez nich.
Aha. A świstak siedzi i zawija je w te sreberka.
Tekst pochodzi z blogu „Subiektywnie o giełdzie i gospodarce”