mBank oferuje swoim klientom – posiadaczom kredytów „frankowych” – przewalutowanie ich zobowiązań na złote. Cóż, sądząc po pozwach i publicznych skargach zdaje się, że wielu frankowiczów chętnie by się kredytu walutowego pozbyło. mBank wychodzi więc tym oczekiwaniom naprzeciw.
Wysyła do klientów propozycje przewalutowania kredytu po średnim kursie NBP. Teraz on i tak jest stosunkowo niski, bo wynosi „tylko” ok. 3,85 zł.
mBank, przewalutowanie kredytu we frankach na złote .
Problem jednak w tej propozycji jest taki, że po przewalutowaniu kredytu „frankowego” na złotówki rata leci w kosmos. Mój znajomy w przesłanym zrzucie ekranu pokazuje, że oprocentowanie kredytu w złotych wynosiłoby po przewalutowaniu ok. 2,75 proc., tymczasem ta stopa dla zobowiązania frankowego to obecnie 0,36 proc. Jak wylicza, rata jego kredytu po przewalutowaniu wyniosłaby tyle, ile rata kredytu we frankach przy kursie… 4,94 zł.
mBank, przewalutowanie kredytu we frankach na złote .
Co prawda mBank kusi tym, że nie pobierze opłaty za aneks do umowy ani prowizji za zmianę waluty kredytu, a także że pokryje koszt aktualizacji wpisów w księdze wieczystej, ale nawet „oszczędności” rzędu 1-2 tys. nie stanowią raczej argumentu za tą ofertą.
Żeby była jasność – propozycja mBanku to nie jest żadna blaga czy szulerstwo. Po prostu – tak wygląda rzeczywistość. Nie ma tu żadnego haczyka, ale też nie ma żadnego ustępstwa ze strony mBanku – np. zwrotu „spreadów” czy obniżenia zadłużenia. Nie – po prostu kwotę, którą frankowicz „wisi” mBankowi ten przelicza na złote po aktualnym kursie i niejako w miejsce kredytu „frankowego” udziela nowego, już w złotówkach. Dług w złotych pozostaje taki sam. Za to z racji, że oprocentowanie kredytów w złotych jest (i zawsze było) znacznie wyższe od ofert frankowych, to rata staje się dużo pokaźniejsza. Zresztą właśnie argument o różnicy w oprocentowaniu (szczególnie w jego rynkowym elemencie – czyli wyższej rynkowej stopie WIBOR dla kredytów w złotych i niższej LIBOR dla kredytów we frankach), a co za tym idzie – w wysokości raty – był koronny przy oferowaniu właśnie kredytów frankowych.
mBank tą propozycją mówi swoim klientom „Nie chcesz już kredytu we frankach i związanego z nim stresu z powodu drogiej waluty? Proszę bardzo – możesz go sobie przewalutować na złote”. Może ta oferta ma też walor „edukacyjno-perswazyjny” – „Popatrz! Rata kredytu w złotych totalnie by cię dobiła, kredyt we frankach nie jest taki zły”. Jedno jest pewne – nie zależy jej traktować jako przełomu dla frankowiczów, próby kompromisu ze strony mBanku czy pokajania się go za udzielanie kredytów frankowych.
Ustawowego „odfrankowienia” kredytów nie będzie. Swoje pomysły na taki ruch ma PO (umorzenie przez banki połowy „nawisu” walutowego, czyli różnicy w aktualnym zadłużeniu i zadłużeniu gdyby frank nie zdrożał) i Kukiz’15 (przeliczenie kredytu po kursie zaciągnięcia – tak, jakby franków nigdy nie było), ale ich propozycje nie są traktowane jako kluczowe.
Na pomyśle przymusowego przewalutowania przejechał się już też prezydent Andrzej Duda, proponując na początku 2016 r. „kurs sprawiedliwy”. Rakiem wycofał się z tej idei. Jego nowy pomysł (już bardziej prawdopodobny, choć nadal niewiele się w jego sprawie dzieje) zakłada wyłącznie zwrot przez banki części tzw. spreadów walutowych. Na razie projekt „leży” w speckomisji w ramach Komisji Finansów Publicznych.
Rozwiązaniem mają być parametry regulacyjne dla banków, które powinny je skłonić do dobrowolnego podejmowania negocjacji z klientami w sprawie przewalutowań. - To będzie taki kobiecy przymus - banki będą mogły odmówić, ale znajdą się wtedy w bardzo trudnej sytuacji – mówił w marcu Adam Glapiński, prezes Narodowego Banku Polskiego. To pod skrzydłami Komitetu Stabilności Finansowej, w którym zasiada między innymi prezes NBP, były tworzone te regulacje dla banków. Glapiński mówił w marcu, że banki rozpoczną "masowo" rozmowy z klientami w sprawie przewalutowania w połowie roku.
Sądząc po propozycji mBanku, na razie zapowiedź nowych wymogów kapitałowych za utrzymywanie kredytów frankowych niespecjalnie banki przestraszyła.
Zawsze frankowicze mogą też szukać sprawiedliwości w sądach, tak jak poradził im w lutym Jarosław Kaczyński.