Jak podaje "Rzeczpospolita", na zagraniczne wyjazdy za pośrednictwem biur podróży wciąż najchętniej udajemy się do Hiszpanii, Grecji, Bułgarii, Turcji i Egiptu.
W tym roku w lipcu koszt pobytu dla jednej osoby wynosił średnio 2490 zł i był wyższy o 5 proc. w stosunku do 2016 r.
Dlaczego było drożej, choć złoty nie słabnie, a inflacja nie przyspiesza? Powodów jest kilka. Pierwszy to przerzucenie na klientów obowiązkowej składki na Turystyczny Fundusz Gwarancyjny. Ustawa ją wprowadzająca weszła w życie w listopadzie ubiegłego roku, po tym, jak w środku sezonu kilka biur podróży ogłosiło bankructwo, choć ich klienci wciąż przebywali w zagranicznych hotelach. W efekcie wszyscy turyści składają się na ewentualne pokrycie kosztów powrotu do kraju oraz zwrot pieniędzy za przerwane bądź odwołane wakacje, gdyby podobna sytuacja znów miała miejsce.
Ile dokładamy? Jeżeli lecimy samolotem czarterowym, a dany kraj nie ma połączenia lądowego z Polską, to 15 zł od osoby. Za imprezy nieczarterowe realizowane poza Europę - 13 zł od osoby. A za imprezy autokarowe i oparte o loty rejsowe w Europie za wyjątkiem krajów mających granicę lądową z Polską - 10 zł od osoby.
Kolejny powód średniego kosztu pobytu jest już o wiele przyjemniejszy - po prostu stać nas na lepsze, a więc i droższe hotele. W lipcu tego roku 63 proc. turystów zatrzymywało się w hotelach cztero i pięciogwiazdkowych. W 2016 r. było ich 59 proc. - wynika z cytowanego przez "Rz" raportu Travelplanet.pl
Wakacje nad polskim morzem wciąż są wyborem nie tylko patriotycznym, ale również ekonomicznym. Nie licząc kosztów dojazdu średni koszt pobytu za osobę wyniósł w lipcu 1183 zł.
Co ciekawe, po zeszłorocznym boomie na wyjazdy rodzinne (22,3 proc.) w tym roku na wakacje z dziećmi zdecydowała się co siódma osoba (14,6 proc.). Warto jednak podkreślić, że to dane Travelplanet.pl, a krajowe wyjazdy Polacy raczej organizują na własną rękę, dlatego wynik nie musi oddawać faktycznych proporcji.
Biura podróży szacują, że w tym roku sezon wakacyjny przedłuży się nawet do pierwszych dni września. Rodzice coraz częściej zwalniają dzieci z pierwszych dni szkoły, by skorzystać z oferty tańszej nawet o kilkanaście procent.
Ofert do tańszych destynacji, takich jak chociażby Bułgaria, Tunezja czy Turcja rozchodzą się czasem w kilka minut. To jeden z powodów, dla których nie warto polować na ofertę last minute, bo może jej po prostu nie być.
Ci, którzy chcą nieco zaoszczędzić i mieć gwarancję, że pojadą do hotelu, który wybiorą, a nie tego, który zostanie, powinni zainteresować się opcją first minute, czyli kupnem wyjazdu ze sporym wyprzedzeniem.