Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że w ciągu pierwszych dziesięciu miesięcy bieżącego roku deweloperzy oddali do użytkowania 68 010 mieszkań (wzrost o 11,8 proc. w stosunku do podobnego okresu 2016 roku), a uzyskali pozwolenia na budowę 109 715 (wzrost o 27,2 proc). Rozpoczęli też budowę 87 311 mieszkań, co daje wzrost o 23 procent w stosunku do 2016 roku.
Intensywnie wzrosła również aktywność inwestorów indywidualnych – oddanych do użytkowania zostało 66 070 mieszkań, co daje wzrost „tylko” o 6 procent, ale liczba rozpoczętych budów to 84 820 co daje już wzrost o 15,4 procenta. Inwestorzy indywidualni uzyskali także 97 966 pozwoleń, o 18,8 procenta więcej niż w analogicznym okresie 2016 roku.
Te wzrosty oznaczają, że rynek mieszkaniowy w Polsce znów kwitnie i widać to także w statystykach transakcji. Z danych raportu REAS cytowanych przez Home Broker, wynika że między IV kwartałem 2016 a III 2017 zawarto na rynku pierwotnym 72 tysiące transakcji między deweloperami, a klientami, co dało rekordowy wzrost o 23 procent. A dane te nie obejmują wszystkich miejscowości w Polsce, więc trzeba wziąć poprawkę na to.
Niepokoić może trochę fakt, że jak przed 2008 rokiem, gdy nastąpił poprzedni krach na rynku nieruchomości, Polacy kupują tzw. dziurę w ziemi. Na rynku pierwotnym najwięcej jest bowiem mieszkań niegotowych. W Gdańsku odsetek mieszkań gotowych do zamieszkania to 9 procent, w Warszawie 11 procent a w Krakowie 16 procent. Z większych miast jedynie w Poznaniu jedna czwarta dostępnych lokali to mieszkania gotowe.
Według Home Broker rynek napędzany jest przez niskie stopy procentowe, stabilną gospodarkę i wzrost płac. Tymczasem, okazuje się, że znaczną część mieszkań Polacy kupują za gotówkę i może grozić nam tąpnięcie na rynku mieszkaniowym, o czym w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” mówił architekt Zbigniew Maćków. Zauważył on, że Polacy nie inwestują w biznes, tylko w „bezpieczne” nieruchomości dające zysk z wynajmu. W trakcie swojej współpracy z deweloperami architekt spostrzegł, że w wielu inwestycjach osoby prywatne kupują mieszkania „hurtem” pod krótkoterminowy wynajem (czyli np. dla turystów).
Tego typu inwestycje oczywiście sprzyjają wzrostowi cen na rynku mieszkaniowym, ale także zmniejszają dostępność nieruchomości dla osób z przeciętnymi dochodami. Polacy nadal traktują kupno mieszkania, jako symbol sukcesu materialnego, a równocześnie 45 procent tych, którzy mieszkania nie mają jest przeświadczonych, że nie będzie ich stać na zakup nieruchomości. To może skłaniać do wniosku, że na polskim rynku mieszkaniowym popyt jest wytwarzany sztucznie i tak też rosną ceny. Może nie ma podobieństwo (z możliwym wyjątkiem Krakowa) do rynków popularnych destynacji turystycznych, na których dostępność mieszkań dla lokalnej ludności spadła wskutek popytu na lokale pod wynajem krótkoterminowy, ale niepokojące sygnały jednak dochodzą.
Na szczęście, według analityków ING poprawiła się w ostatnim czasie dostępność mieszkań, a Polacy jednak raczej optymistycznie patrzą na sytuację na rynku nieruchomości. Nietrudno jednak oprzeć się wrażeniu, że wystarczy drobna zmiana sytuacji gospodarczej, by rynek nieruchomości znów przeżywał trudności. Ceny rosną obecnie szybko, kupujemy „dziurę w ziemi” i choć kupujemy mieszkania za gotówkę, to wystarczy nieduży wzrost stóp procentowych, by z rynku odpadła znacząca część klientów. A stopy mamy na historycznie najniższym poziomie od lat.
***