Według zapowiedzi sprzed kilku dni strajk miał rozpocząć się 1 maja i trwać do odwołania. Taką wolę wyraziło 92 proc. pracowników należących do związków zawodowych biorących udział w referendum w sprawie przystąpienia do protestu.
Władze spółki od początku jednak twierdziły, że protest jest nielegalny i starały się zabezpieczyć płynność ruchu. Późnym popołudniem w piątek okazało się, że strajku zakazał warszawski sąd okręgowy, a dziś pojawiały się informację o wycofaniu poparcia dla akcji protestacyjnej przez trzy organizacje związkowe.
- Nie chcę mówić, że jest to triumf czy zwycięstwo pracodawcy. To jest zwycięstwo naszych pracowników, którzy nie poddali się presji nawoływania do nielegalnych działań i nie przyłączyli się tej akcji - poinformował w TOK FM rzecznik LOT- u Adrian Kubicki.
Główne żądania związkowców dotyczą wzrostu wynagrodzeń. Przede wszystkim domagają się oni przywrócenia regulaminu wynagrodzeń z 2010 roku. Kiedy firma była zagrożona bankructwem, zgodzili się na zmianę sposobu naliczania pensji pod warunkiem, że dawne zasady wrócą w 2016 roku. Obecny system jest ich zdaniem niesprawiedliwy. Pracownicy wskazują, że prawie połowa ich pensji uzależniona jest od dodatków, dlatego nie są w stanie przewidzieć, ile zarobią.
Zarzucają również spółce, że chwali się swoją świetną kondycją finansową, ale nie przekłada się to na podwyżki dla pracowników.