Złożenie wniosku o upadłość to zwykle ostatni, schyłkowy etap w życiu każdej firmy. Z Próchnikiem jest jednak nieco inaczej. Spółka w swoim komunikacie podkreśla, że nie jest to akt kapitulacji i że nadal chce się dogadać ze swoimi wierzycielami.
Świadczy o tym także fakt, że spółka do wniosku o upadłość dołączyła jeszcze jeden wniosek. W tym drugim prosi o "wstrzymanie rozpoznania wniosku o ogłoszenie upadłości", aż do momentu wydania przez sąd orzeczenia w sprawie wcześniejszego wniosku o restrukturyzację spółki.
Problem polega na tym, że wierzyciele nie chcą się już dogadywać z Próchnikiem. Spółka pisze, że część z nich wszczyna już postępowania komornicze, a przedmiotem zajęć komorniczych są między innymi rachunki bankowe. To zagraża dalszej działalności spółki. Wniosek o upadłość paradoksalnie jest więc Próchnikowi potrzebny nie po to, żeby przestać istnieć, tylko po to, aby dalej móc funkcjonować.
Fragment komunikatu Próchnika o złożeniu wniosku o upadłość źródło: Próchnik SA
Wcześniej, pod koniec marca, spółka złożyła w sądzie inny wniosek - o postępowanie sanacyjne. Chciała przeprowadzić restrukturyzację, sprzedać jedną z dwóch swoich marek - Rage Age, za pieniądze ze sprzedaży pospłacać część długów i potem skupić się na rozwoju swojej marki podstawowej, czyli Próchnika. W tym scenariuszu wierzyciele musieliby się jednak zgodzić na to, że część ich pieniędzy przepadnie. Jak dotąd, Próchnik takiej zgody nie uzyskał, a z komunikatów spółki publikowanych w ostatnich miesiącach wynika, że raczej nie ma na to szans. Na tym polega dziś główny problem Próchnika.
Pod koniec kwietnia Próchnik opublikował swój raport za 2017 rok. Wynika z niego, że spółka w ubiegłym roku miała ponad 60 milionów złotych straty, a jej kapitał spadł poniżej zera: wynosi minus 14 milionów złotych. W takiej sytuacji dalsza działalność bez umorzenia części długów, albo zastrzyku nowego kapitału nie jest możliwa. W przypadku łódzkiego producenta płaszczy w tej chwili nie ma mowy ani o jednym, a o drugim.
Salony Próchnika nadal są jednak otwarte i to nie powinno się zmienić. Nawet gdyby faktycznie doszło do bankructwa, to syndyk masy upadłościowej nie powinien mieć dużego problemu ze znalezieniem kupca dla marki z tak dużymi tradycjami. Chociaż oczywiście nie ma tu żadnych gwarancji i scenariuszy gorszych, w którym marka znika z rynku także nie można wykluczyć.
Próchnik to spółka-symbol dla warszawskiej giełdy. Kiedy w kwietniu 1991 roku GPW rozpoczynała swoją działalność, na pierwszej sesji notowane były akcje pięciu spółek. Wśród nich był Próchnik. Co więcej: z tej pierwszej piątki do dzisiaj na giełdzie przetrwał tylko on. Pozostali z ówczesnych debiutantów (Exbud, Kable, Krosno, Tonsil) w ciągu ostatnich lat zostali z giełdy zdjęci.
Jeśli z warszawskiej giełdy zniknie także Próchnik, wtedy najdłużej notowaną spółką na polskiej giełdzie zostanie Żywiec, który pojawił się na niej także w 1991 roku, kilka miesięcy po "pierwszej piątce".