Sprytny wybieg polskich europosłów na razie się powiódł i jest szansa na opóźnienie prac. Chodzi o to, by przepisami zajął się już nowy Parlament Europejski, wyłoniony po majowych wyborach. Nasi europosłowie, składając setki poprawek, wykorzystali regulamin Parlamentu i zrobili wszystko co mogli, by opóźnić prace.
Teraz argumentują, że tak duża liczba poprawek oznacza, że przepisy zaostrzające zasady w transporcie międzynarodowym są złym projektem, a dalsze prace powinny być kontynuowane już po wyborach do PE.
Jeżeli tyle poprawek miałoby być na sesji plenarnej głosowane, to po pierwsze - potrwałoby to z pięć godzin, a po drugie - nikt nie wie, co by z tego głosowania wyszło. To głosowanie nie powinno się odbyć. Nie ma kompromisu. Głosowanie tego, przepychanie na siłę, może spowodować w Europie tylko bałagan
- skomentował europoseł Kosma Złotowski z PiS-u.
Cały czas będziemy do czwartku pisać, mówić, zbierać większość, aby ten pakiet się nie pojawił na forum Europarlamentu. Zbyt szybko chce się przegłosować złe, niedobre dla sektora transportu przepisy
- wtórowała europosłanka PO Elżbieta Łukacijewska.
Na szybkim przyjęciu przepisów zależy z kolei Komisji Europejskiej i krajom Europy Zachodniej, głównie Francji i Niemcom, które mówią o walce z dumpingiem socjalnym. Polska i kraje naszego regionu z kolei odpowiadają, że to protekcjonizm gospodarczy i próba wyeliminowania konkurencji z Europy Środkowo-Wschodniej z unijnego rynku. Dla Polski to sprawa kluczowa, bo ma największą flotę transportową w UE.