Boris Johnson mówił, że zablokowanie brexitu spotka się z karą ze strony wyborców. "Po trzech latach i dwóch terminach, których nie dotrzymaliśmy, musimy opuścić Unię 31 października" - mówił polityk, dodając, że Królestwo musi to zrobić na lepszych warunkach niż te, jakie znalazły się w porozumieniu z Unią wynegocjowanym przez odchodzącą premier Theresę May. "Umowę, którą parlament odrzucił już trzy razy" - przypomniał Boris Johnson, który był jedną z twarzy kampanii referendalnej zachęcającej Brytyjczyków do opuszczenia Wspólnoty.
Jednocześnie jednak polityk podkreślił, że jego priorytetem nie jest wariant twardego brexitu. Przyznał, że to rozwiązanie mogłoby wiązać się z trudnościami.
Wyjaśniam, że nie chcę brexitu bez umowy. I nie sądzę, że tak to się skończy. Ale jest rozsądne, by przygotować się na taki scenariusz - na serio i z werwą
- podkreślał polityk. W przeszłości eurosceptyczne skrzydło Torysów oskarżało otoczenie premier May, że nie rozważa tak naprawdę scenariusza twardego wyjścia.
Boris Johnson podkreślił wagę sektora publicznego i wsparcia ze strony państwa, mówiąc, że są one tak samo istotne jak przedsiębiorczość i wolny rynek, któremu z kolei zagraża - jego zdaniem - lewicowa opozycja pod przewodnictwem Jeremy'ego Corbyna.
W wyścigu o fotel szefa Partii Konserwatywnej, a więc także premiera Królestwa, bierze udział dziesięciu kandydatów. Dziś swą przemowę programową ma jeszcze wygłosić Sajid Javid, szef MSW. Zwycięzcę wyścigu powinniśmy poznać pod koniec lipca.
Czytaj też: Król gaf nazywany brytyjskim Trumpem. Boris Johnson może zostać premierem i dokończyć brexit