Prof. Artur Nowak-Far: Pomysł żeby dezawuować poszczególnych sędziów, po to aby uzasadnić jakieś zmiany natury ustrojowej oceniam negatywnie. Według mnie opisany mechanizm w krótkim okresie miał wywołać u niektórych ludzi złudne poczucie zrozumienia istoty przeprowadzanej zmiany, która generalnie miała zmniejszyć role społeczną sądów i sędziów oraz zwiększyć wpływ władzy wykonawczej, a więc polityków. Co ostatni mieli się jawić jako strażnicy moralności rzekomo zepsutych sędziów. W dłuższym okresie to działanie jest negatywne, bo osłabia państwo, któremu do jego własnej siły potrzebna jest przecież nieuzależniona od polityków władza sądownicza.
Materiał opublikowany przez Onet wyjaśnia pewne mechanizmy, motywacje osób, które jednak popierają osłabienie władzy sądowniczej. Wskazuje także na sposoby myślenia i poziom gotowości do podejmowania pewnych działań, które z uwagi na ich mizerny poziom moralny ostatecznie jednak zdyskredytowały nie samych sędziów, ale autorów i wykonawców działań skierowanych przeciwko nim.
Mechanizm jest taki, że – jak podał Onet.pl - jeden z wiceministrów znalazł osobę, która okazała się bardzo oddana zarówno jemu, jak i wizji osłabienia władzy sądowniczej, którą on foruje. Wiceminister ten godzi się na to, żeby inna osoba (zwana Emilią) z jego kręgu towarzysko-zawodowego, w sposób niezgodny z prawem, a przede wszystkim w zasadami moralności i dobrych obyczajów, aktywizowała się w mediach społecznościowych pod jego dyktando z wykorzystaniem informacji niepełnych, pomówień, insynuacji, aluzji, a nawet – jak się wydaje - nieprawdy. Można powiedzieć, że osoba ta wręcz oddał się pod kierownictwo tego wiceministra, a on to ochoczo wykorzystał do realizacji jakiś celów politycznych. Jednocześnie ta historia pokazuje, że Emilia, która występuje w tym materiale jest nie tylko w sumie narzędziem służącym do realizacji w sumie odrażających praktyk dezinformacyjnych, ale też ofiarą całego mechanizmu.
Jest bezwolnym narzędziem, któremu tylko czasami może wdawać się, że jest sprawcze, ale tak naprawdę działa w oparciu o jakieś pomysły i materiały, które tej osobie podrzuca jeden z wiceministrów. Przecież przy wolnych mediach to musiało ujrzeć światło dzienne i być może otworzyć Emilii oczy na jej w sumie pasywną role w tym okropnym procederze.
Z tej historii, jeżeli przyjąć, że to jest wszystko prawdą, wyłania się mechanizm działania koterii, w której zarówno "Emilia", jak i wspomniany wiceminister są pośrednio powiązani ze sobą i innymi osobami ze swojego bezpośredniego otoczenia i wymieniają sobie nawzajem usługi i dobra. Zgodnie z relacją Onet.pl, Emilia otrzymuje przecież za swoje odrażające działania w mediach społecznościowych obietnicę jakiejś nagrody. Nagroda jest m. in. za brutalny atak na jakieś konkretne osoby, w tym sędziego, który szefuje stowarzyszeniu Iustitia.
Jeżeli ujawnia się jakieś dane osobowe, czyli na przykład prywatny adres, osoby, która działa publicznie, ale jednak tego swojego adresu nie podała do publicznej wiadomości, to możemy mówić tak o naruszeniu prawa o ochronie danych osobowych, jak i o nękaniu (stalkingu). Nękanie to ma uprzykrzyć ofierze życie, poniekąd stworzyć szansę zwielokrotnienia złośliwego działania samego sprawcy poprzez umożliwienie innym osobom uprzykrzania ofierze życia. Stwarzanie takiej sytuacji, by ofiara czuła się osaczona, żeby miała wrażenie, że wszystko o jej życiu może być ujawnione.
Zrelacjonowane przez Onet.pl insynuacje, które Emilia czyniła w mediach społecznościowych, na przykład w kwestii rzekomej aborcji dokonanej przez żonę wspomnianego sędziego - ofiary jej działań, to też jest rodzaj stalkingu, nawet gdy - z oczywistych powodów – ani Emilia, ani inspiratorzy lub odbiorcy jej działań nie mieli wiedzy, czy to prawda, czy fałsz. Drugą kwestią jest to, że takie działanie narusza dobra osobiste ofiary, a jeżeli jest nią sędzia, to po prostu utrudnia mu prawidłowego, zgodne z oczekiwaniami społecznymi, funkcjonowanie w szeroko rozumianej przestrzeni publicznej.
Jeżeli ten mechanizm zaistniał w środowisku, które aspiruje do tego, by kierować się godziwymi standardami moralnymi to teraz powinno dojść do zainicjowanej właśnie przez to środowisko dogłębnej analizy i wyjaśnienia tej sprawy. A także do adekwatnego zadośćuczynienia ofiarom wspomnianych działań nawet wtedy, gdy – na zupełnie innej płaszczyźnie – uznaje się owe osoby za jakoś dla siebie niewygodne.
Jeżeli informacje Onet.pl są prawdziwe, a na to wygląda, to zaistniały przesłanki do dymisji. Opisany w materiale wiceminister sprawiedliwości stracił przecież wiarygodność, bo jawi się jako osoba skłonna do inspirowania innych do działań niezgodnych z mandatem społecznym, który mu powierzono. Mówimy tu przecież o osobie na wysokim stanowisku, odpowiedzialnej za ważne sprawy państwa. Według mnie, po wspomnianych działaniach, właściwie nie ma już „wiceministra”, tym bardziej „sprawiedliwości”, bo zaginął gdzieś rozsądek potrzebny do sprawowania tej funkcji.
W sferze międzynarodowej, gdzie rząd musi nieustannie tłumaczyć, że w Polsce jest wszystko w porządku, to ten opisany przez Onet.pl mechanizm skutecznie obniży pozycję negocjacyjną osób, które będą reprezentowały rząd np. w tych sprawach, w których rząd tłumaczy, że nie działa w celu osłabienia władzy sądowniczej. Obrona w sądach międzynarodowych będzie więc trudniejsza. Ryzykujemy także, że wzmocnią się tendencje do wyłączania Polski z systemów międzynarodowej współpracy w zakresie wymiaru sprawiedliwości.