- Siedziałeś tam, na swoim wysokim krześle, nie tylko po prostu sportowy sędzia, bezlitośnie orzekając w najdrobniejszych kwestiach procedury parlamentarnej, ze swoim charakterystycznym, groźnym spojrzeniem Tony'ego Montany - tak Johna Bercowa żegnał w Izbie Gmin premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson, wrzucając porównanie do bohatera filmu "Człowiek z blizną", zagranego przez Ala Pacino.
Zabawnych odniesień było więcej - w tym do tenisa, w którego Bercow niegdyś z pasją grał (stąd też wcześniejszy sportowy sędzia). Premier mówił o spikerze jako o "maszynie do piłek tenisowych" wystrzeliwującej myśli i opinie, nie do odbicia przez odbiorców. 0 Nie mam wątpliwości, że byłeś wielkim sługą tego parlamentu i tej Izby Gmin"- mówił Boris Johnson.
John Bercow słuchał tego wystąpienia z wyraźnym wzruszeniem. Podobnie jak wielu innych pożegnalnych przemówień ze strony posłów różnych partii. Każdy, kto choć przez chwilę śledził brexitowe zmagania w brytyjskim parlamencie, wie, że akurat Boris Johnson (a także wielu innych zwolenników wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej), mógł mieć do spikera pretensje za jego niektóre decyzje, szczególnie te dotyczące akceptowania bądź nie ustaw do głosowania. Tym bardziej widać klasę polityków brytyjskich, którzy przecież niejednokrotnie w Izbie Gmin ostro się ze sobą spierali.
Kultury i porządku w czasie obrad pilnował do 31 października John Bercow, czyli spiker. By uspokoić posłów, używał swojego charakterystycznego okrzyku "ordeeeer!". Jak wylicza BBC, w ciągu 10 lat zajmowania stanowiska, wykrzyczał "porządek!" prawie 14 tysięcy razy.
Przez wielu lat pokazywał, że potrafi uspokoić nie tylko krzykiem, ale i ciętymi komentarzami. Jednemu z posłów powiedział, by "przestał wrzeszczeć na całą salę" oraz "uspokoił się i poszedł na jogę". Do ministra do spraw dzieci, by "spróbował się uspokoić i zaczął zachowywać jak dorosły, a jeśli nie potrafi, jeśli to jest ponad jego możliwości, opuścił izbę", dodając: "poradzimy sobie bez ciebie".
Pilnował, by przemawiający zwracali się do siebie z szacunkiem i nie robił wyjątków nawet dla szefa rządu. Kiedy konserwatywny premier David Cameron w 2013 roku nazwał lidera opozycyjnej Partii Pracy Eda Millibanda oszustem, Bercow go upomniał. "Premier jest człowiekiem o wielkiej wszechstronności w posługiwaniu się językiem, ale to nieco poniżej poziomu".
Często zalecał politykom relaks, "zen" oraz radził przyjąć "jakiś kojący lek". Do tego też Boris Johnson żartobliwie nawiązał. Żegnając spikera powiedział, że ma nadzieje, że Bercow będzie mógł się cieszyć "kojącym lekiem, który tak często przepisywał reszcie z nas".
John Bercow, odchodzący spiker brytyjskiej Izby Gmin i jego kolorowe krawaty. Fot. Jessica Taylor/House of Commons via AP
Zasłynął też z upodobania do barwnych krawatów oraz trudnych słów. "To tak jakby co wieczór kładł się do łóżka, czytał słownik wyrazów bliskoznacznych, trawił go wewnętrznie, a potem wypluwał następnego dnia" - mówi jeden z posłów, cytowany przez "New York Times".
Spiker Izby Gmin to stanowisko, które kojarzy się nam z naszym marszałkiem Sejmu, choć nie do końca mu odpowiada. Przede wszystkim ma duże uprawnienia. Przewodniczy obradom i w znacznym stopniu może nimi sterować. Decyduje, kiedy mogą wypowiadać się posłowie, które poprawki zablokować, a które trafią pod głosowanie, kiedy przeprowadzić rozstrzygające głosowanie. Może nakazać przemawiającemu przerwać wystąpienie albo usunąć go z sali, jeśli ten zakłóca posiedzenie.
John Bercow został wybrany na spikera w 2009 roku (wcześniej przez 12 lat był posłem Konserwatystów). Jako 46-latek był najmłodszym spikerem w Izbie Gmin od 170 lat.
John Bercow. Zdjęcie z 2009, kiedy objął funkcję spikera brytyjskiej Izby Gmin. Stefan Rousseau / AP / AP
Ponieważ pełniąca to stanowisko osoba musi być bezstronna politycznie, zrezygnował z członkostwa w Partii Konserwatywnej. Choć głosowanie jest tajne, mówiło się wtedy, że wybór zawdzięczał wcale nie kolegom z własnego ugrupowania, a opozycyjnej Partii Pracy. Torysi nie lubią go za to, że z czasem przeniósł się pod względem poglądów ze skrajnie prawej strony w kierunku centrum, a jak uważają niektórzy nawet zbyt blisko laburzystów.
Wielu nie podoba się też, że Bercow, postrzegany jako być może najbardziej kontrowersyjny spiker we współczesnej historii, unowocześnia przesiąknięty tradycjami brytyjski parlamentaryzm. Zaczął od tego, że przestał ubierać na posiedzenia zwyczajowe bryczesy do kolan i rajtuzy, wymieniając je na zwykły biznesowy garnitur. Zniósł też wymóg, by urzędnicy Izby Gmin, jego doradcy, nosili peruki.
Z ruchem konserwatywnym związany jest od wczesnej młodości. Wcześniej, w dzieciństwie, był obiecującym tenisistą. Musiał przerwać karierę z powodu astmy, ale tenis pozostał jego pasją (ulubiony zawodnik: Roger Federer). Nadal grywa okazjonalnie w drużynie Izby Gmin, jego tenisowym partnerem był David Cameron. Bywa wyśmiewany z powodu swojego charakterystycznego okrzyku "order!", ale wydaje się tym nie przejmować. Kiedyś powiedział posłom w trakcie posiedzenia, że ma w domu kota o imieniu Order [ang. Porządek].
Na początku działalności politycznej był zdeklarowanym, czasem nawet skrajnym, konserwatystą. Potem, w latach dwutysięcznych, jego poglądy ewoluowały. Zaczął m.in. bronić osób LGBT. W brytyjskim parlamencie swoimi decyzjami wspierał też posłów z tylnych ław - tzw. backbenchers - czyli szeregowych deputowanych - umożliwiał im zabieranie głosu i zadawanie pytań członkom rządu.
W 2017 roku wypowiedział się przeciwko wystąpieniu Donalda Trumpa w Izbie Gmin, mówiąc, że "to nie jest automatycznie prawo, a honor, na który trzeba zasłużyć", a parlament od dawna sprzeciwia się "rasizmowi i seksizmowi". To według wielu było także złamaniem politycznej bezstronności.
Pojawiły się też wobec niego zarzuty ze strony współpracowników, oskarżających go o zastraszanie i nękanie, którym Bercow zaprzecza.
Na świecie został sławny dopiero dzięki brexitowi. Dziennikarze z wielu krajów, śledzący niekończącą się sagę, zwrócili uwagę na człowieka, który siedząc na wielkim zielonym krześle, próbował uporządkować chaos. Artykuły w europejskiej prasie sugerowały, że jedyny porządek w brytyjskiej polityce wypływa z ust Johna Bercowa. Stał się globalnym celebrytą.
John Bercow stał się globalnym celebrytą, m.in. przez brexit. Stefan Rousseau / AP / AP
Ale wśród polityków ma chyba tylu zwolenników, co przeciwników. Tych drugich także w Partii Konserwatywnej, z której sam się wywodzi. Zarzucają mu brak bezstronności (która jest wymagana na jego stanowisku) i podejrzewają o to, że jest przeciwnikiem brexitu i w odpowiedni sposób steruje debatą parlamentarną. On sam zresztą przyznał się studentom w 2017 roku, że w referendum brexitowym roku głosował za pozostaniem w UE.
Podejmował kilka razy decyzje, które utrudniały głosowania w sprawie umów dotyczących brexitu. Utrudnił zadanie poprzedniej premier Theresie May, kiedy próbowała przepchnąć przez Izbę Gmin swoje porozumienie z UE. Powołując się na procedurę sprzed 400 lat oświadczył, że nie można przedstawić pod głosowanie w Izbie Gmin wniosku, który już raz na tej samej sesji parlamentu został odrzucony. Dokładnie tego samego argumentu użył, kiedy premierem był już Boris Johnson i głosowana miała być po raz kolejny jego umowa.
Brytyjska prasa, szczególnie ta zbliżona do tabloidów, w odniesieniu do Bercowa używa ostrych tytułów. Wśród nich "Out of order", czyli "bez porządku" i "Speaker of the devil". Ten drugi dosłownie znaczy "mówca/spiker diabła", ale przede wszystkim jest to gra słowna nawiązująca do powiedzenia "speak of the devil", którego polskim odpowiednikiem jest "o wilku mowa".
Próbowano go usunąć, ale w zasadzie odejść mógł tylko na własne życzenie. Zdecydował o tym na początku września.
John Bercow. Ostatni dzień w Izbie Gmin na stanowisku spikera. UK Parliament/Jessica Taylor / AP / AP