Choć od zawiadomienia o nieprawidłowościach w oświadczeniach majątkowych Mariana Banasia minęło dziesięć miesięcy, sprawa do dziś nie została wyjaśniona. Dlaczego? Tym tematem zainteresowała się "Rzeczpospolita". Z doniesień dziennika wynika, że dopóki w sprawie toczyła się kontrola CBA, służby miały ograniczone możliwości. Teraz, kiedy tematem zajmuje się prokuratura, śledztwo prowadzone jest szeroko i obejmuje także członków rodziny szefa Najwyższej Izby Kontroli.
Podczas trwającej pół roku kontroli CBA sprawdzało m.in. przepływy finansowe na rachunkach Mariana Banasia i jego żony. W ramach śledztwa prokuratorskiego sprawdzane są także darowizny na dzieci czy korespondencja Mariana Banasia i jego syna Jakuba. To, że służby przyglądają się jego rodzinie, nie podoba się szefowi NIK. Jego pełnomocnik twierdzi, że funkcjonariusze przekraczają swoje uprawnienia.
- Czas trwania śledztwa po złożeniu zawiadomienia świadczy, iż albo materia sprawy jest znacznie trudniejsza, niż przedstawiały to media i organy ścigania, albo też tak długie postępowanie może być usprawiedliwieniem dla inwigilacji prezesa NIK i jego rodziny - powiedział "Rzeczpospolitej" mec. Marek Małecki.
Centralne Biuro Antykorupcyjne przeprowadziło kontrolę oświadczeń Mariana Banasia za lata 2015-2019. W tym czasie był kolejno sekretarzem stanu w Ministerstwie Finansów, szefem Krajowej Administracji Skarbowej oraz ministrem finansów. W toku postępowania CBA powzięło podejrzenie, że szef NIK mógł posiadać dodatkowe, nieudokumentowane środki pieniężne w wysokości co najmniej 257 tys. zł i nie wykazał w oświadczeniach majątkowych rzeźby o wartości 68 tys. zł. Z kontroli wynikało także, że Marian Banaś mógł zaniżyć wykazane środki finansowe o ponad 200 tys. zł.