"Grzybobranie to polski sport narodowy". Ale w lasach widać i inflację, i ocieplenie klimatu

- Grzyby nie lubią, gdy jest zbyt gorąco. Dobre warunki dla kurek mieliśmy krótko - tak o trwającym sezonie mówi Łukasz Kazberuk, dyrektor firmy Kasol, prezes Ogólnopolskiej Izby Przetwórców i Eksporterów Runa Leśnego. - Grzybobranie to polski sport narodowy. Nie da się jednak ukryć, że coraz mniej osób się tym zajmuje - zauważa z kolei Radosław Mirończuk z firmy Komirex, która specjalizuje się w przetwórstwie runa leśnego. A ile w skupie można dostać za kilogram kurek?

Grzyby, jagody, zioła to tylko niektóre produkty, które zaliczamy do "płodów runa leśnego". A jeśli zagłębić się w ustawy, to znajdziemy tam określenia jeszcze bardziej technokratyczne. Któż by bowiem przypuszczał, że formalnie zbieranie grzybów to "pozyskiwanie produktów niedrzewnych", co zaliczane jest do "ubocznego użytkowania lasu".

Zobacz wideo Skąd się biorą tak duże zyski banków w Polsce? Kiedy koniec bankowego El Dorado?

Na grzyby i jagody zgodnie z przepisami. Niepokornym grozi mandat

Kwestię "chodzenia do lasu na grzyby i jagody" regulują w Polsce dwie ustawy i jedno rozporządzenie. W przepisach znajdziemy liczne zakazy - runa nie wolno pozyskiwać z upraw leśnych, które mają mniej niż cztery metry wysokości, ze źródlisk potoków i rzek, ostoi dla zwierząt, plantacji doświadczalnych czy obszarów zagrożonych erozją. Zakazać zbiorów na określonym obszarze mogą też poszczególne nadleśnictwa. Jeśli tylko gdzieś występuje uszkodzenie drzew, degradacja runa, istnieje zagrożenie pożarowe, prowadzone są prace gospodarcze, zbierać niczego nie wolno. Nie wolno też ignorować tablic z napisem "zakaz wstępu", które leśnicy mają prawo wywieszać na stałe lub okresowo. Innymi słowy mówiąc las jest dla każdego, ale nie cały i nie zawsze.

Przepisy mówią też wyraźnie, co z zebranymi grzybami, owocami i ziołami można robić. Zbiory na potrzeby własne nie wymagają żadnych "świstków", ale na cele przemysłowe nie mogą odbyć się bez zawarcia umowy.

Przepisy nakładają też na zbieraczy szereg obowiązków. Zbierać można wyłącznie grzyby jadalne. Zbiór musi też odbywać się ręcznie - narzędzia są zakazane, szczególnie takie, które mogłyby uszkadzać rośliny. Oznacza to, że wykorzystywanie zbieraczki lub grzebienia do jagód z formalnego punktu widzenia nie jest dozwolone. No chyba że to same rośliny w całości są pozyskiwane (np. zioła) - wówczas można używać łopatek czy sekatorów. Te regulacje lepiej wziąć sobie do serca.

Niszczenie ściółki, grzybni oraz grzybów (nawet tych trujących) jest zakazane i zgodnie z art. 163 kodeksu wykroczeń takie zachowanie podlega karze nagany lub karze grzywny, która może wynosić nawet do 5.000,00 złotych - czytamy w eksperckim serwisie Prawolasu.pl. Za korzystanie z mechanicznego urządzenia do zbierania jagód najczęściej trzeba się liczyć z mandatem w wysokości od 250 do 500 zł.

Owoce runa leśnego są drogocenne nie tylko pod względem walorów przyrodniczych i smakowych. To wielki biznes. Samych grzybów zbiera się w polskich lasach mniej więcej 100 tys. ton rocznie. Wartość tego segmentu to 700-800 mln zł. 

Ocieplenie klimatu widać w lesie. Inflację też. Ale jagody potaniały

A jak wyglądają tegoroczne plony? Łukasz Kazberuk, dyrektor firmy Kasol, prezes Ogólnopolskiej Izby Przetwórców i Eksporterów Runa Leśnego w rozmowie z Gazeta.pl stwierdza, że sezon grzybowy w Polsce nie wygląda, jak na razie, zbyt atrakcyjnie. - Jest za gorąco. Utrzymują się wysokie temperatury, opadów jest mało. Grzyby nie lubią, gdy jest zbyt gorąco. Dobre warunki dla kurek mieliśmy krótko - przez 3-4 tygodnie. I nie mamy pewności, czy jeszcze w tym roku zbiory będą, czy sezon się już skończył. Grzyby są kapryśne, a my czekamy na zbiory jesienne. Jeśli sezon kurek już się skończył, to będziemy musieli uznać go za kiepski. Jeśli pogoda nie dopisze, nie uda się sprostać zapotrzebowaniu - mówi. 

Wyjaśnia też, jak kształtują się ceny. - W lesie widoczna jest inflacja. Widać to właśnie na przykładzie kurek. To towar poszukiwany, co odzwierciedlają ceny.

Zbieracze muszą poświęcić znacznie więcej czasu, by zapełnić swój koszyczek. I dlatego za ten koszyczek chcą znacznie więcej. To jest zauważalne. W przypadku jagód sytuacja jest zgoła inna. Nastąpiła dekoniunktura wywołana długoletnim wzrostem cen. Producenci zastąpili jagody innymi owocami, bo te owoce są dla wielu zbyt nieprzewidywalne. Podobnie jak w przypadku grzybów zbiory jagód zależą głównie od pogody. Nie ma sztucznych upraw. Poza tym w magazynach zostało sporo jagód z zeszłego roku. Nawet pomimo spadku cen słabo się sprzedają

- wylicza. I przyznaje, że na zbiory runa leśnego coraz większy wpływ ma klimat. 

W lesie widać skutki zmiany klimatu. 20-25 lat temu jak w zegarku było pewne, że na świętego Jana, czyli pod koniec czerwca, pierwsze transporty kurek w ilościach dziesiątek ton, wyjadą z Polski. Dziś tej pewności nie ma. Zbiory są nieprzewidywalne. Czasami przypadają na początek lipca, czasami na koniec, a czasami nie ma ich w ogóle. Pewne jest to, że 20-30 lat temu wszystko dawało się znacznie łatwiej przewidzieć. I przyznam, że branża tamte czasy wspomina z rozrzewnieniem. Byliśmy grzybową potęgą Europy, dawne lata były dla rynku znacznie lepsze. Wciąż mamy nadzieję, że te czasy wrócą

- mówi.

Grzyby zbierają zawodowi grzybiarze. "Grzybobranie to nasz sport narodowy"

Skąd w Polsce biorą się grzyby w oficjalnej sprzedaży i przemyśle spożywczym? - Zbieraniem zajmują się głównie profesjonalni zbieracze. Najczęściej wychowani tuż pod lasem, którzy wiedzę czerpią od poprzednich pokoleń. To są prawdziwi eksperci, dzięki czemu na skup w zasadzie nie trafiają grzyby trujące. Proszę mi wierzyć - zbieracz wie, co zbiera. A w skupach są osoby po odpowiednim przeszkoleniu w Sanepidzie - klasyfikatorzy wiedzą, jak dany grzyb przyporządkować - wyjaśnia Łukasz Kazberuk.

Zapewnia też, że w zakładach przetwórstwa są grzyboznawcy. - Najczęściej po kursie, który raz do roku odbywa się w Wolsztynie - bo tylko tam organizowane jest specjalistyczne szkolenie. Jeśli chodzi o sam "łańcuch dostaw", to zbieracze dostarczają to, co zbiorą do punktów skupu albo bezpośrednio do firm, które zajmują się przetwarzaniem i konfekcjonowaniem - precyzuje. 

Radosław Mirończuk, dyrektor zarządzający firmy Komirex, która specjalizuje się w przetwórstwie runa leśnego, wyjaśnia, jaka jest droga grzybów "z lasów na stoły". - Przetwórnie runa leśnego posiadają własne punkty skupu, na których odbywa się zakup surowca bezpośrednio od grzybiarzy. Głównie pozyskiwane są: kurka, podgrzybek, borowik, a także maślak, rydz, oraz inne gatunki jak np. opieńka - mówi.

- Osoby prowadzące skup mają ukończony kurs klasyfikatora grzybów - są w stanie profesjonalnie określić gatunek grzyba. Następnie grzyby trafiają do przetwórni runa leśnego, gdzie poddawane są różnym procesom np. marynowanie, suszenie, mrożenie - nadzór nad każdym z procesów pełni osoba mająca ukończony specjalistyczny kurs na grzyboznawcę, co jest wymagane do prowadzenia takiej działalności, dzięki temu ryzyko pomyłki mamy praktycznie wyeliminowane - wyjaśnia.

Zapewnia też, że zbieranie grzybów to wciąż polska tradycja, ale zanikająca. - Grzyby w Polsce zbierają często zawodowi grzybiarze z mniejszych miejscowości, ale nie tylko - mówi.

Grzybobranie to polski sport narodowy, są i tacy, którzy przyjeżdżają z większych miast i nie wyobrażają sobie lata/jesieni bez wyjścia do lasu na grzyby, a nadmiar zebranych oddają na skupy. Nie da się jednak ukryć, że coraz mniej osób się tym zajmuje. Młodym już nie chce się chodzić do lasu

- podkreśla. 

Koszty producentów w górę. A jakie ceny na bazarku? 

Przedsiębiorca wyjaśnia też, jak kształtują się ceny. - Ceny grzybów są zróżnicowane. Grzybiarzy obowiązuje cena dnia. Gdy grzybów nie ma, to cena np. kurki dochodzi do 45-55 zł na skupach - tak było w zeszłym roku. Gdy grzybów jest więcej, cena spada i waha się od 15 do 35 zł za kilogram. Działają tu normalne prawa rynku - mówi.

A jak ceny wyglądają z puntu widzenia konsumentów? Kurki do tanich nie należą. W zależności od lokalizacji ich ceny w Warszawie mieszczą się w przedziale od 40 do nawet 80 zł/kg. Koźlarz babka (nazywany kozakiem), kosztuje od 40 zł/kg wzwyż. 

- Ogólnie rzecz biorąc, w tym roku ceny surowca są delikatnie niższe niż w zeszłym roku, ponieważ rok temu były większe problemy z ich pozyskaniem. To jednak nie oznacza, że przetwórniom jest lżej. Problemem jest znaczący wzrost ogólnych kosztów prowadzenia działalności, m.in. energia, opakowania, płace które wzrosły o 20 proc. w stosunku do zeszłego roku, dodatkowo mocno odczuwalne są problemy kadrowe z którymi boryka się większość firm w Polsce - nie ma ludzi chętnych do pracy.

Więcej o: