Jak Lis w kurniku

Tomasz Lis ogłosił 8 listopada ambitne plany zbudowania nowego, dużego portalu internetowego. Portalu o nowej formule, nastawionego na wybitne dziennikarstwo, które, jak twierdzi Lis, podniesie jakość debaty publicznej w Polsce. To bardzo trudne zadanie. Dlaczego?

1. Bo Lisa w internecie w ogóle nie ma

Jak sam powiedział na konferencji:

Jestem technologicznym debilem, ale intuicja mówi mi, że to internet jest przyszłością

Intuicja to trochę mało. Sukces w sieci to ciężka, żmudna praca, której efekty widać czasem po latach. To także nieustająca obecność. Arianna Huffington na swoim serwisie pisze codziennie, jest także niezwykle aktywna w mediach społecznościowych. To jej żywioł.

A Lis? Mało pisze, a więc jego teksty rzadko ukazują się na wprost.pl , nie ma oficjalnego konta na Twitterze, a największy aktywny fanpage z jego nazwiskiem to " Wkurwia mnie Tomasz Lis " (sam konto na Facebooku Lis założył podobno niedawno). Najpopularniejsze internetowe wideo z Lisem w roli głównej także nie buduje wizerunku opiniotwórczego dziennikarza .

Prowadzić serwis w sieci a firmować go - to istotna różnica.

2. Bo to nie Lis buduje ten portal

Za stronę technologiczną przedsięwzięcia odpowiada NextWeb Media . To właściciel sieci blogów tematycznych Blomedia.pl oraz sieci serwisów medycznych skupionych pod marką ABCZdrowie.pl. To doskonali spece od budowania efektywnych kosztowo i zasięgowo stron internetowych, mający doświadczenie, know-how i narzędzia.

To także technokraci, nie artyści.

Tymczasem główny komunikat PRowy, ten który dociera do przeciętnego internauty brzmi: to Lis zrobi ten wyjątkowy portal.

Nie, nie zrobi - nie rezygnuje przecież z pracy w telewizji i we Wprost.

Stawia to pod znakiem zapytania wiarygodność internetową (bo nie PRową, a mam wrażenie, że o to chodzi na starcie) nowego projektu. Dociekliwi internauci już teraz w komentarzach pytają czy Lis będzie serwis redagować, czy będzie pisać, czy będzie wreszcie aktywny w relacjach ze społecznością.

On nie, ale możecie liczyć na odpowiedź jego "community managerów".

Tymczasem w sieci każde tego typu zagranie jest szybko wykrywane i piętnowane. Czy to Tomasz Lis prowadzi stronę cosnowego.pl i czy sam publikuje notki? Czy odpisze on na pytania internautów? Czy sam premoderuje komentarze? Chciałbym, żeby ktoś rozwiał moje wątpliwości.

To także problem kontroli. Tomasz Lis twardo firmuje swoim nazwiskiem cały serwis, podobnie jak firmował programy w telewizji. Niestety dla Lisa internet to "zupełnie inne zwierzę". W TV Lis mógł kontrolować wszystko to co działo się podczas trwającego 90 czy 30 minut programu, miał rzeczywisty wpływ na wszystko, każdy detal, każdy element precyzyjnej układanki. Uwaga setek tysięcy ludzi skupiała się na nim i tylko na nim.

Tymczasem uwaga odbiorców w sieci jest niezwykle rozproszona, będą oni aktywni na setkach podstron serwisów, niekoniecznie na tym co ma do powiedzenia znany pan z telewizji. To trudny test dla często rozbudowanych ego dziennikarzy z tradycyjnych mediów - "mamy miliony użytkowników, to dlaczego mój artykuł przeczytało tylko kilkanaście tysięcy?".

W online Lis nie będzie w stanie efektywnie dbać o jakość gigantycznego (mowa przecież o setkach tysięcy internautów) portalu. Tymczasem internauci będą skupiać się przede wszystkim na rzeczach z pozoru nieważnych lub błahych, ale irytujących.

Każda literówka, każdy źle zalinkowany news, każda pomyłka młodego redaktora, każdy chamski komentarz będzie traktowany jako osobista porażka redaktora Tomasza Lisa. "To on prowadzi ten program portal!". A takich uchybień, jak w to w sieci, będzie sporo. Krytycy będą bezwzględni.

Kto poniesie za nie odpowiedzialność - faktyczni wykonawcy czy dający wizerunek Tomasz Lis? Może to stać się zarzewiem konfliktów i problemów.

3. Bo serwis, o którym Lis marzy będzie serwisem małym

I jednocześnie bardzo drogim. Kilka milionów złotych w realiach polskiego internetu to sporo. Ich wydanie będzie łatwe, gorzej ze zwrotem z inwestycji. Reklamy w internecie są nieporównywalnie tańsze niż telewizji, a proces pozyskiwania reklamodawców żmudny, drogi i czasochłonny.

Konkurencja jest w tym segmencie ogromna. Należące do grupy gazeta.pl serwisy takie jak tokfm.pl czy wyborcza.pl już dawno idą tropem, który można w skrócie opisać "mniej popularnej sensacji, więcej treści wysokiej jakości". W czym są one gorsze od nowego projektu Lisa? Nie wiadomo, bo faktów padło w czasie konferencji niewiele.

Warto także pamiętać, że polski rynek internetowy jest specyficzny, niezwykle agresywny, nastawiony na efektywne kosztowo realizowanie dużych wyników. Pozycja najwiekszy serwisów informacyjnych jest bardzo mocna i ugruntowana. Od dawna nie pojawił się żaden nowy serwis tworzący treści, któremu udało się przebić do głównego nurtu. Przepraszam, są demotywatory.pl i kwejk.pl .

Globalny, anglojęzyczny Huffington Post stawiany jako wzorzec dla nowego projekt ogłosił niedawno ogromny sukces - przekroczenie miliarda odsłon, podstawowego wskaźnika wielkości dla reklamodawców. W Polsce nie znalazłby się nawet na podium - onet.pl czy wp.pl mają dobrze ponad 2 miliardy odsłon, gazeta.pl i interia.pl przekraczają 1 miliard, o2.pl zbliża się do tego wyniku. Powtórzę - w Polsce, rynku wielokrotnie mniejszym, o 60% zasięgu internetu wśród populacji, ograniczonym barierą językową.

LisPo nie będzie się z tymi serwisami ścigać, ale będzie do nich zawsze porównywany i na ich tle oceniany. Czy reklamodawcy będą gotowi płacić dużą premię za pokazywanie się w małym, ale prestiżowym serwisie? Trzymam kciuki, bo to będzie oznaczało sukces także serwisów, które lubię i którym kibicuję.

4. Bo na starcie bardzo wysoko postawił poprzeczkę

Pierwszego dnia konkretów było niewiele, padło za to sporo zarzutów wobec zastanych w internecie realiów.

Podobno w polskiej sieci nie ma dobrych dziennikarzy, ale "dzięki takim projektom zaczną się oni pojawiać". Na szczęście teraz do tego kurnika wejdzie lis i pozamiata.

Może mamy z Tomaszem Lisem inne internety w domu, ale w mojej przeglądarce otwartą mam stronę polityka.pl, na której znajduję blogi Edwina Bendyka czy Daniela Passenta - świetne prowadzone, pełne dyskusji i życia. Czytam też regularnie wpisy Rafała Steca czy Wojtka Orlińskiego , ten drugi zresztą został uznany za autora najlepszego polskiego bloga przez magazyn Press. Wyborcza.biz to serwis internetowy prowadzony przez najlepszych dziennikarzy gospodarczych w Polsce, a wpolityce.pl braci Karnowskich to jeden z szybciej rosnących portali publicystycznych.

Takich świetnych stron, blogów, serwisów, których autorami są wybitni dziennikarze jest oczywiście dużo więcej.

Czy ich autorom nie zrobiło się przykro po wystąpieniu Lisa? Nie wiem. Mi na pewno, ponieważ stworzony przeze mnie (anonima z internetu), a prowadzony przez Piotra Stanisławskiego (uznanego dziennikarza o wieloletnim stażu) next.gazeta.pl , w którym publikowali m.in. Olaf Szewczyk z "Przekroju", Adama Leszczyńskiego z "Gazety Wyborczej" i Andrzej Hołdys ("Polityka", "Przekrój", "Wprost") to serwis podobno ciekawy. Nie tylko pod względem redakcyjnym, ale także biznesowym.

Lis krytykuje także polskie serwisy za "sieczkę" czy "robienie w konia" tytułami jednocześnie powołując się na pozytywny przykład Huffington Pos t jako, no właśnie, czegoś nowego.

Tymczasem jaki koń jest każdy widzi. O zarzutach wobec chamstwa w internecie pisać nie będę - zrobił to już ktoś inny, lepiej .

5. Bo Huffington Post to klasyczny tabloid

Nie ma nic wspólnego (choć zaczyna się to zmieniać) z tradycyjnym, rzetelnym dziennikarstwem. To tabloid, zarówno w formie (duże zdjęcia, krzykliwe tytuły) jak i sposobie działania.

To Huffington Post słynie z niezwykle agresywnego agregowania interesujących tematów i podawania w ich atrakcyjniejszej (czyt. bardziej sensacyjnej formie), która odbiera jednocześnie zyski i czytelników ich twórcom. To czysto internetowa technika, świetnie opanowana także przez NextWeb Media. A także krytykowane przez Lisa polskie portale.

To Huffington Post słynie z maksymalnego wykorzystywania sztuczek SEO , które podnoszą wyniki serwisu, ale nie mają nic wspólnego z dziennikarstwem. Kto na LisPo napisze artykuł "O której mecz Polska Niemcy" i czy będzie to znane nazwisko?

To Huffington Post został oskarżony przez grupę blogerów o "nieuczciwe wykorzystanie owoców ich pracy" lub w wersji ostrzejszej - o e-niewolnictwo.

Czy Huffington Post podnosi poziom debaty w sieci? Mam spore wąpliwości. Gdy zajrzałem tam, najpopularniejsze teksty dotyczyły zdjęć Marylin Monroe, procesu lekarza Michaela Jacksona, problemów miłosnych gwiazdki Hollywood i kontrowersji wokół popularnego reality show. Znalazłem też cycki .

Być może Tomasz Lis uległ urokowi Arianny Huffington, która pod szlachetnym szyldem prowadzi twardy tabloidowy biznes. Być może Lis nie rozumie o co w tej całej sieci chodzi (patrz punkt pierwszy) - liczę na to, że jego partnerzy szybko go z błędu wyprowadzą.

Być może Lis jest równie cyniczny co Arianna Huffington i osiągnie podobny sukces. Przekonamy się w 2012 roku.

Dlaczego więc Lisowi kibicuję?

Bo Lis ma sporo racji. Treści tworzone wyłącznie na potrzeby internetu są coraz tańsze, a więc jednocześnie słabsze. Niewiele jest podmiotów internetowych gotowych wydać dużo pieniędzy na porządnie przygotowany reportaż czy istotnie społecznie materiał - tyczy się to całego świata, nie tylko Polski.

Lis walczy także o to, aby media nie były bezosobowe, na co trafnie uwagę zwraca Michał Brański z o2.pl. Media bezosobowe są gorsze, ponieważ nie budują u ich twórców odpowiedzialności za słowo - a u odbiorców szacunku, co widać często w komentarzach.

Dobre, społecznie aktywne media są potrzebne społeczeństwu. To w końcu czwarta władza, która w Internecie coraz częściej dostaje się pod władanie słupków, statystyk i kliknięć, która ulega dominacji rozrywki nad myśleniem i kulturą.

Słusznie także zauważa Lis, że młodsze pokolenie Polaków czerpie większość wiedzy z internetu właśnie, a odbywa się kosztem telewizji i radia, i co najgorsze - prasy, medium wymagającego skupienia.

Czy więc Lisowi i jego zespołowi, pomimo wszystkich problemów, na które zwróciłem uwagę, może się udać?

Jestem pesymistą.

Problem leży nie po stronie mediów, a po stronie odbiorców, którzy mając tak uniwersalne i wspaniałe narzędzie jak internet wybierają głupoty ponad sprawy poważne, oczekując jednocześnie, że wszystko będzie dostępne za darmo .

W internecie to odbiorca decyduje o tym, co jest popularne i ważne. Wybitnych treści, ekspertów, ważnych debat w sieci nie brakuje - to odbiorcy mają je, powiem po internetowemu, w dupie.

A teraz sprawdź proszę, Drogi Klikaczu, jakie strony znajdują się w historii Twojej przeglądarki. Smacznego.

Portal Lisa...
Więcej o: