Zarzuty wobec ACTA są dwojakiego rodzaju: po pierwsze, ustalanie treści i zakresu porozumienia odbywało się w tajemnicy przed opinią publiczną , a kiedy informacje o samych pracach wyciekły do Sieci, urzędnicy odmawiali dostępu do informacji o negocjacjach i treści porozumienia . Po drugie, zakres zmian narzucanych przez ACTA jest szeroki i opisany bardzo ogólnie: z jednej strony akt zastrzega, że wprowadzane zmiany nie mogą naruszać lokalnego prawa dotyczącego ochrony informacji (artykuł 4), ale jednocześnie narzuca obowiązek wprowadzenia intensywnej ochrony praw autorskich w "środowisku cyfrowym", łącznie ze zmianą obowiązującego prawa (artykuły 26 i 27). Zakres intensywnej ochrony daleko wykracza poza działania wdrażane przy dużo poważniejszych przestępstwach.
Na czym ta intensywna ochrona ma polegać? Na blokowaniu pirackich zasobów sieciowych bez wyroku sądu. Na udostępnianiu danych podejrzanych o piractwo komercyjnym organizacjom bez wyroku sądu, ani postępowania sądowego. Na monitorowaniu sieci w poszukiwaniu "podejrzanych o piractwo".
Jeszcze innym przykładem "intensywnej ochrony" zakaz obrotu (produkcji, importu, handlu) urządzeniami, które dają możliwość obchodzenia zabezpieczeń przed kopiowaniem. Komu to przeszkadza? Na przykład niedowidzącym, którzy muszą złamać zabezpieczenia cyfrowej książki, aby móc ją przeczytać powiększającym, czy głosowym czytnikiem. ACTA narzuca też konieczność weryfikowania na granicy legalności importowanych towarów, z tej procedury mogą (ale nie muszą) wyłączone być towary "o charakterze niekomercyjnym" przewożone w bagażu podręcznym. A towary pirackie na granicy należy zatrzymywać do zniszczenia; w skrajnie przerysowanej sytuacji może więc być tak, że osoba wjeżdżająca do kraju objętego ACTA w dżinsach-podróbkach, z kontroli granicznej wyjdzie w samej dolnej bieliźnie.
ACTA jest aktem ogólnym. Nie mówi rządom wprost "monitorujcie internet w poszukiwaniu piratów", ale daje umocowanie prawne takiego monitoringu, po ratyfikacji aktu rząd może powiedzieć "monitorujemy internet, żeby być w zgodzie z ACTA".
Celem ACTA jest ochrona interesów posiadaczy praw autorskich - wytwórni muzycznych i filmowych, wydawnictw, właścicieli wielkich globalnych marek. Chwilami można odnieść wrażenie, że zbrodnie przeciwko ludzkości są ścigane z mniejszym zapałem, niż nielegalne rozpowszechnianie w sieci hollywoodzkich blockbusterów.
Nie mamy polskiej Coca-Coli, Apple'a, ani Dolce & Gabbany. ACTA nie ochroni naszej międzynarodowej specjalności, bo "Polish vodka" nie jest chronioną marką. Czemu więc Polska jako swój sukces ogłasza "przepchnięcie" w Europie porozumienia służącego interesom firm, dla których jesteśmy trzecio- albo drugorzędnym rynkiem wrzucanym pogardliwie do worka podpisanego EMEA (Europe, Middle East & Africa - Europa, Bliski Wschód, Afryka)? Czemu ACTA "przepycha się" bez oceny skutków, bez konsultacji społecznych , zasłaniając się żenującym argumentem o wstydzie?
Polska prezydencja ma sukces. Sukces na miarę naszych możliwości.