Od młodości należałem do mniejszości, która sprzeciwiała się traktowaniu jej na równi z własnością materialną. Jeszcze w Money.pl pisałem żarliwe felietony , wytykałem absurdy praw autorskich na pierwszym blogu , ba nawet pozwolili mi kiedyś w "Gazecie Wyborczej" napisać opinię z okazji aresztowań twórców The Pirate Bay , gdzie na jednej kolumnie starłem się z samym Pawłem Kukizem.
Teoretyczni przeciwnicy koncepcji własności intelektualnej (m.in. patentów, praw autorskich /copyrights/) wskazują, że:
Ciekawe, prawda? Zainteresowanych odsyłam do świetnego eseju "Against Intellectual Property" Stephana Kinselli, najlepszego specjalisty od podważania istoty własności intelektualnej na świecie. Esej dostępny jest też w wersji polskiej .
Ale nie o tym miał być ten wpis. Oprócz argumentów etycznych i teoretycznych są jeszcze te praktyczne, czyli utylitarne. Okazuje się, że one dużo bardziej trafiają do rozsądku współczesnej większości:
Bo z czego ma się artysta utrzymać??!!
Nie mogę pojąć, ale dla wielu ten problem jest ważniejszy od pytań: jakim prawem ktoś w imię obrony własności intelektualnej trzeciej strony może wtargnąć mi do domu i przeczesać mój komputer? Włamać się na moje konto pocztowe? Skasować moje pliki z Megaupload ? Ale tak jest.
A tu niespodzianka. Otóż, jak pokazuje świeżutki raport opublikowany na TechDirt , mimo swobodnego podejścia do praw autorskich coraz większej części społeczeństwa wychowanej w internetowej kulturze, przychody producentów rozrywki rosną. W ciągu dekady zwiększyły się o 50 proc. Zjawisko dotyczy wszystkich branży:
przemysł rozrywkowy przemysł rozrywkowy
A co, jeśli piractwo nie zmniejszyło a zwiększyło sprzedaż ? Dla mnie to argument drugorzędny, ale dla większości osób nie. Dlatego puścicie to dalej.
Ola i Bartek są ekspertami od komunikacji w internecie. Razem prowadzą serwis umarketing.pl , w którym udowadniają, że organizacje mogą i powinny rozmawiać bezpośrednio z każdym zainteresowanym. I pokazują, jak to robić.