PlayBoy zamieścił ich na liście "największych dupków 2015 roku". Jeden z twórców oskarżany był o faszyzm, bo na Facebooku polubił profil "Polskiej Ligi Obrony". Owszem, w ubiegłym roku o polskich twórcach i grach głośno było z powodu Wiedźmina 3 czy Dying Light, ale gliwickie studio Destructive Creations również narobiło sporo szumu. Ich Hatred szokowało od pierwszego zwiastuna. Facet w długim, czarnym płaszczu wychodzi na ulicę i zabija niewinnych ludzi. W Hatred chodziło właśnie o to - o bezmyślną przemoc.
Oburzali się nawet ci, którzy na swoim koncie mieli naprawdę brutalne gry, w których im bardziej "efektowne" zabójstwo, tym lepiej. Ale u nas strzelało się do złych - tłumaczyli oburzeni autorzy - a w Hatred odstrzelić można zwykłych przechodniów. Ekipa z Gliwic zwracała uwagę na to, że to tylko wirtualne, nieistniejące ludziki i o żadnym propagowaniu przemocy mowy nie ma. Dyskusja była gorąca, Hatred dorobił się przeciwników i wielbicieli. Dziś sami twórcy zdradzają, że ich produkcja wielkim komercyjnym sukcesem nie była, ale pozwoliła zapewnić fundusze na kolejne projekty. Następna duża gra ma być już "grzeczna". Ale zanim do niej dojdzie, Destructive Creations wypuści IS Defense.
- IS Defense jest naszym artystycznym sprzeciwem wobec tego, co robi Państwo Islamskie - mówi Jarosław Zieliński z Destructive Creations w rozmowie z portalem Gry-Online . Zasady w IS Defense są bardzo proste. Jest 2020 rok, islamscy terroryści chcą dostać się do Europy, więc jako żołnierz NATO staramy się odeprzeć szturm. To nie będzie kolejne Call of Duty. IS Defense reaktywuje pomysł na "celowniczki", czyli proste gry, w których sterujemy jedynie celownikiem, a postać porusza się automatycznie. My mamy tylko strzelać do kolejnych fal wrogów.
Destructive Creations znowu zarzuca się kontrowersyjną tematykę. Twórcy ponownie podzielą grających. Jedni stwierdzą, że IS Defense wcale nie szokuje, bo w wielu innych grach robimy to samo: bronimy świat przed zagrażającym nam terrorem. Wcześniej strzelało się do nazistów, do złych Rosjan czy najeźdźców z Bliskiego Wschodu. IS Defense po prostu nazywa przeciwnika po imieniu i odnosi się do istniejącej organizacji.
Pomysł na grę spodobał się niektórym prawicowym politykom fot. Facebook fot. Facebook
Drudzy zwrócą uwagę na to, że to prosty sposób na kolejny skandal.
Twórcy zapewniają, że nie chcą wywołać zamieszania, ale trudno w to uwierzyć. Ich "artystyczny sprzeciw" kosztuje 6,66 euro, więc wielu kupi grę z ciekawości, bo będzie tania. Na dodatek temat jest głośny, nietrudno będzie znaleźć tych, którzy chcą rozprawić się z zagrażającym Europie Państwem Islamskim . Widać to po internetowych komentarzach - wielu nawet nie zrozumiało, o czym ma być gra:
Strzelanie do imigrantów z Bliskiego Wschodu? Biorę na premierę. :D
POPIERAM niech ta gra znajdzie wielu odbiorców w Europie i niech wiedzą że Europa chce się bronić i to w sposób efektywny. Koniec z obawa o obrażanie czyichś uczuć religijnych. Kills the muslims !!!
Destructive Creations w wywiadach często narzeka na "polityczną poprawność" czy "lewackie media" , przez które artyści nie mogą mówić tego czego chcą, więc ich gry mają być kijem włożonym w mrowisko. Taka retoryka się przyjmuje. Jeden z komentujących na gram.pl pisze:
Dla poprawności politycznej jest to temat kontrowersyjny bo zamiast dawać dobro w tej grze robisz zło, czyli nie przyjmujesz z otwartymi ramionami terrorystów do swojego kraju tylko ich wyżynasz
Twórcy IS Defense na politycznej poprawności tylko zyskują, wcielając się w rolę tych, którzy z nią walczą. W innym przypadku Hatred (odświeżenie starego pomysłu z gry Postal) czy IS Defense przeszłyby raczej niezauważone, bo nie są to ani produkcje wybitne, ani specjalnie oryginalne ("nie spodziewaj się po gameplayu nic odkrywczego" - pisze Jarosław Zieliński, twórca gry, w komentarzu na Facebooku ). Przyciąga tematyka, treść jest mniej ważna.
Problem jednak rzeczywiście istnieje. O tym, że zbyt ciężki temat może przyczynić się do niewydania gry, przekonali się autorzy Six Days in Fallujah . Miała to być niezwykle realistyczna gra wojenna bazująca na wydarzeniach w Faludży. Twórcy chcieli wiernie odwzorować klimat starć, w których zginęło 800 cywili. W planach była nie tylko walka, ale skupienie się na odczuciach i emocjach walczących. Six Days in Fallujah miało jednak problem ze znalezieniem wydawcy - jeden z nich, firma Konami, wycofała się z projektu, obawiając się reakcji mediów i ludzi na tak wrażliwy temat.
Dzisiaj wojenne gry odchodzą nawet od nawiązań do rzeczywistych konfliktów i skupiają się na wojnach toczonych w przyszłości - czyli na kompletnej fikcji. To bez wątpienia autocenzura, strach przed ewentualnymi oskarżeniami o żerowanie na emocjach czy chęć wywołania skandalu. Polskie Destructive Creations się tego nie boi. Tylko "nazywanie wroga po imieniu" nie jest walką z rzekomą polityczną poprawnością. Jeśli twórcy gier chcą być traktowani poważnie, tak jak autorzy filmów czy książek, muszą oferować poważne i ambitne treści. Strzelanie do ISIS do takich się nie zalicza.