Walczą o życie na portalach społecznościowych. I mogą liczyć tylko na szczęście

"Pomóż, umieram!" - i zero reakcji. Internet pomaga, ale znacznie częściej nieszczęścia nie widzi. O wszystkim decyduje zwykły przypadek.

1,7 mln zł w jeden dzień - właśnie tyle udało się zebrać pieniędzy na operację chorego Emila. Pod koniec 2015 roku pojawiła się szansa na operację w Stanford. Jednak koszty leczenia wynosiły 1,5 mln dolarów. Do tego inne związane z tym wydatki - w sumie 7 mln zł. Ta suma była dla rodziców nieosiągalna. Mimo tego nie dawali za wygraną i podjęli się próby zebrania pieniędzy, m.in. przez portal siepomaga.pl. - pisała Gazeta.pl. Na dzień przed końcem zbiórki brakowało 1,7 mln zł. Wydawało się, że nie uda się zebrać potrzebnej kwoty, ale wtedy o kampanii (choć w tym przypadku brzmi to wyjątkowo niefortunnie) zrobiło się głośno na portalach społecznościowych. Na Facebooku o wpłaty prosiła Martyna Wojciechowska, zachęcał też Patryk Vega. Na Twitterze pomoc rozkręcał Krzysztof Stanowski - jego konto obserwuje 114 tysięcy użytkowników. Między innymi dzięki tej pomocy udało się sfinansować operację chorego chłopca.

"Internauci pomogli” - to hasło pojawia się często, szczególnie przy spektakularnych zbiórkach. Jak rok temu 6 mln zł w 6 dni, na pomoc Kajtkowi. Serwis siepomaga.pl w sumie zebrał 68 mln zł na pomoc chorym. A to dane sprzed dwóch miesięcy, dziś, po kolejnym sukcesie, ta liczba jest jeszcze większa. Portal moglibyśmy nazwać odpowiednikiem Kickstartera, tyle że tutaj zbiera się pieniądze na pomoc ludziom, a nie na innowacyjne pomysły. Porażka jest więc tym bardziej bolesna.

Takie akcje jak ta z Kamilem czy wcześniej Kajtkiem pokazują, że wszystko jest możliwe. Cuda się zdarzają, wystarczy poprosić o pomoc magicznych "internautów”. Tak przynajmniej nam się wydaje, kiedy słyszymy o nieprawdopodobnych sukcesach.

Twitter ostatnią deską ratunku

Wpiszcie w twitterowej wyszukiwarce "siepomaga”. Zobaczycie jak wiele jest podobnych próśb. Jak media społecznościowe stają się ostatnią deską ratunku. Mnóstwo osób codziennie liczą na to, że ich bliskim też się uda. Każdy wpis to prośba o pomoc. "Wydostać mamę z celi śmierci”, "Mam 4-letniego kuzyna, któremu trzeba uratować serduszko”, "Mam 35 lat i umieram na raka”, "Ratujemy życie Konrada!”. Większość takich apeli ma jednak co najwyżej kilka "podaj dalej”. Czyli nikt tego wołania nie słyszy.

Wybawicielami są celebryci. Znani ludzie, których na Twitterze obserwuje cała Polska. Pisząc do nich chory lub ich bliscy liczą na to, że do nich także los się uśmiechnie. Że cały polski Twitter będzie żył ich zbiórką, że też uda dokonać się niemożliwego.

Jedna z takich osób założyła konto na Twitterze w 2013 roku. Pisze rzadko, raczej o sporcie, o Legii. Ale po ostatniej akcji chce pomóc małemu synowi kolegi. Z linkiem do akcji na siepomaga.pl pisze do prezesa Legii, Łukasza Jurkowskiego (byłego zawodnika MMA, obecnie sportowego komentatora), do popularnych kibiców Legii, do dziennikarzy sportowych, do Hirka Wrony, do twitterowego profilu Legii Warszawa. Nie ma wielkiego odzewu, tylko paru kibiców spełnia prośbę i klika "podaj dalej”. Syn kolegi wciąż potrzebuje 49 tysięcy złotych. Takich jak on jest na Twitterze mnóstwo. Uwierzyli, że portal społecznościowy może być cudotwórczy.

Oczywiście tu nie chodzi o to, by krytykować znanych ludzi, którzy jednym pomagają, a innym nie. Nie mają takiej możliwości. Pewnie większości takich wpisów nawet nie widzą, nie wszystko czytają. A nawet jeśli, to przecież nie mogą odpowiadać każdemu, inaczej ich działalność w mediach społecznościowych ograniczałaby się wyłącznie do tego.

To pokazuje jednak dramat tych ludzi. Którzy wierzą w moc Internetu, liczą na to, że im też się uda. Tymczasem, jak w życiu, trzeba mieć szczęście. Trafić w odpowiedni moment. Jednym się udaje, większości nie.

Okrutny Internet

Podobnie jest zresztą na Wykopie. Pod tagiem "Wykopefekt” znajdziemy prośby o pomoc do wykopowiczów. Klikamy w "najlepsze” i widzimy akcje zakończone sukcesem - dzięki znaleziskom o sprawie dowiedziało się mnóstwo osób, tematy trafiają do mediów, potrzebującym się udaje. Przykłady z ostatnich dni:

  • Moja mama ma raka. Proszę, pomóż mi ją uratować! - 1412 wykopów
  • Skazany na śmierć. Ratujemy życie Konrada! - 849 wykopów
  • Chłopiec, którego nikt nie przytulał i którego nikt nie chce przygarnąć. - 475 wykopów
  • Pan Ryszard szuka pracy. Stracił mieszkanie bo szef nie płacił. - 538 wykopów


A teraz przerzućmy się na "wszystkie”.

  • Dopóki walczę, jestem zwycięzcą! - link do akcji na "siepomaga.pl”, 8 wykopów
  • Pomóż Łukaszowi wygrać walkę o życie! Zbiórka na leczenie! - 10 wykopów
  • Chory 19-letni Konrad potrzebuje pomocy. Potrzebny [WYKOP EFEKT] - 19 wykopów

I jak łatwo się domyślić, więcej jest takich znalezisk. 

Niby - nic nowego. Tak jest, było i będzie. Jedni mają szczęście, drudzy, niestety, nie. To jednak pokazuje okrutność Internetu. Jedna tragedia jest bardziej medialna od drugiej. Jedna bardziej chwyta za serce niż inna. Zresztą, tu być może nawet nie o medialność chodzi, a wyłącznie o przypadek. Losowanie - komu pomożemy, kogo nie zauważymy. Jedno "podaj dalej” wystarczy, by ktoś zainteresował się problemem. Najczęściej tego "podaj dalej” jednak brakuje.