W Project Nourished chodzi o to, żeby jeść coś, na co się ma ochotę, wtedy, gdy tego nie ma. W rzeczywistym świecie dysponuje się jedynie niskokaloryczną papką (glony, warzywa) z drukarki 3D, natomiast dzięki goglom VR i sprzęcie odpowiedzialnym za wydzielanie zapachu przed oczami pojawia się dowolne wybrane danie, które na dodatek pachnie. Nie istnieje, to tylko jego wirtualna wersja, jednak dzięki wspomnianej papce mamy co włożyć do ust, więc udaje rzeczywistą. I mamy wrażenie, że naprawdę jemy to, co widzimy, przy okazji zachwycając się zapachem. Twórcy projektu Project Nourished zapewniają, że pod względem konsystencji ich pokarm ma być zbliżony do oryginału, więc kubki smakowe też zostaną oszukane.
Na swojej stronie pomysłodawcy podkreślają, że Project Nourished ma wiele pozytywnych, zdrowotnych zastosowań. Pomyślmy o osobach odchudzających się, alergikach, starszych lub, w skrócie, po prostu o wszystkich tych, którzy nie mogą jeść tego, co by chcieli. Wirtualna rzeczywistość im to umożliwi: zobaczą, poczują, zjedzą, bez realnych, nieprzyjemnych konsekwencji. To zresztą ciekawa zasada promocji wielu współczesnych gadżetów - trzeba podkreślić zdrowotne zalety, wspomnieć coś o pomocy potrzebującym, by trafić do serca ludzi. Bo jakby powiedziało się wprost, że chodzi o to, by średnio zamożni mogli zjeść na kolację to samo, co milionerzy na jachtach, to prawda mogłaby zaboleć?
O nieco bardziej "egoistycznym” zastosowaniu też się wspomina, choć nieco ciszej, jakby zaspokojenie własnych potrzeb było tutaj mniej ważne i trochę uwłaczające. -Ludzie chcą odkrywać nowe rzeczy, próbować nieznanych smaków - mówią twórcy w rozmowie z portalem cnet.com, zachwalając Project Nourished, które to umożliwia. Nie dodają, dlaczego nie mogą tego robić w rzeczywistości. Odpowiedź rzecz jasna jest oczywista: bo ich na to nie stać.
I w zasadzie nie jest to nic nowego, odkrywczego. W wirtualnej rzeczywistości przecież o to właśnie chodzi: by wejść tam, gdzie zwykle dostępu nie mamy. Na szczyt góry, nad morze, na tropikalną wyspę. Nikt, albo mało kto, nie zadaje pytania: "a dlaczego nie zrobić tego naprawdę, w rzeczywistości?”. Nie zadaje, bo to pytanie retoryczne.
Często narzeka się na VR mówiąc, że to narzędzie, które sprawi, że ludzie będą się od siebie oddalać, izolować, spędzać czas w wirtualnym świecie chętniej niż w tym prawdziwym. Wyjaśnienie jest wówczas proste: bo zatraciliśmy umiejętność rozmowy z bliskimi, jesteśmy aspołeczni i tak dalej, i tak dalej. Słowem, to wina technologii, ale też samego człowieka. A może wśród ewentualnych przyczyn takiego stanu rzeczy zacząć wymieniać pieniądze - człowiek wybierze wirtualną rzeczywistość, bo pozwoli spełnić marzenia, na które w prawdziwym świecie go nie stać.
Project Nourished fot. Project Nourished
Na wirtualną rzeczywistość coraz częściej możemy patrzeć jako na substytut bogactwa. Zapewni nam podróże, niecodzienne widoki, pozwoli zasiąść na stadionie podczas meczu Real kontra Barcelona, ale też bardziej przyziemne rzeczy, jak np. wizyta w kinie czy "wyświetlenie” we własnym mieszkaniu drogich mebli. Niby w rzeczywistości moglibyśmy to robić/kupić, ale ze względu na niski budżet nie da rady.
Dlaczego z jedzeniem miałoby być inaczej? Wielu też chce być częścią lepszego świata, który może pozwolić sobie na wszystko.
Project Nourished może wydawać się głupi. Po co jeść coś, co tylko udaje prawdziwe, smaczne jedzenie. Ale przecież w podobny sposób moglibyśmy wyśmiać podróbki - czy trzeba nosić udawane adidasy czy okulary, skoro można kupić inne, zwykłe, bez znanej nazwy? Można, ale większość i tak zakłada podróbki, bo chce poczuć się "lepiej”. Owszem, Project Nourished mimo wszystko nie pozwala się "pokazać”, ale rzucenie podczas spotkania ze znajomymi, że jadło się super wykwintne danie i było pyszne, też może zrobić wrażenie na obecnych. I co z tego, że to wykwintne danie to tak naprawdę papka z drukarki 3D, która prezentowała się ładnie wyłącznie dzięki wirtualnej rzeczywistości.
Nie od dziś pojawiają się hasła, że technologia to narkotyk dla biednych i niewykształconych. Jacek Dukaj w jednym ze swoich artykułów zwracał uwagę na dzieci dyrektorów Google’a czy Apple’a uczących się w na zasadach pedagogiki z Waldorf: ich edukacja jest "analogowa”, a mimo to - a może raczej: dzięki temu? - ich wyniki są lepsze od rówieśników uczących się w bardziej nowoczesny sposób. - W takim ujęciu elektronika stała się czymś w rodzaju lekkostrawnej papki, którą karmione są masy. Nie jest już wyznacznikiem statusu – a raczej umożliwia tanią, prostą i dostępną edukację czy rozrywkę - pisał Łukasz Michalik na łamach Gadżetomanii.
Wirtualna rzeczywistość jest więc kolejnym krokiem. Dla biednych będzie kolejną dawką narkotyku, iluzji, substytutu czegoś, do czego dążą, ale zdają sobie sprawę, że na sukces mają niewielkie szanse. Wirtualna rzeczywistość może okazać się granicą, za którą jest upragnione, nieosiągalne bogactwo. Mniej zamożni w wirtualnej rzeczywistości zobaczą wyspy, drogie hotele, ekskluzywne restauracje i najdroższe, najdziwniejsze dania. Bogaci będą mieli to samo, ale naprawdę.