Największym zwycięzcą smartfonowego wyścigu jest Apple. Pomimo "skromnego" 12-procentowego udziału w rynku, zgarnia przeszło 90% zysków. Tak mówią najnowsze dane i co ciekawe... od roku się praktycznie nie zmieniły.
smartfony sprzedaż zrzut ekranu: https://www.statista.com/chart/4029/smartphone-profit-share/
Wyniki te są intrygujące, ponieważ z jednej strony Apple może otwierać szampana, a akcjonariusze zacierać ręce z wypłacanych dywidend, a z drugiej udział w rynku smartfonów jest jednym z najniższych w historii. Szczytowy wynosił 23% i było to pod koniec 2011 roku.
Dlaczego więc firma, która przez ostatnie lata (dość nieudolnie) odcina kupony od starych produktów ma niemalże monopol na zyski? Odpowiedź jest banalna: marża.
Cena na metce przy kolejnych wersjach iPhone'a (w podstawowej wersji) od zawsze jest stała i wynosi ok. $649, a skoro udziały rynkowe Apple nie rosną, to proces produkcji musiał zostać na tyle optymalizowany, by przy jak najniższych kosztach zarabiać jak najwięcej. Choć to truizm, wydaje się, że Apple doszło w tym do perfekcji.
Czasami ciężko uwierzyć, że smartfony, jakie znamy, są na rynku mniej niż 10 lat (premiera iPhone'a odbyła się w 2007 roku), a firmy, które świeciły triumfy w czasach Symbiana czy Windows Mobile dziś albo nie istnieją, albo zeszły po podziemia. Nokia jest najlepszym tego przykładem i choć po przejęciu przez Microsoft dostawaliśmy jeszcze telefony z serii Nokia Lumia, tak teraz umowy licencyjne w końcu wygasły i została sama Lumia. Microsoft Lumia.
Gigant z Redmond na tym nie poprzestał i chwała mu za to, gdyż Windows Phone radzi sobie po prostu źle i nic nie wskazuje, żeby w najbliższej przyszłości miało się to zmienić. Dlatego też firma, oprócz rozwoju własnego systemu, w myśl angielskiego przysłowia "if you can't beat them, join them" postanowiła aktywnie rozwijać swoje usługi na "obcych" platformach. Katalog aplikacji na iOS-a i Androida z roku na roku rośnie.
Kolejnym dużym krokiem Microsoftu w "brataniu się z wrogiem" było nawiązanie współpracy z firmą Cyanogenmod, która to zasłynęła modyfikacją Androida o tej samej nazwie i przekształciła go w niezależny system Cyanogen OS. Czerpie on z Androida pełnymi garściami, ale ze względu na brak błogosławieństwa Google próżno szukać tam ich usług i sklepu Play Store. Więc można powiedzieć, że "Microsoft ma swojego Androida". A przynajmniej miał, gdyż Cyanogen OS powoli dogorywa.
Skoro już przy Google jesteśmy, to firma dość długo nie miała "swoich" smartfonów, a wysługiwała się innymi. Seria Nexus powstawała we współpracy z Asusem, HTC, LG, Samsungiem, Huawei czy Motorolą. Z tą ostatnią sprawa jest nieco zabawna, gdyż wydany pod koniec 2014 roku Nexus 6 został wyprodukowany przez Motorolę po tym... jak firma została sprzedana przez Google. Nowym właścicielem marki zostało Lenovo, której zajęło sporo czasu, zanim połączyło ją ze swoimi dotychczasowymi smartfonowymi strukturami.
Ostatecznie Motorolę spotkał podobny los, co Nokię. Początkowo Lenovo wydawało telefony z charakterystycznym M na obudowie, jednak ostatecznie marka została "zredukowana" do serii i tak teraz kupimy na przykład Lenovo Moto X Force.
W 2014 roku do smartfonowej gromadki postanowił dołączyć Amazon i zaprezentował Fire Phone'a. Korzystał on z Fire OS bazującego na Androidzie, ale podobnie jak w przypadku wspomnianego Cyanogen OS, zabrakło usług Google'a, więc ekosystem był nader skromny.
Obserwując rozwój rynku widać, że ostatnie lata należą przede wszystkim do Chińczyków. U nas jeszcze słabo rozpoznawalni (poza największymi sprzętowymi entuzjastami), ale w Azji takie marki jak OnePlus, Xiaomi czy Oppo mają naprawdę dużo do powiedzenia. Dość powiedzieć, że Oppo ma blisko 7% udziału na świecie.
Nieco inaczej wygląda sprawa w przypadku Huawei, które jest ogromną firmą i w branży telekomunikacyjnej istnieje od wielu lat, ale dopiero w ostatnich latach postanowiło wybrać się na smartfonową wojnę i powalczyć z tymi "największymi", czy raczej najbardziej rozpoznawalnymi na rynku.
Otwartym pozostaje jednak pytanie: dlaczego smartfony są tak ważne dla tych firm? Czy balansowanie na granicy opłacalności ma sens? Można by powiedzieć, że posiadanie własnej marki to rodzaj statusu i pokazanie światu: jestem ważny. Przecież dla większości firm smartfony są tylko dodatkiem w portfolio i LG czy Samsung są obecni w branży RTV/AGD, Huawei jest potentatem telekomunikacyjnym, Sony mógłby się skupić na działce foto/audio, Lenovo na laptopach, a HTC... na wirtualnej rzeczywistości i współpracy z Valve.
Nie wydaje się jednak, żeby ktoś pierwszy wyszedłprzed szereg i z powodów finansowych powiedział: odchodzę. Raczej podejdzie do niego zamożny sąsiad i zaproponuje współpracę.