O tym jak próbowałem sobie zrobić krzywdę na torze w Bednarach, a BMW serii M mi w tym przeszkadzało

Na terenie byłego lotniska w Bednarach pod Poznaniem działy się rzeczy niezwykłe. Grupę dziennikarzy technologicznych pozostawiono praktycznie samych sobie z samochodami BMW serii M. O dziwo nikt nie zginął, a zadbała o to między innymi innowacyjna technologia.

Mam prawo jazdy od 20 lat. Nie uważam się bynajmniej za dobrego kierowcę. Jeżdżę dość zachowawczo i nie szukam okazji do sprawdzania swoich umiejętności. Okazje dziwnym trafem omijały również mnie. Rok temu dołączyłem do BMW Tech Group, inicjatywy skupiającej wokół siebie przedstawicieli mediów piszących o technologiach. Cel grupy jest prosty - edukować w temacie technologii we współczesnej motoryzacji.

A tych w autach BMW ostatnio nie brakuje, o czym miałem okazję przekonać się niedawno w ośrodku doskonalenia umiejętności jazdy Bednary Driving City. Tym razem organizatorzy kolejnego spotkania BMW Tech Group przeszli samych siebie. Pomysł wydawał mi się początkowo dość szalony - 18 aut BMW serii M, a w nich 18 dziennikarzy. Łączna moc floty - 7500 KM. Otwarty teren. Długie proste odcinki. Co może pójść nie tak?

BMW M5BMW M5 fot. Łukasz Nazdraczew

W roli głównej

Wśród wspomnianej gromadki aut nie mogło zabraknąć głównego powodu, dla którego zaproszono nas pod Poznań - zaprezentowanego wiosną tego roku BMW M5 (F90). To auto stanowi swoisty pomost między stateczną limuzyną na długie trasy i do spokojnego poruszania się po mieście, a prawdziwym sportowym szorstkim potworem, który budzi się po naciśnięciu przycisku M2 na kierownicy. I to właśnie ta dwoista natura jest w nim najbardziej zaskakująca.

Na początek małe zaskoczenie - na pokładzie BMW M5 mamy dwusprzęgłową 8-biegową skrzynię automatyczną (Steptronic). W aucie o zacięciu sportowym? To nie do pomyślenia, ale na szczęście można skorzystać z trybu sekwencyjnego. Pierwszy raz w serii pojawił się również napęd na cztery koła (M xDrive). Tu znów możemy przełączyć się na tryb 2WD przenoszący pełen napęd na tylną oś.

 

Pod maską mocarny silnik V8 biturbo M TwinPower o pojemności 4,4 litra tym razem dobił do diabelskiego poziomu 600 KM. Moment obrotowy 750 Nm dostępny już od 1800 obrotów mocno wciska w fotel. Auto rozpędza się do 100 km/h w zaledwie 3,4 sekundy. Oczywiście liczby na papierze nie oddają faktycznego wrażenia dysponowania tak dużą mocą pod pedałem gazu.

Jak po sznurku

Nie jestem w stanie zliczyć momentów, w których próbowałem wyprowadzić najnowsze BMW M5 oraz inne modele z serii ze stanu pełnej kontroli nad trakcją. Udało się raz i to dosłownie przez chwilę, kiedy tylna oś pojazdu uciekła mi nieco na bok. Bezpieczeństwo zagwarantowały mi znakomicie działające układy DSC i VDC stabilizujące tor jazdy i to nawet w warunkach, w których nie odważyłbym się podróżować z dużą prędkością.

BMW M5BMW M5 fot. Łukasz Nazdraczew

Duża lekcja pokory czekała mnie za to na stanowisku do driftowania, gdzie po przełączeniu auta na tryb 2WD i wyłączonej stabilizacji DSC wyspecjalizowałem się w kręceniu niekontrolowanych bączków. Osobiście uważam, że każdemu kierowcy powinno być dane nauczyć się radzenia sobie z sytuacją poślizgu. Dopiero wtedy wychodzi na jaw pełna skala naszych umiejętności, a raczej ich braku.

Czytaj też: Wyposaż samochód na wakacje: nawigacje, rejestratory i inne urządzenia przydatne w długiej podróży

Wisienka na torcie

Sądziłem, że moje szalone wiraże na pasie startowym lotniska w Bednarach autami BMW z serii M były faktycznie szalone. To jednak nic w porównaniu z tzw. TAXI RIDE, jakie zafundowali nam profesjonalni kierowcy sportowi z wieloletnim doświadczeniem na torach  wyścigowych. BMW M5 w ich rękach przeobraża się we wściekłą zwinną bestię.

Morawski: "Teraz rozwijamy się w tempie 5 proc., ale to jest nie do utrzymania. Choćby dlatego, że w Polsce zabraknie pracowników"

Więcej o: