Apple opublikuje wyniki finansowe za pierwszy I kwartał fiskalny 2019 dopiero 29 stycznia. Rozczarowanie może być tak duże, że Tim Cook postanowił wysłać do inwestorów list, w którym już teraz próbuje przygotować ich na przykrą niespodziankę.
Dotychczas Apple szacował, że w świątecznym kwartale przychody firmy osiągną poziom od 89 do 93 miliardów dolarów. Tymczasem z listu Cooka wynika, że będzie to "zaledwie" 84 mld dolarów, czyli o 5 mld mniej, niż zakładał pesymistyczny scenariusz.
Oczywiście 84 mld dolarów to wciąż góra pieniędzy. Sęk w tym, że po raz ostatni firma z Cupertino tak mocno rozminęła się z prognozami przeszło 10 lat temu. Jak mogło w ogóle dojść do takiego przeszacowania przychodów? Tim Cook znalazł kilka powodów.
Czytaj też: Oto najlepsze smartfony roku. iPhone? Nie załapał się na podium
Pierwszym z nich jest oczywiście słabsza sprzedaż iPhone'ów. Chodzi tu o iPhone'a XS, iPhone'a XS Max oraz iPhone'a XR, które osiągnęły rozczarowujące wyniki zarówno na rynkach wschodzących, jak również na Zachodzie.
Tim Cook uważa, że głównym winowajcą są Chiny. Kilka lat temu mieszkańcy Państwa Środka oszaleli na punkcie iPhone'a. Teraz ten entuzjazm osłabł. Zdaniem szefa Apple wpływ na to ma sytuacja gospodarcza. Mówiąc prościej: Chińczyków nie stać na nowe iPhone'y i coraz częściej decydują się na zakup znacznie tańszych alternatyw.
iPhone'y sprzedawały się jednak gorzej również na innych rynkach. Tu - zdaniem szefa Apple - głównym powodem również była sytuacja ekonomiczna oraz bardzo silna pozycja dolara, która negatywnie wpływała na ceny amerykańskiej elektroniki.
Drugi powód problemów Apple bezpośrednio łączy się z pierwszym. Zdaniem Cooka nowe iPhone'y sprzedają się gorzej, bo niektórzy użytkownicy skorzystali z możliwości tańszej wymiany akumulatorów w starszych iPhone'ach, przez co nie kupili nowych.
Szef Apple - między wierszami - stwierdził więc, że z perspektywy firmy lepiej byłoby, gdybyśmy co roku wyrzucali iPhone'a na śmietnik, a nie bawili się w wymianę baterii. Oczywiście trudno mówić tu o jakimś zaskoczeniu. Apple, jak każda firma, kieruje się przede wszystkim chęcią maksymalizacji przychodów i zysków. Jednak fakt, ze szef firmy z Cupertino mówi o tym wszystkim tak otwarcie, jest co najmniej zastanawiający.
Mimo wszystko, szef Apple stara się również szukać pozytywów. W końcu to przecież jego zadanie. W ostatnim kwartale firma zanotowała znaczący wzrost przychodów z usług, które wygenerowały 11 mld dolarów. Dobrze radzi sobie również Apple Watch i AirPods (wzrost przychodów o 50 proc.), a także iPady, MacBooki i komputery iMac.
Sęk w tym, że Apple wciąż pozostaje firmą jednego produktu: iPhone'a. Nawet jeśli wszystkie inne produkty będą biły rekordy sprzedaży, to i tak wyniki finansowe Apple będą zależeć tylko i wyłączenie od tego, jak radzą sobie nowe modele iPhone'a.
Co ciekawe, w swoim liście do inwestorów Tim Cook wspomina również Polskę i to w bardzo pozytywnym kontekście. Szef Apple podkreśla, że w naszym kraju (ja również m.in. w Meksyku, Malezji i Wietnamie) firma zanotowała rekordowe wyniki sprzedaży.
Być może nieco silniejsza pozycja Polski na mapie Apple sprawi, że firma z Cupertino przestanie traktować nasz kraj po macoszemu. W Polsce wciąż nie ma nawet jednego oficjalnego sklepu Apple (są jedynie sklepy oficjalnych dystrybutorów), a asystentka głosowa Siri wciąż nie potrafi powiedzieć nawet jednego słowa w języku Mickiewicza.
List Tima Cooka do inwestorów zdążył już wywołać spore poruszenie. W środę akcje Apple w handlu posesyjnym na rynku NASDAQ taniały o ponad 8,5 procent.