Naukowcy nie od dziś podejrzewają, że planet, na których teoretycznie może istnieć życie jest w kosmosie pełno. Astronomowie odkryli już tysiące układów gwiezdnych z jedną, dwiema lub trzema planetami w ekosferze, czyli strefie zdatnej do zamieszkania, gdzie woda może utrzymać się w stanie ciekłym.
Przykłady takie, jak system TRAPPIST-1, egzoplaneta GJ 357 d lub dwie niedawno odkryte planety obiegające gwiazdę Teegardena można mnożyć. Naukowcy zdają sobie jednak sprawę z tego, że to i tak wierzchołek góry lodowej.
>>> Na Marsie też występują "trzęsienia ziemi":
Teraz specjaliści z Penn State University postanowili przeanalizować dane pochodzące z należącego do NASA Kosmicznego Teleskopu Keplera. Z ich badań, których wyniki opublikowano w The Astronomical Journal wynika, że egzoplanet ziemiopodobnych może być nawet 10 mld. I to tylko w naszej galaktyce, która jest przecież jednym z miliardów tego typu "skupisk" gwiazd w znanym nam wszechświecie.
Naukowcy pod uwagę wzięli liczbę gwiazd podobnych do Słońca, które występują w Drodze Mlecznej. Szacuje się, że jest ich ok. 40 mld. Dodatkowo obliczyli, że planeta podobna do Ziemi krąży wokół jednej na cztery gwiazdy podobne do Słońca. Stąd wiadomo, że egzoplanet prawie takich jak nasza Ziemia może być w naszym otoczeniu nawet 10 mld.
Kosmiczny Teleskop Keplera odkrył już 2600 planet poza naszym Układem Słonecznym, z których wiele może być obiecującymi miejscami do życia. fot. NASA / Ames Research Center / W. Stenzel / D. Rutter
Oczywiście naukowcy określili konkretne wymagania, które musiała spełnić egzoplaneta, aby zostać sklasyfikowana, jako podobna do Ziemi. Wyróżniono tu dwa istotne ceny - wielkość wahającą się od 3/4 do 1,5 średnicy naszej planety i okres obiegu swojej gwiazdy wynoszący od 237 do 500 dni ziemskich.
Wymogi nie są przypadkowe. Te "widełki" w bardzo dużym stopniu podnoszą prawdopodobieństwo, że na planecie mogłoby rozwijać się życie. Podany okres obiegu dla egzoplanet związanych z gwiazdami wielkości Słońca oznacza, że planeta najpewniej znajduje się w odpowiedniej odległości od gwiazdy, aby utrzymać wodę w stanie ciekłym, a więc jest w ekosferze.
Badacze do wykrywania egzoplanet wykorzystali metodę tranzytową. Oznacza to, że szukali gwiazd, których okresowe spadki jasności zdradzają istnienie dużych ciał niebieskich, czyli planet. Aby jednak oszacować liczbę planet ziemiopodobnych występujących w Drodze Mlecznej wykorzystali symulacje komputerowe, które pomogły doliczyć te planety, które Teleskop Keplera mógłby przegapić.
Wykorzystaliśmy ostateczny katalog planet zidentyfikowany przez Keplera i udoskonalimy go przy wykorzystaniu danych z sondy kosmicznej Gaia Europejskiej Agencji Kosmicznej, aby stworzyć nasze symulacje. Porównując wyniki z planetami skatalogowanymi przez Keplera, obliczyliśmy częstotliwość występowania planet na liczbę gwiazd i w jaki sposób zależy to od wielkości planety i odległości orbity. Nasze nowatorskie podejście pozwoliło zespołowi uwzględnić kilka efektów, które nie były uwzględnione w poprzednich badaniach
- tłumaczy Danley Hsu, absolwent Penn State i pierwszy autor artykułu w komunikacie.
Autorzy badania przyznają jednak, że ich metoda nie daje 100-procentowej pewności. Wyniki są szacunkowe i mogą być nieco przekłamane. Jednak rzeczywista liczba planet ziemiopodobnych powinna zamknąć się w przedziale od 5 do 10 mld. To oznacza, że od 20 do 50 proc. gwiazd widocznych na nocnym niebie ma planety podobne do Ziemi.
To badanie świetnie pokazuje zatem, że nasze miejsce na peryferiach Drogi Mlecznej może nie być niczym wyjątkowym we wszechświecie. Samych planet zdolnych do rozwinięcia życia może być znacznie więcej, choć każda z nich jest zbyt daleko, abyśmy mogli je dokładnie zbadać.
Czytaj też: Naukowcy odkryli niezwykłą egzoplanetę. Rano wschodzi nie jedno, a trzy "słońca"