O przyjęciu do służby nowej rosyjskiej broni poinformował w miniony piątek minister obrony Siergiej Szojgu. Odbyło się to w podniosłej atmosferze. Padały tradycyjne liczne deklaracje o tym, jak to nowa rosyjska broń jest unikalna i najlepsza, a przeciwnicy nie mają na nią odpowiedzi i są w tyle za Rosją.
- To unikalna sytuacja w naszej najnowszej historii. Teraz to inni próbują nas dogonić - mówił Putin, uderzając w patriotyczną nutę i starając się pobudzić narodową dumę Rosjan.
Nagranie testowego odpalenia rakiety systemu Awangard. Animacja lotu głowicy jest przerysowana. Nie ma takich systemów obronnych jak pokazany na wideo, a możliwości komunikacji poprzez satelity w taki szybkim locie jest ograniczona lub wręcz żadna.
Rzeczywiście system Awangard jest czymś nowym i pierwszym w swojej konkretnej klasie. Nie jest jednak czymś rewolucyjnym, co by zmieniało reguły gry, tak jak starają się to przedstawić Rosjanie.
- W teoretycznej globalnej wojnie z USA system Awangard nie daje żadnych zupełnie nowych możliwości. Rosjanie starają się to przedstawić inaczej i twierdzą, że nie da się przed nim obronić. Szkopuł w tym, że Amerykanie nawet nie próbują. Przynajmniej na razie - mówi Gazeta.pl Marcin Niedbała, dziennikarz miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa" specjalizujący się w tematyce broni rakietowej.
Wojsko USA nie ma systemów antyrakietowych, przy pomocy których można by próbować odeprzeć rosyjski atak pociskami międzykontynentalnymi. Jest ich za dużo i lecą za szybko. - Gdyby Amerykanie chcieli taki stworzyć, to oznaczałoby to gigantyczne wydatki, prawdopodobnie dekady prac i konieczność pokonania wielu problemów technicznych. Nikt w USA nie deklaruje obecnie chęci na coś takiego - mówi Niedbała.
To co mają Amerykanie teraz, jest dobre na rakiety mniejsze i znacznie mniej liczne niż to, co Rosjanie wysłali by na USA w przypadku trzeciej wojny światowej. Moskwa przynajmniej oficjalnie nie przyjmuje tego do wiadomości i amerykańskie prace nad systemami antyrakietowymi uznaje za próbę "zachwiania równowagą strategiczną". Awangard ma być jedną z odpowiedzi na to. Teoretycznie.
Zdjęcie mające przedstawiać głowicę systemu Awangard w ochronnej osłonie aerodynamicznej. Jedyne tego rodzaju. Krąży w rosyjskiej sieci jako wykonanie podczas inspekcji amerykańskich ekspertów w ramach porozumień rozbrojeniowych Fot. Forum Nowinki Kosmonautyki
Jest pewne, że nowa broń daje Rosjanom wiele w wymiarze propagandy. Cały świat pisze o nowych rosyjskich "broniach hipersonicznych" jako o czymś nowym i powtarza płynące z Moskwy twierdzenia o ich wyjątkowych możliwościach. Ponieważ mało kto rozumie czym właściwe jest owa "hipersoniczność", to rosyjskie deklaracje mogą robić wrażenie. Prawda jest natomiast taka, że uzbrojenie osiągające prędkości hipersoniczne jest powszechne i stanowi filar arsenałów jądrowych od lat 70.
Czym jest owa "hipersonicznośc"? To zdolność przemieszczania się z prędkością przekraczającą pięciokrotną prędkość dźwięku, czyli około sześciu tysięcy km/h. Głowica systemu Awangard ma poruszać się maksymalnie około 30 tysięcy km/h. - Jest to jednak najpewniej prędkość maksymalna, chwilę po tym jak skończą pracować silniki rakiety, która wynosi ją na granicę kosmosu. Potem musi zwolnić - mówi Niedbała. Nie wiadomo jak szybko może się poruszać zbliżając się do celu, jednak prawdopodobnie jest to prędkość rzędu kilkunastu tysięcy km/h. Tak sugeruje między innymi Jeffrey Lewis, amerykański ekspert ds. broni rakietowej i jądrowej z Middlebury Institute of International Studies in Monterey.
Tradycyjne głowice jądrowe przenoszone przez rakiety międzykontynentalne też są hipersoniczne. Wchodząc w atmosferę i spadając ku celowi rozwijają prędkości rzędu 25 tysięcy km/h. Mocarstwa maja ich tysiące i to od dekad. Trudno więc uznać, że sama "hipersoniczność" jest czymś nowym i rewolucyjnym.
To co jest naprawdę nowego w systemie Awangard, to jego zdolność do bardzo szybkiego szybowania w górnych partiach atmosfery i wykonywania manewrów. To opisuje specjalistyczna nazwa takiej głowicy - HGV (Hypersonic Glide Vehicle - Szybowiec Hipersoniczny). Nie ma ona swojego napędu. Wykorzystuje jedynie prędkość nadaną jej przez rakietę nośną. W tym wypadku stare radzieckie międzykontynentalne rakiety balistyczne UR-100N.
To co się dzieje po odłączeniu od rakiety można by obrazowo porównać do rzucania kamienia do stawu. Klasyczne głowice wynoszone przez UR-100N byłyby kamieniami rzuconymi normalnie do góry. Przez jakiś czas by się jeszcze wznosiły, po czym łukiem opadły ku wodzie. Awangard jest natomiast "kaczką" - kamieniem rzuconym tak, aby po chwili normalnego lotu zaczął odbijać się od powierzchni wody, czyli granicy gęstej atmosfery. No i owa "kaczka" może dodatkowo skręcać, choć nie tak jak samolot. - Chodzi raczej o coś co można by nazwać kształtowaniem swojej trajektorii - mówi Niedbała.
Jakie korzyści to daje? Znacznie utrudnia śledzenie i obliczanie danych niezbędnych do odpalenia antyrakiet. Nie można też łatwo przewidzieć, co jest celem. Z jednej strony, zgodnie z twierdzeniami Rosjan, utrudnia to obronę. Jednak paradoksalnie z drugiej strony ją to ułatwia. Jak tłumaczy na swoim profilu na Twitterze Lewis, Awangard na końcu swojego lotu przemieszcza się wyraźnie wolniej niż klasyczne głowice. Dodatkowo nie towarzyszą mu różne wabiki, których masę przenoszą klasyczne rakiety międzykontynentalne, a ich rozróżnienie od właściwych ładunków jądrowych stanowi poważne wyzwanie.
Czy Awangard jest więc cudowną, rewolucyjną bronią dającą Rosji jakieś unikalne możliwości? Z całą pewnością nie. Nijak nie zmienia równowagi strachu opartej o szachowanie się Amerykanów i Rosjan swoimi arsenałami jądrowymi. Jest odpowiedzią na wyzwania, których tak naprawdę jeszcze nie ma. Może gdyby kiedyś Amerykanie stwierdzili, że naprawdę chcą zbudować totalną tarczę antyrakietową, to wtedy Awangard byłby jak znalazł. Na razie nic jednak tego nie zapowiada.
- Mam wrażenie, że Rosjanie stworzyli system Awangard, ponieważ mogli. To naturalna ewolucja stworzonych jeszcze podczas zimnej wojny głowic manewrujących (MaRV) dla mniejszych rakiet balistycznych. Nic na tym nie tracą a rozwinęli unikalne technologie, które może kiedyś w przyszłości im się bardzo przydadzą - mówi Niedbała.
Dodatkowo chwalić się można już teraz. Bo rzeczywiście czegoś takiego nikt inny jeszcze nie ma. Chińczycy nad czymś takim pracują, bo dla ich małego arsenału jądrowego amerykańska tarcza może być wyzwaniem. Amerykanie też nad czymś podobnym pracują, ale jednak innym, mniejszym i o innych zadaniach. Postaram się niebawem wszystko to rozpisać i wytłumaczyć w ramach swojego weekendowego cyklu "Taka Ciekawostka".