Być może nie każdy wie, że gry to najbardziej dochodowy sektor branży rozrywkowej. Zostawiły w tyle filmy i muzykę, a przepaść pogłębiła pandemia, przez którą zamknięto kina, odwołano koncerty i festiwale muzyczne. Skąd bierze się jednak taka popularność gier? Przede wszystkim dają nam możliwość partycypowania w dziele, wpływania na nie. Niektóre produkcje mają w tym względzie większą dowolność, inne mniejszą - ważne, że w grze stajemy się nie tylko odbiorcą, ale też twórcą historii. A każdy człowiek ma w sobie boską cząstkę kreacji. Po drugie, gry łącza dwa światy, bo z grubsza można podzielić je na literaturę i sport. Światy te przez lata się mijały, z rzadka tylko ze sobą mieszając, ale gdy już znalazły wspólny punkt, branża rozrywkowa musiała uznać nowego cesarza.
Z jednej strony mamy więc serię FIFA czy NBA 2K, wyścigi samochodowe, Fortnite'a i inne strzelanki, a z drugiej dopracowane fabularnie serie RPG i liniowe gry akcji. Te pierwsze skupiają się na rywalizacji, te drugie na opowiadanej historii. Słuchamy i snujemy opowieści od zarania dziejów, to one są nośnikiem informacji i życiowych mądrości. Dlatego też seria Mafia, a w szczególności pierwsza jej część, jest doskonałą produkcją dla osób, które nie rozumieją fenomenu gier wideo. W końcu, kto nie lubi klasycznych historii o włoskich rodzinach gangsterów? A ta konkretna wykonana jest z rozmachem i dramatyzmem godnym największych mistrzów gatunku w postaci Francisa Forda Coppoli i Martina Scorsese.
Jak można nie kochać tego klimatu? Przyjrzyjcie się z jakim pietyzmem odwzorowano drogę fot. Hangar 13
Wracając do podziału gier z poprzednich akapitów, choć lubię serię FIFA czy Need for Speed, to nigdy nie wciągnęły mnie na dłużej League of Legend czy Counter Strike. Bardziej niż próba wyniesienia moich umiejętności na mistrzowski poziom interesuje mnie opowieść, którą mogę usłyszeć i w której dostaje szansę, by wystąpić jako główny bohater. Mafia to zdecydowanie jedna z najlepszych gier, w jakie grałem pod tym względem. Nie pamiętam już, czy jako nastolatek skończyłem tę produkcję, ale już wtedy wywarła na mnie olbrzymie wrażanie i na zawsze zapisała się w mojej pamięci. Ta gra już w 2002 roku w czasie premiery była doskonała, czy potrzebowała więc remasteru? Tak, tak, po trzykroć tak!
Szablon fabuły twórcy pozostawili taki sam, co nie powinno dziwić, gdyż to był najważniejszy element pierwszej Mafii. Zostajemy wrzuceni w lata 30. XX wieku. W Stany Zjednoczone nie dość, że uderzył Wielki Kryzys, to jeszcze prohibicja doprowadziła do rozwkitu przestępczości zorganizowanej. Nasz bohater Tommy Angelo to zwykły taksówkarz, który jak to bywa, przypadkiem związał się z włoską mafią w Lost Heaven.
Początek i koniec Mafii na jednym obrazku. Od taksówkarza do gangstera. fot. Hangar 13
Luksusowe życie wiążę się jednak zawsze z poświęceniem, które doprowadziło do tego, że Tommy swoją historię dobrowolnie opowiada teraz detektywowi w typowej amerykańskiej jadłodajni. Zmiany fabularne są kosmetyczne i nie wpływają na obcowanie z grą na gorsze. To wciąż stara, dobra Mafia.
Odpowiedzialne za trzecią część Mafii studio Hangar 13 całość Mafia: Definitive Edition stworzyło od nowa, na znacznie bardziej zaawansowanym silniku niż ten sprzed 18 lat. Produkcja wygląda zachwycająco, modele samochodów, budynków czy postaci są bezbłędne. Dobrze gra w tym wszystkim światło, choć niektórym refleksy, który generuje karoseria czy woda, mogą wydawać się nazbyt intensywne.
Klimatu noir mogłoby być więcej, bo wychodził on twórcom kapitalnie fot. Hangar 13
Żniwa zbiera to w scenie po napadzie na bank, gdy Tommy rozmawia z Sarą w kuchni w blasku wpadających przez okno promieni słonecznych. Włosy bohaterów zbliżały się tutaj do przedziwnego mariażu brązu z chromem przechodzącego w siwiznę. Coś ewidentnie poszło nie tak. Poza tym jednak gra zapiera dech w piersiach tym jak wygląda, a problemy zdarzały się tylko okazjonalnie. W zasadzie pamiętam tylko jeden glitch, gdy w misji w hotelu jeden z bandziorów po reżyserowanym ciosie staje się jednością z szafką. Raz też jeden tylko przeciwnik stał w miejscu. AI więc spisywała się generalnie na medal.
Jeśli chodzi o mechanikę, to ta też niezbyt się zmieniła. Na wyróżnienie zasługuje zewsząd chwalona jazda samochodem. Rzeczywiście da się odczuć jego ciężar, a gdy wpadniemy w poślizg, nie łatwo z niego wyjść. Prowadzenie zabytkowych aut daje dużą satysfakcją, a to ważne, bo sporo czasu spędzamy za kółkiem. Kultowy wyścig nie jest tak trudny jak kiedyś, ale wciąż sprawia problemy. Do wyboru mamy kilka poziomów trudności w tym klasyczny. Gdy go włączymy musimy uważać na drogach, ponieważ policja będzie nas ścigać nawet za przejechanie na czerwonym świetle.
Czemu dzisiaj nie projektują już takich samochodów, co poszło nie tak?! fot. Hangar 13
Wybranie najłatwiejszego poziomu trudności nie czyni nas jednak nieśmiertelnym. Wciąż trzeba korzystać z systemu chowania się za zasłonami, a niektóre misję są nie lada wyzwaniem. Cieszy system leczenie oparty na klasycznych apteczkach, które umieszczone są gdzieniegdzie na planszy i które sami musimy znaleźć. Ciekawe są finishery, którymi możemy wykończyć przeciwnika po kilku ciosach. Różnią się one w zależności od broni, czy ustawienia przeciwnika. Gdy już mi się znudziły pierwsze takie reżyserowane sekwencje, okazało się, że jest ich więcej, a Tommy może ogłuszyć wroga pistoletem, karabinem, czy znalezioną w więzieniu rurą.
Mafia: Definitive Edition ma nagrane od nowa cutscenki i dialogi. To był strzał w dziesiątkę, a dobór nowych aktorów sprawił, że historia ta ożyła jeszcze bardziej. Na twarzach bohaterów widać każdy grymas, który sprawia, że fabułę śledzi się z zaparty tchem. Ruchy oczu i ust, zmarszczki na twarzy czy nawet dopracowane rzęsy dodają względem oryginalnej produkcji realności doświadczenia, której 18 lat temu nie dało się osiągnąć.
Tommy Angelo nieco zmienił się na przestrzeni 18 lat, ale niewątpliwe przybyło mu uroku osobistego fot. Hangar 13
Wyjątkowo do głowy zapadły mi dwa momenty. Pierwszy gdy Paulie w pociągu mówi, że ma dość takiego życia oraz drugi, gdy Don Salieri w stylu każdego szanującego się "ojca chrzestnego" opowiada alegoryczną przypowieść, by dać coś do zrozumienia głównemu bohaterowi. Immersja sięgnęła wtedy zenitu, czułem się jakbym to ja miał takowe dylematy, a targające postaciami emocje, wydawały mi się moimi własnymi. Paulie, Sam, Don Salieri zostali dobrani perfekcyjnie do swoich ról, mam jednak nieco wątpliwości co do głównego bohatera. Jego zawadiacki ton nieco za bardzo kojarzy mi się z aktorem Andrew Howardem, który zazwyczaj gra jednoznacznie czarne charaktery. Koniec końców jednak, Tommy'ego słucha się z uwagą i fascynacją. Do tego relacje między bohaterami są tak sprawnie zbudowane, że nie czuje się w nich żadnej sztuczności. Fabuła zaskakuje, zadziwia i straszy.
W oryginalnej Mafii klimat budowano także poprzez interakcje z otoczeniem. Tutaj niektóre elementy zabrano, inne dodano. Wchodząc jednak na szafkę zrzucimy stojąca na niej porcelanę, co wywołuje uśmiech pod wąsem. Lata 30. możemy odczuć także dzięki licznym plakatom na ścianach w typowym dla tego okresu stylu. Nie brakuje pin-up girls z karabinem u Vinniego, czy zdecydowanie za długich sloganów reklamowych. W całej grze widać też pięknie zaprojektowane tureckie dywany, a liczne lokacje jak Chinatown czy Muzeum, wywołują efekt opadającej szczęki.
Lokalizacje w Mafia: Definitive Edition to majstersztyk, chciałoby się więcej monumentalnych galerii, banków i kościołów! fot. Hangar 13
W jednej z pierwszych misji dowiadujemy się, że przejazd taksówką kosztuje 30-50 centów, co pozwala nam wczuć się w Amerykę sprzed niemal stu lat. W podobnym okresie umiejscowiono fabułę serialu "Kraina Lovecrafta", podobieństwa więc są widoczne gołym okiem. Szkoda tylko, że w Mafii brakuje czarnoskórych bohaterów, (na co zwróciłem uwagę dzięki wspomnianemu serialowi), którzy jeszcze bardziej urealnili by grę.
Panorama Lost Heaven fot. Hangar 13
Gęsto od klimatu jest także w opuszczonym więzieniu, gdzie mieszkający tam bezdomni lamentują nad swoim losem i nawiązując do Wielkiego Kryzysu wspominają, że jeszcze niedawno mieli świetną pracę. Na ścianach budynków można przeczytać różne napisy, które umożliwiają wczuć się w tragedię ludzi dotkniętych załamaniem na nowojorskiej giełdzie. Całość domyka muzyka i radio informacyjne z samochodu. Jazz, blues i swing ostatecznie pozwalają poczuć się, jak społeczność lat 30.
Mafia zasługiwała na remake, ponieważ w 2002 r. branża nie miała takich możliwości jak teraz. 18 lat temu bohaterowie nie mogli wyglądać i brzmieć tak rzeczywiście, jak w Definitve Edition. W sprawnie opowiedzianej historii to szczegóły czynią ją wybitną i tak jest też w tym przypadku. Jedną z zalet gier jest to, że wiernie odtwarzają naszą przeszłość, pozwalają lepiej zrozumieć ludzi i zwiedzić lokalizacje, których normalnie nie mielibyśmy szans zobaczyć. Są symulacją życia i najciekawszych jego historii, dlatego też, gdy możemy poczuć je całym sobą, czujemy się spełnieni, jakbyśmy to my przeżyli te nierealną opowieść. Mafia budzi wszystkie emocje po kolei, a jej remake wzniósł to na jeszcze wyższy poziom.
Lost Heaven jest cudowne i tylko się prosi o okazje, by je zwiedzić fot. Hangar 13
Jedna z recenzji głosiła, że to najlepsze gra o gangach ameryki lat. 30. Nie da się z tym nie zgodzić, bo to bodaj jedyna taka produkcja. Nawet jednak, gdyby było inaczej, Mafia: Definitive Edition zmiotłaby konkurencję z planszy. Ostatecznie po tych 20 godzinach grania czuję się ukontentowany, ale jednocześnie mam niedosyt. Twórcy nie chcieli wprowadzić zbyt dużo nowego, zmiany są więc niewielkie. To nieco stracona szansa, gdyż zespół Hangaru 13 stworzył duże, piękne miasto, do którego zwiedzania nie mamy zbyt dużo okazji. Historia mafijna zdaje się doskonale pasować, by dołożyć choć trochę misji pobocznych, które jeszcze bardziej wprowadziłyby nas w klimat. Czy ucierpiałaby na tym postać Tommye'go i historia gry? W końcu w jego opowieści szybko awansował i może małe robótki i wymuszenia, by mu nie przystawały? A może Tommy sam chciał siebie przedstawić w ten sposób? Niemniej, to gra, a nie film, główny wątek raczej dużo by nie stracił na dołożeniu choć kilku mniejszych misji pobocznych, a dostalibyśmy szanse na zgubienie się w Lost Heaven, na zobaczenie slumsów i zadymionych klubów jazzowych, gdzie moglibyśmy posłuchać muzyki, wypromować kogoś, poznalibyśmy nocne życie i mroczne oblicze kryzysu, kontrasty amerykańskiego społeczeństwa i to co z nim zrobiła prohibicja. Czy to stracona szansa? Być może, bo kto wie, czy uda się zrobić kolejną taką grę, wszak każda następna będzie porównywana do tej, gdzie koniec końców wszystko było na swoim miejscu. Przed twórcami takich klimatów stoi więc arcytrudne zadanie, któremu być może kiedyś podołają i zadowolą fanów, za co trzymamy kciuki.
I wreszcie, część osób powie, że nic by nie zmieniło w grze, bo Mafia to zwięzła, dopracowana i zamknięta historia, inni odrzekli by, że na wzór współczesnych produkcji, przydałyby się misje poboczne. Ja mówiłbym po prostu o niewykorzystanym potencjale, co jednak w najmniejszym stopniu w niczym nie przeszkadza i nie urąga Mafia: Definitive Edition.
Ocena: 9/10
Egzemplarz gry do recenzji dostarczył jej dystrybutor, firma Cenega.