Premiera Pre , która miała miejsce na targach CES 2009, ściągnęła oczy świata na lekko przykurzoną markę Palm. O Pre mówiły nawet ogólnopolskie stacje radiowe w swoich serwisach informacyjnych. Nowy smartfon Palma był uważany za najgroźniejszego konkurenta iPhone. Zachwycał oryginalnym układem menu, wygodnym przełączaniem między uruchomionymi aplikacjami i "kosmicznymi" rozwiązaniami w rodzaju bezprzewodowej ładowarki Touchstone. Wygląda jednak na to, że to wszystko za mało, by zdobyć serca klientów.
W całym 2009 roku Palmowi udało się sprzedać nieco ponad milion urządzeń z systemem webOS - Pre i tańszego Pixi. Taki wynik przekłada się na pomijalny udział Palma w światowym rynku smartfonów: 0,7%. To kilkakrotnie mniej niż Android, o iPhone i BlackBerry nie wspominając.
Nie zachwycają też aktualne wyniki sprzedaży. Mimo wprowadzenia nowych modeli (Pre Plus i Pixi Plus) i podpisania umowy z kolejnym operatorem (amerykański Verizon), smartfony Palma sprzedają się wolniej, niż spodziewał się tego ich producent .
Co gorsza, użytkownicy Palmów nie są z nich zadowoleni. A przynajmniej nie tak bardzo, jak właściciele smartfonów konkurencji. Według AdMob, tylko 69 % posiadaczy urządzeń z systemem webOS poleciłoby je znajomym . Tymczasem, w przypadku iPhone liczba ta wynosi 91%. Android wypada niemal równie dobrze: zarekomendowałoby go 84% użytkowników.
O Palmie coraz bardziej krytycznie piszą blogerzy zajmujący się technologiami mobilnymi. Kevin C. Tofel z jkOnTheRun, zmęczony czekaniem na poprawki oprogramowania, sprzedał swojego Pre. John Herrman z Gizmodo twierdzi : - problemy Palma są praktycznie nierozwiązywalne.
Jakie problemy dokładnie ma na myśli Herrman? Palmowi nie udało się zbudować wokół swoich produktów ekosystemu porównywalnego z tym, który stworzył Apple. Chodzi przede wszystkim o aplikacje. Wspieranie kolejnej platformy mobilnej to dla dewelopera konkretny koszt. Czy poniesione wydatki mogą się zwrócić, jeśli z danego systemu korzysta mniej niż jeden procent użytkowników smartfonów? Czy nie lepiej rozwijać rozwiązania przeznaczone dla znacznie popularniejszych platform - zwłaszcza, że jest ich niemało (Symbian, BlackBerry, iPhone, Android, Windows Mobile...)?
Na rynku smartfonów walka idzie na noże. Oprogramowanie rozwija się w błyskawicznym tempie. Komputer z wydanym osiem lat temu Windows XP potrafi niewiele mniej, niż maszyna z pachnącym nowością Windows 7. Równolatek XP, Nokia Communicator 9210 to dziś zabytek - zwłaszcza w zestawieniu z iPhone 3GS, Nexus One, Nokią N900 czy HTC HD2. Palm musi ścigać się z najpotężniejszymi graczami: Apple, Google, Microsoftem i Nokią. To wymaga olbrzymich pieniędzy, których firma nie ma.
Być może sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby Palmowi udało się wcześniej wyprodukować wersję Pre na rynek europejski. Albo zaoferować darmową nawigację - jak Google i Nokia. Nie zaszkodziłoby szybciej naprawiać błędy oprogramowania, na które tak narzekał Tofel. Koszty, koszty i jeszcze raz koszty.
Palm nie potrafił ułożyć sobie współpracy z operatorami, a to od nich ciągle w dużym stopniu zależy sukces konkretnych marek telefonów. To operatorzy dysponują olbrzymią siecią sprzedaży, mają pieniądze na promocję. Palm na długi czas związał się z amerykańskim Sprintem, który nie był w stanie skutecznie wypromować Pre. Gdy smartfony Palma trafiły do Verizona, firma miała już swoje "okręty flagowe" - przede wszystkim Motorolę Droid (Milestone).
Wydaje się, że jedynym ratunkiem dla Palma jest przejęcie firmy przez jednego z dużych graczy rynku IT.
Michał Młynarczyk