Każdy szanujący się miłośnik fantastyki oglądał Blade Runnera , czyli ekranizację książki Philipa K. Dicka pt. Czy androidy śnią o elektrycznych owcach . Film był daleki od wiernej adaptacji, nie tylko zmieniając wymowę książki, ale i - co częste i zrozumiałe - ucinając kilka wątków, łącznie z tytułowym. Elektryczne owce i inne sztuczne zwierzęta przemykają gdzieś w tle, stanowiąc dekorację, a nie ważny element fabuły.
Akcja opublikowanej w 1968 roku książki osadzona była bowiem w świecie po wojnie atomowej, w wyniku której wyginęła większość zwierząt; stały się więc oznaką statusu i obiektem pożądania (ależ to zabrzmiało) - w dobrym tonie było przyszpanować przed sąsiadami zwierzęciem, na którym można było trenować okazywanie empatii (kolejny ważny wątek - zdolność odczuwania empatii odróżniała człowieka od androida). Kogo nie było stać, ten sprawiał sobie elektroniczny substytut - nie do odróżnienia na pierwszy rzut oka od prawdziwego zwierzęcia. Co za różnica, czy opiekujesz się prawdziwym zwierzakiem czy robotem, skoro cały wasz związek ma miejsce w twojej głowie?
Skąd my to znamy? Z lat 90. Wtedy na rynek trafił elektroniczny hit - jajka Tamagotchi , zamknięte w miniaturowej konsolce wirtualne stworzonka, które domagały się karmienia, zabawy i sprzątania pixelowej kupy - wystarczyło nacisnąć odpowiedni guzik. W okresie największego szału japońskimi jajkami zajmowali się wszyscy, od uczniów po biznesmenów. Pierwsze wersje maszynek domagały się zresztą nieustannej uwagi, zostawione na samym sobie na kilka godzin potrafiły zdechnąć. Dziwiła - ale tylko tych, którzy nie czytali Dicka - empatyczna więź właściciela z cyfrową zawartością plastikowego jajka, co nawet zostało nazwane efektem tamagotchi. Nie wiem, czy jest się tu czemu dziwować, to przecież ten sam mechanizm, który odpowiada za to, że płaczemy w kinie, kiedy Snape zabija Dumbledore'a.
W 1999 firma Sony poszła dalej w ziszczaniu wizji Dicka i wprowadziła na rynek pieska AIBO . Uroczy robot, którego nie krępowały granice tyciego ekraniku. To dopiero otworzyło pole do eksplozji uczuć. Właściciele piesków traktowali je jak prawdziwe zwierzęta. Lubię anegdotkę, którą opowiedział mi Yoshiki Sakurai :
Swego czasu głośna była sprawa właściciela cybernetycznego pieska Aibo, który złożył pozew przeciwko firmie Sony. Domagał się upgrade'u swojego robota - jego prototypowy Aibo ERS-111 nie był wyposażony w układ słuchowy, przez co nie mógł się bawić z pieskami nowszej generacji ERS-210, które taki system posiadały. Właściciel uważał, że zbyt okrutne i nieludzkie byłoby zmuszanie głuchego pieska do zabawy z nowymi Aibo, które potrafiły słyszeć i reagować na głos pana.
Swoją drogą, żyjemy w tak odległej przyszłości, że psy-roboty to już historia - ich produkcja zakończyła się w 2006 roku. Ale będzie trzeba ją wznowić. W książce Dicka zwierzęta zginęły z powodu skażenia - w naszym świecie na skutek zanieczyszczeń doświadczamy epidemii alergii. Sam musiałem pożegnać się z kotami, czego nie mogę przeboleć; przez chwilę nawet rozważałem zakup AIBO, ale oprócz ceny przytłoczyła mnie żałość tego pomysłu. Cała nadzieja w inżynierii genetycznej i zwierzętach nie powodujących alergii. Elektryczne owce zostawmy androidom.
Michał R. Wiśniewski ( mrw.blox.pl )
Cyber Czwartek to cykl cotygodniowych felietonów poświęconych dawnym wizjom przyszłości i temu, jak (i czy!) spełniły się w naszym nowoczesnym świecie. Autor, Michał R. Wiśniewski , jest publicystą i blogerem specjalizującym się w fantastyce oraz japońskiej popkulturze.