PiS po cichu chce ułatwić wycinanie drzew. "Na wycinkach tracą wszyscy mieszkańcy miasta"

PiS chce, by bez zezwolenia można było wycinać grubsze - a więc na ogół i starsze - drzewa. Zmianę przepisów ustawy o ochronie przyrody zaszyto w długim projekcie dotyczącym "likwidowania zbędnych barier administracyjnych". Choć efekt nie będą takie, jak w niesławnym Lex Szyszko, to ekolodzy objawiają się skutków ustawy.
Zobacz wideo Sadzenie drzew w miastach się opłaca

Wkrótce wycinka drzew na prywatnych działkach może być łatwiejsza. Zmiana prawa nie będzie powrotem do niesławnego Lex Szyszko, jednak ekolodzy są zaniepokojeni. 

Proponowana zmiana prawa dotychczas nie odbiła się szerokim echem - a sam przepis znalazł się nie w osobnym projekcie ustawy, tylko dużym, zbiorczym projekcie. 

Propozycję poluzowania zasad wycinek wpisano w projekcie ustawy "w celu likwidowania zbędnych barier administracyjnych i prawnych". To długi akt prawny zmieniający szereg ustaw. Jest efektem pracy sejmowej komisji ds. deregulacji. Propozycje zmian dotyczą bardzo różnych ustaw, od kodeksów po ustawę o lasach. A także - ustawę o ochronie przyrody. I jeden z elementów tej ochrony ma zostać "zderegulowany".'

Początkowo ustawa była w harmonogramie prac na pierwsze posiedzenie Sejmu w styczniu, jednak wypadła z niego. Można się jednak spodziewać, że wkrótce wróci i trafi pod obrady.

Ma być łatwiej wyciąć drzewa

Chodzi o przepis ustawy, który określa zasady wycinki drzew na nieruchomościach stanowiących własność osób fizycznych. Co do zasady na wycięcie drzewa na swojej działce trzeba uzyskać zgodę. Wyjątkiem są mniejsze drzewa, które można wyciąć bez zgłaszania tego gminie - takie, których obwód jest poniżej pewnej granicy.

Jak czytamy w uzasadnieniu, chodzi o "ograniczenie sytuacji", w których właściciele takich nieruchomości muszą zgłaszać i uzyskiwać zgodę na wycięcie drzew. Dlatego ustawa zwiększa o 10 cm (wcześniej miało to być 20 cm) obwód, powyżej którego wymagane jest dokonanie zgłoszenia.  

Jeśli ustawa wejdzie w życie, nie trzeba będzie zgłaszać wycinek drzew mających mniej niż 90 cm obwodu - w przypadku topoli, wierzb, klonu jesionolistnego oraz klonu. Dla kasztanowca, robinii akacjowej oraz platanu ten wymiar to 75 cm, a dla pozostałych drzew - 60 cm. Obecnie to odpowiednio 80, 65 i 50 cm. 

- To kolejne okno do tego, żeby można było wycinać więcej drzew - ocenia Marzena Błaszczyk z bydgoskiego stowarzyszenia Modrzew – Monitoring Obywatelski Drzew. Jeśli wycinka będzie łatwiejsza, to więcej drzew może zniknąć z miast. 10 cm może nie wydawać się dużą różnicą, ale zdaniem organizacji przełoży się to na konkretną liczbę wyciętych drzew. Ile dokładnie? Stowarzyszenie ma dane dot. obwodów drzew wycinanych w Bydgoszczy i planuje to policzyć. 

Mniej czasu na oględziny drzewa

Możliwość wycinki większych drzew bez zgłoszenia to niejedyna zmiana. - Skróceniu ulega czas na wydanie decyzji. Gminy już teraz mają z tym problem. Taka decyzja może wymagać dużo pracy. Pracownicy jeżdżą oglądać drzewa, dokonać oceny - mówi Błaszczyk. Termin na oględziny ma zostać skrócony z 21 do 14 dni, a czas na wniesienie ew. sprzeciwu przez gminę - z 14 do 7 dni. Jak piszą sami autorzy ustawy w jej uzasadnieniu, dzięki tym zmianom właściciele "rzadziej będą pozbawiani możliwości usunięcia drzewa"

- W przypadku, kiedy miałyby być zlecone dodatkowe badania drzewa, opinie specjalistów, lub gdyby organizacja pozarządowa chciała przystąpić do postępowania - zostaje na to mniej czasu. I bez tego łatwiej wycinać. Czasem decyzja może zostać wydana, zanim ktoś dowie się, że planowana jest wycinka - mówi Błaszczyk.

Tymczasem już teraz - według raportu NIK z 2019 roku - większość organów administracji publicznej nie realizowała prawidłowo zadań dotyczących usuwania drzew i krzewów oraz zagospodarowania pozyskanego drewna. Przykłady? Pozwolenia na wycinki wydawano na podstawie niekompletnych wniosków; nierzetelnie dokumentowano wyniki oględzin.

W ocenie NIK "częstotliwość oraz zakres wprowadzanych zmian w przepisach mogły pogłębić niesprawność organów w tym obszarze" - zatem można się spodziewać, że kolejna już zmiana także nie pomoże.

Zagrożone miejskie drzewa

Błaszczyk ocenia: - Na wycinkach tracą wszyscy mieszkańcy miasta. Po pierwsze są straty w miejskim drzewostanie. Ale mogą być też mniejsze wpływy do budżetu.

Jeśli wycinka jest niezwiązana z prowadzeniem działalności gospodarczej, nie trzeba uiszczać opłaty. Ale w przeciwnym wypadku samorząd może uzależnić wydanie zezwolenia na usunięcie drzewa wykonania nasadzeń zastępczych lub naliczyć opłatę. - Jeśli więcej drzew będzie wycinanych bez obowiązku zgłoszenia, to nie będą za nie naliczane opłaty ani wyznaczane nasadzenia zastępcze - podkreśla Błaszczyk. Opłaty wynoszą - zależnie od gatunku i wielkości drzewa - od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. 

Największy limit wycinek bez zezwolenia - 90 cm obwodu - ma dotyczyć topoli, wierzb, klonu jesionolistnego oraz klonu srebrzystego. Takich drzew w miastach jest bardzo dużo. Błaszczyk przyznaje, że klon jesionolistny to w Polsce gatunek inwazyjny, ale z drugiej strony dobrze sprawdza się w mieście: rośnie szybko, daje dużo cienia. I jest ich w miastach dużo. Z kolei w miastach takich jak Bydgoszcz - z rzekami, kanałami - nad wodą rośnie wiele topoli i wierzb. 

Lex Szyszko

PiS w trakcie swojej pierwszej kadencji doprowadziło nie do poluzowania, a całkowitego zniesienia wymogu uzyskiwania zgody na wycinkę drzew na prywatnym terenie. Prawo nazwano od ówczesnego ministra środowiska Jana Szyszko.

Wejście w życie Lex Szyszko w 2017 roku spowodowało błyskawiczne i masowe wycinki. Czasem znikały pojedyncze drzewa, czasem wycinano całe działki. Na przykład w Łebie w dwa dni wycięto cztery hektary lasu (za co ostatecznie sprawcy zostali skazani). W Warszawie wycinano drzewa na działkach leżących na obszarze parków (których prawo własności często jest przedmiotem sporu).

Prawo zostało dość szybko znowelizowane, ale straty i tak były ogromne. Prof. Zbigniew Karaczun z SGGW, ekspert Koalicji Klimatycznej, oszacował, że tylko w ciągu dwóch miesięcy pod topór mogło pójść półtora miliona drzew.

Ustawa miała zezwolić na udział dzieci na polowaniach

W tej samej ustawie PiS proponowało także zmienić prawo łowieckie i zezwolić na udział dzieci w polowaniach. Taki przepis był w pierwszej wersji projektu, jednak w czasie prac sejmowej komisji został wykreślony. 

Zgodnie z obecnie obowiązującymi przepisami zakazane jest wykonywanie polowania w obecności lub przy udziale dziecka do 18. roku życia. 

Sejm zabronił udziału dzieci w polowaniach w 2018 roku. Wtedy zakazano też zbiorowych polowań w parkach narodowych i rezerwatach oraz wykorzystywania żywych zwierząt w szkoleniu psów. Przez długi czas postulowali to ekolodzy i obrońcy zwierząt.

Więcej o: