Z opublikowanych w czwartek przez szwajcarski urząd statystyczny danych wynika, że nadwyżka w handlu zagranicznym Szwajcarii wyniosła w czerwcu 1,7 mld franków szwajcarskich, czyli o połowę mniej niż w czerwcu, gdy wyniosła ona aż 3,25 mld franków. Analitycy spodziewali się, że nadwyżka w czerwcu wyniesie 2,5 mld franków, tak się jednak nie stało.
W czerwcu wolno, bo tylko o 3,1 proc. w skali roku, rósł szwajcarski eksport (odpowiada za ponad 50 proc. szwajcarskiego PKB), który wyniósł 15,8 mld franków szwajcarskich. Import spadł zaś o 4,3 proc., do poziomu 14,1 mld franków.
Jednak z powodu silnego franka Szwajcarzy nie mają powodów do radości. - Mocna waluta to zagrożenie dla naszej gospodarki - komentuje Alessandro Bee, ekonomista z banku Sarasin.
Czarne chmury nad szwajcarską gospodarką widać choćby w czerwcowych danych o eksporcie do krajów UE, który realnie skurczył się o 14,6 proc. w ciągu roku. I choć największy eksportowy sektor szwajcarskiej gospodarki, czyli branża chemiczna, zwiększył sprzedaż na zagraniczne rynki o 8,4 proc., to w tym samym czasie ceny towarów spadły o 20 proc.
Z powodu silnego franka szwajcarski bank narodowy szacuje, że w tym roku wzrost gospodarczy tego kraju skurczy się do 2 proc.
Na silnego franka od dawna narzekają szwajcarskie firmy i przedsiębiorcy. Apelują oni do rządu i banku centralnego o wpłynięcie na zmniejszenie kursu franka. - Frank wpłynie na cenę i konkurencyjność naszych produktów. Rząd powinien chronić interesy eksporterów - powiedział prezes Nestlé Eugenio Simoni. Z kolei szef chemicznego koncernu Lonza Stefan Borgas przyznaje, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy z powodu mocnego franka zyski koncernu zmniejszyły się o 20 proc., a konkurencyjność spadła dramatycznie. Aby uniknąć zwolnień, firma dogadała się ze związkami zawodowymi w sprawie zwiększenia tygodniowego czasu pracy z 41 do 42,5 godziny w ciągu najbliższych 18 miesięcy.
Interwencji jednak nie będzie - w ostatnim komunikacie rządowym czytamy, że choć mocny frank będzie miał negatywny wpływ na gospodarkę, to rząd ma zaufanie do banku centralnego. A jego prezes Philipp Hildebrand zapowiedział już, że nie widzi potrzeb do interwencji. - PKB rośnie, bezrobocie jest niskie, nie ma zagrożenia inflacją ani deflacją - tłumaczy.