Pod koniec ubiegłego wieku Siły Powietrzne i Marynarka Wojenna Stanów Zjednoczonych, zainicjowały program budowy nowych, latających maszyn bezzałogowych. Lotnictwo nazwało swoją maszynę UCAV (Unmanned Combat Aerial Vehicle), czyli bezzałogowy, bojowy pojazd latający. Marynarka do skrótu dodała jedną literę i wyszedł UCAV-N - morski, bezzałogowy, bojowy pojazd latający. Do programu zgłosiły się dwie firmy wspierane przez DARPA - Agencję Zaawansowanych Obronnych Projektów Badawczych.
Pierwszą z nich była Northrop Grumman, która przedstawiła maszynę X-47 (UCAV-N). Drugą była firma Boeing, która zaprezentowała X-45 (UCAV). Były one na tyle podobne do siebie, że projekty obu postanowiono zespolić w jednym, nowym programie nazwanym J-UCAS (Joint Unmanned Combat Air System).
Tony Landis
Zobacz także: Najbardziej spektakularne samoloty NASA .
Od tej chwili prace nad X-45 rozwijały się w naprawdę imponującym tempie. Prototyp bezzałogowca powstaje w 2000 roku. Dwa lata później, w powietrze wzbija się już pierwszy egzemplarz maszyny. W ciągu kolejnych dwunastu miesięcy, Boeing udowadnia, że ich maszyna potrafi wykonywać misje bojowe. W roku 2004, X-45 zapisuje się na kartach historii lotnictwa. Dwukrotnie. 18 kwietnia, jako pierwszy pojazd tego typu, zrzuca bombę ćwiczebną SSB ważącą trochę ponad sto kilogramów. Siódmego maja tego samego roku X-45 staje się też pierwszą maszyną bezzałogową, która leciała w szyku z innym samolotem - Lockheedem T-33.
Interesujące wydarzenie, ukazujące możliwości tego typu maszyny, miało miejsce na początku 2005 roku. Dwa X-45 przeprowadziły symulowany atak na cele naziemne. Na dodatek, zrobiły to całkowicie samodzielnie. Bezzałogowce samodzielnie wykryły i zidentyfikowały swoje cele. Następnie, odpowiednie oprogramowanie oszacowało, która z maszyn ma większą szansę wyeliminowania zagrożenia. Wzięło ono pod uwagę takie dane jak położenie bezzałogowców względem celu, przenoszone przez nie uzbrojenie czy zapas paliwa. Siedzący na ziemi operator musiał tylko wydać zgodę na użycie broni. Po przeprowadzeniu ataku przez pierwszą maszynę, druga przystąpiła do natarcia na kolejny z wykrytych celów. Tym samym, konstruktorzy X-45 udowodnili, że w tego typu pojazdach drzemie olbrzymi potencjał. Mogą one nie tylko działać w zespołach, ale samodzielnie wykonywać działania, których nie przewidziano w planie wybranej misji (wykrycie i zniszczenie nowych celów). Przede wszystkim jednak, pokazano, że mogą one uczestniczyć w działaniach bojowych, zastępując pilotów z krwi i kości tam, gdzie ich życie mogłoby być zagrożone. Oprogramowanie X-45 zadziwia zresztą do tej pory. Na początku lipca 2011 roku pokazano, że umożliwia ono "klasycznym" samolotom wykonanie manewru lądowania na lotniskowcu .
TOM TSCHIDA
Zobacz także: Samoloty, które polecą w polskie niebo .
X-45 powstał w kilku różnych wariantach. Oznaczony literą A pokazywał możliwości technologii opracowywanych przez firmę Boeing. Służył też jako platforma do rozwijania kolejnych nowoczesnych rozwiązań umożliwiających chociażby "zdławienie" obrony przeciwlotniczej wrogich sił zbrojnych. X-45B, który ostatecznie przerodził się w maszynę nazwaną X-45C to zmodyfikowana konstrukcja mogąca przenosić większą ilość paliwa oraz uzbrojenia i mająca trzykrotnie większy zasięg operacyjny, od oryginalnego modelu. Boeing zaprezentował też morską wersję swojej maszyny, która otrzymała oznaczenie X-45N. Miała ona stacjonować na lotniskowcach.
Wygląd X-45 niewątpliwie przykuwa uwagę. W dużej mierze jest to na pewno zasługą kadłuba wykonanego w układzie latającego skrzydła i zbudowanego z kompozytów grafitowo-epoksydowych. Maszyna nie posiada usterzenia pionowego i poziomego. Charakteru dodaje jej też umieszczony centralnie wlot powietrza.
Maszyna Boeinga nie jest duża. Ma zaledwie 2 metry wysokości. Bezzałgowiec o rozpiętości skrzydeł sięgającej 10,3 m. ma długość 8,07 m. Waży on 3630 kilogramów i wzbija się na maksymalny pułap 10670 metrów (13720 metrów w wersji X-45B). Jego prędkość maksymalna to 0,75 Ma czyli trochę ponad 900km/h (0,85Ma w wersji X-45B). Maszyna ma zasięg 2405 kilometrów.
Carla Thomas
Nie można także nie doceniać rozwiązań zastosowanych w X-45. O części z nich pisaliśmy wcześniej. Warto jednak dodać, iż ten bezzałogowiec umie sam rozpoznać i zidentyfikować cele naziemne, zarówno stacjonarne jak i mobilne. Na klasycznych lotniskach kołowanie, start i lądowanie, X-45 może wykonywać automatycznie. Wiele wysiłku włożono także w opracowanie stacji bazowej, w której przebywa operator odpowiedzialny za maszynę. Stację tę zaprojektowali eksperci z NASA. Sam "pilot" ma do swojej dyspozycji komputerowe systemy wspomagania, które potrafią pomagać w ocenie sytuacji na polu walki, a nawet w podejmowaniu właściwych decyzji. Operator maszyny komunikuje się z nią za pomocą sieci satelitów Milstar.
X-45 może przenosić uzbrojenie o łącznej wadze blisko 1000 kg. Maszyna posiada dwie przegrody na uzbrojenie, w których w sumie może zmieścić się osiem bomb naprowadzanych na cel laserem i modułem GPS.
To, co zaprezentowała firma Boeing, okazało się jednak niewystarczające dla amerykańskiej armii. W marcu 2006 roku ogłosiła ona, że rezygnuje z programu J-UCAS. Powodem podjęcia tej decyzji była ponoć zbyt wąska gama modeli przedstawionych przez producentów. Projektowane bezzałogowce miały też (według oryginalnych planów) być o około połowę tańsze od tradycyjnych maszyn. Tymczasem okazało się, że wartość ta spadnie do zaledwie 10%. Armia chciała też skoncentrować się na swoim bombowcu następnej generacji. Ironią losu jest w tym przypadku to, że ostatni z wymienionych projektów stoi w tej chwili pod znakiem zapytania.
Tymczasem Boeing ma jeszcze szansę wykorzystać zarówno zdobyte doświadczenie jak i technologie stworzone na potrzeby X-45. W 2009 roku, firma oficjalnie ogłosiła, iż jej oddział zajmujący się najbardziej zaawansowanymi projektami - Phantom Works - rozpoczyna pracę nad bezzałogowcem nazwanym Phantom Ray. Widać tu zresztą wielką wiarę, pokładaną w tym projekcie. Jest on finansowany jedynie ze środków Boeinga, choć do tej pory do firmy nie zgłosił się żaden klient zainteresowany kupieniem nowej maszyny. Nieoficjalnie mówi się jednak, że robi ona to jedynie dlatego, że konkurencja w postaci General Atomics i Northrop Grumman radzi sobie lepiej ze zdobywaniem kontraktów rządowych. Czy koniec końców Boeingowi uda się stworzyć i sprzedać wiele tych oryginalnych bezzałogowców? Czas pokaże. Oglądanie takich maszyn lecących w formacji, na pewno byłoby niecodziennym przeżyciem. O ile oczywiście nie zostalibyśmy przez nie uznani za wroga.