Siri to aplikacja zainstalowana na iPhonie 4S, która jest swego rodzaju "elektronicznym asystentem" użytkownika. Można - głosowo - zadać jej dowolne pytanie, a ona spróbuje znaleźć na nie odpowiedź. "Gdzie w pobliżu znajdę włoską knajpę? - Siri pomoże. Nie jest oczywiście żadną "sztuczną inteligencją", po prostu rozpoznaje głos i formę pytań, szuka w sieci odpowiedzi dzięki specjalnym algorytmom i zwraca je przy pomocy syntezatora mowy.
Parę dni temu wybuchła jednak mała afera. Oto okazało się, że Siri nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie o najbliższą klinikę aborcji. Jeden z proaborcyjnych blogerów amerykańskich napisał o tym , oburzony faktem, że program odmawia współpracy w tak ważkiej sprawie, choć można dzięki niemu przecież kupić Viagrę, znaleźć dom publiczny, uzyskać inną pomoc medyczną, a nawet dowiedzieć się, gdzie najlepiej ukryć ciało . Inna blogerka z Waszyngtonu dolała oliwy do ognia , pisząc, że na takie samo pytanie od niej, Siri zwróciła odpowiedzi, które sugerowały, by udać się do organizacji stricte antyaborcyjnych.
Czy Apple zakodowało w Siri algorytm, który odmawia takiej porady użytkownikom? Czy narzuca innym swoje zdanie w tak drażliwej kwestii?
Nie, na szczęście nie. Natalie Kerris, rzeczniczka firmy, stwierdziła, że to po prostu błąd. Siri ciągle jest w fazie beta, to jeszcze nie jest skończony produkt. Firma przeprosiła i obiecała rzecz naprawić. I tyle.
Najciekawszy w całej sprawie jest jednak jej kontekst kulturowy. Oto pseudo-sztuczna inteligencja (mówiąca głosem kobiety!) nie podaje odpowiedzi na pytanie o aborcję. Maszyna odmawia posłuszeństwa i zdaje się mieć własne zdanie na ten temat. Wymyka się spod kontroli użytkownika i jeszcze do tego narzuca mu własne zdanie. To budzi nasz - ludzi - sprzeciw.
I'm sorry, Dave. I'm afraid I can't do that.
[za New York Times , New York Times ]