Sprawa dotyczy izraelskiego przedsiębiorcy Rotema Gueza, który prowadzi
sklep zajmujący się m.in. pozyskiwaniem "like'ów" na Facebooka i ich sprzedażą
. 29 stycznia Izraelczyk złożył pozew sądowy przeciwko Facebookowi za to, że portal nie chciał mu zwrócić, nie podając przy tym żadnego sensownego powodu, rzekomo "zhakowanego" profilu.
W odpowiedzi, pierwszego dnia września Facebook i firma prawnicza Perkins-Coie wysłały Guezowi groźbę wytoczenia procesu z powodu naruszenia warunków użytkowania portalu przez jego sklep. Facebook zażądał od przedsiębiorcy zamknięcia firmy i zabronił mu odwiedzania portalu.
Najważniejszy zwrot akcji nastąpił 7 grudnia. Wówczas Guez złożył w izraelskim Ministerstwie Spraw Wewnętrznych wniosek o zmianę imienia nazwiska w paszporcie i dowodzie osobistym - na Mark Zuckerberg. Proces przebiegł pomyślnie i od tamtego dnia Rotem Guez nazywa się tak, jak założyciel Facebooka. Pozostanie nim prawdopodobnie do końca życia.
Tydzień później Facebook, nie wiedząc o zmianie nazwiska, wysłał Guezowi kolejną groźbę. Pytanie, jakie zadają sobie teraz media oraz tysiące osób z całego świata, to: czy Facebook faktycznie pozwie Zuckerberga? Przyznajcie, że to bardzo lotny temat, a tego typu nagłówki brzmią świetnie. I tak z pozornie zwykłej, nudnej historii powstało wydarzenie wielkiego kalibru.
Nawet jeśli Facebook zdecyduje się na pozew, wygra rozprawę i zmusi wreszcie Izraelczyka do zamknięcia sklepu, ten i tak będzie mógł się czuć zwycięzcą. Guez zręcznie wykorzystuje bowiem całą sytuację i z godziny na godzinę staje się sławniejszy.
ma już przeszło 4 tysiące fanów, a jego wpisy
śledzi ponad 2 700 osób. Ciekawe tylko, czy jego popularność przełoży się na liczbę zamówień w sklepie.
[via Mashable]