Facebook jest najpopularniejszym serwisem na świecie. Liczy sobie aż 845 milionów użytkowników. Oznacza to, że w wielu obszarach może wychodzić z pozycji siły i narzucać nam rozwiązania, które wywołują gorący sprzeciw. Było tak choćby w przypadku zakazu eksportu danych z Facebooka do ekosystemu Google, kiedy to największy serwis społecznościowy świata usunął Gmaila z listy usług z których można zaimportować listy kontaktów. Serwis Marka Zuckerberga twardo stał na swoim stanowisku i nie odpuścił ani na jotę. W konsekwencji użytkownicy Google+ nie mogą "przenieść" siatki swoich kontaktów z Facebooka do serwisu Google.
Inny przykład? Facebook stopniowo wprowadza tzw. Timeline, czyli nowe profile. Problem w tym, że budzą one wątpliwości aż 50% użytkowników serwisu, ale wszyscy prędzej czy później będą musieli "polubić" Timeline. To pycha czy wszechmoc? Oba - duży może więcej. I dobrego i złego.
Fot. R. Kędzierski Fot. R. Kędzierski
Facebook wie o nas wszystko. A przez wszystko mam na myśli naprawdę Wszystko . Wie jak się nazywasz, co lubisz, co czytasz, co lubisz, kim są twoi znajomi. Wie także, na co "paczysz " po opuszczeniu granic serwisu . Co ciekawe - informacji tych nie wykrada nam podstępem, lecz otrzymuje od nas w prezencie. Nic dziwnego - największym kapitałem portali zrzeszających społeczności są dane użytkowników; czyli im więcej o nas wie, tym lepiej może nas traktować (na przykład podpowiadać znajomych). A z drugiej strony - im więcej o nas wie, tym więcej może nam wyświetlać lepiej spersonalizowanych reklam. Czyli więcej na nich zarabiać.
Fot. R. Kędzierski Fot. R. Kędzierski
Facebook staje się głównym czynnikiem wpływającym na rozpad małżeństw. Coraz częściej jest także wykorzystywany jako źródło dowodów w sprawach rozwodowych - grzmi The Daily Mail . Zły, zły Facebook!
Oczywiście jest też dobry Facebook; to dzięki niemu poznajemy ludzi, do których w inny sposób nie mielibyśmy dostępu. Mogą to być znajomości czysto wirtualne, lub takie które z czasem przeradzają się w faktyczne. Poznaliście na Facebooku nowych znajomych? A może z którymś z nich przeżyliście mniej lub bardziej niezobowiązujący flirt?
No właśnie.
Fot. R. Kędzierski Fot. R. Kędzierski
Facebook może być największym serwisem społecznościowym na świecie, ale nie zawsze do niego należy palma pierwszeństwa przy wprowadzaniu ciekawych lub użytecznych funkcji. Subskrypcje zaczerpnięte zostały z Twittera; rozmowy wideo z Google+. Przykłady można mnożyć. Zazdrość o funkcje konkurencyjnych serwisów jest normalna, a wprowadzanie podobnych rozwiązań u siebie powszechne. Tym bardziej, jeśli w efekcie skopiowane rozwiązanie konkurencji doprowadzone jest do perfekcji.
Fot. R. Kędzierski Fot. R. Kędzierski
Reklamy na Facebooku pączkują. Trzeba przyznać, że są jednymi z mniej inwazyjnych w całym internecie, ale jest ich coraz więcej, przebranych w coraz to niewinniejsze szatki. Oświadczenie, że "Twój znajomy lubi Starbucks" jest znacznie bardziej zachęcające do kliknięcia, niż "Starbucks jest najlepszą siecią kawiarni". Forma inna, ale przesłanie takie samo - "zapamiętaj mnie". Teraz pojawiają się doniesienia, że reklam ma być jeszcze więcej i że trafić mają także do strumienia wiadomości . Zły, zły Facebook.
Ten zły, zły Facebook właśnie na reklamach osiągnął w ubiegłym roku ponad 3 miliardy dolarów . Oznacza to, że biznes jest rentowny, a część pieniędzy może być przeznaczonych na nowe funkcje i poprawki serwisu.
Fot. R. Kędzierski Fot. R. Kędzierski
Facebook to cała plątanina relacji. Oprócz połączeń użytkownik-użytkownik mamy także platformę użytkownik-marka. I właśnie ta ostatnia przestrzeń zbyt często jest miejscem wyładowywania gniewu. Cóż, najczęściej gniew ten jest usprawiedliwiony. Pytania w rodzaju " Czym zaskoczył Cię ostatnio Orange? " lub nawet tak niewinne jak " Jaką nazwę powinien mieć nowy smartfon HTC? " mogą dać upust prawdziwej fali niezadowolenia. To problem dla osób, które prowadzą fanpejdże marek; dla nas konsumentów to pole do dyskusji i głośnego przedstawienia swoich racji. Tym bardziej, że na publicznej Tablicy nie sposób głośnego klienta zignorować. Trzeba podjąć rozmowę.
Fot. R. Kędzierski Fot. R. Kędzierski
Korzystasz z Facebooka w pracy? A może otrzymałeś zakaz odwiedzania serwisu Zuckerberga od poniedziałku do piątku w godzinach od 9 do 17? Sytuacja taka ma miejsce w 53% firm , ponieważ okazuje się, że wolimy "siedzieć na fejsie", niż ciężko pracować. A wtedy - wiadomo, produktywność spada , a wraz z nią dochody pracodawcy. Specjaliści twierdzą, że "jeden niezmotywowany pracownik to dla firmy nawet 29 tys. zł straty rocznie". Na szczęście są też kontrbadania które wykazują, że "siedzenie na fejsie" może zwiększać produktywność . Badań nie trzeba do udowodnienia, że w ciągu dnia każdemu chwila odpoczynku się należy. A że lubimy odpoczywać "na fejsie". Cóż...
Fot. R. Kędzierski Fot. R. Kędzierski
Największym osiągnięciem diabła było przekonanie ludzi, że nie istnieje.
Tak właśnie trochę jest dziś z Facebookiem. Serwis znajduje się dziś wszędzie - dostępny zawsze pod ręką, zawsze dzieli mnie od niego maksymalnie 1 ruch. Jest pod adresem Facebook.com, jest w moim telefonie, na stronach Technologii, na ustach polityków, a w skrajnych przypadkach nawet w lodówce.
Z jednej strony to dobrze, bo możemy poruszać się w dobrze znanym środowisku. Z drugiej - czy Facebook ma jeszcze jakieś granice?