Dwie maszyny potocznie nazywane Air Force One to Boeingi VC-25, czyli mocno zmodyfikowane - wojskowe - wersje popularnego Boeinga 747-200B. Do służby weszły w 1990 roku za kadencji George'a W. Busha.
Maszyny rocznie pokonują odległość ponad 320 tysięcy kilometrów, a ich cykl życia miał trwać 30 lat. Już w 2010 roku mówiło się jednak, że obie maszyny zbliżają się do takiego punktu w swoim życiu, że ich utrzymanie będzie kosztowało więcej, niż są warte. Zanim oba VC-25 odejdą na emeryturę, warto opisać w jakich warunkach podróżują prezydenci USA i ich najbliżsi współpracownicy.
Air Force One fot. Boeing
Jak przystało na wyjątkowy samolot, Air Force One został przebudowany, by był jak najlepiej przystosowany do przewożenia prezydenta USA. Niestety, duża część zmian utrzymywana jest w tajemnicy. Wiadomo jednak, że w teorii, maszyna ma w zasadzie nieograniczony zasięg, gdyż może tankować w trakcie lotu. W praktyce, Boeing powinien - po dotankowaniu - móc latać bez przerwy przez przynajmniej kilkadziesiąt godzin. Maksymalny zasięg maszyny to prawie trzynaście tysięcy kilometrów, a jej maksymalna prędkość to 1015 km/h.
Prace nad dostosowaniem samolotu mogą trwać nawet kilkanaście miesięcy. W tym czasie maszyna zyskuje jednak nietypowe właściwości. Obecne Air Force One chronione są przed impulsem elektromagnetycznym, który powstaje chociażby przy wybuchu broni atomowej. Zniszczeniu nie ulegną więc systemy łączności (odpowiednio zabezpieczonej przed podsłuchem), które zamieniają samolot w ruchome centrum dowodzenia mogące utrzymać kontakt z dowolnym miejscem w dowolnych warunkach pogodowych.
Maszyna jest także wyposażone w elektroniczne systemy zagłuszania radarów wroga oraz wyrzutnię flar i wabików mających zmylić rakiety naprowadzane radarowo. Na pokładzie znajduje się także niewielki skład broni i amunicji dla agentów Secret Service.
Air Force One (Boeing VC-25) posiada trzy pokłady. Na najwyższym, charakterystycznym wybrzuszeniu maszyny znajduje się kabina pilotów, pomieszczenie, w którym można organizować spotkania oraz centrum łączności.
Na kolejnym, drugim już poziomie, znajduje się apartament prezydenta. Składa się on nie tylko z sypialni i biura, ale i osobnej łazienki. Z apartamentem sąsiaduje ambulatorium, które wyposażono tak, że można w nim nawet przeprowadzić operację. Warto przy okazji odnotować, że lekarz jest stałym członkiem liczącej 26 osób (plus trzech pilotów) załogi Air Force One.
Za ambulatorium znajduje się najczęściej fotografowane wyjście z maszyny, z którego zazwyczaj wychodzi prezydent USA. Obok drzwi znajdują się kolejne schody łączące poziom 2 i 3. Dalszą część samolotu zajmuje zabudowa użytkowa. W tej części maszyny jest kuchnia i pomieszczenia dla gości. Co ciekawe, ta pierwsza jest na tyle rozbudowana, że może obsłużyć nawet sto osób jednocześnie.
Kolejna część tego pokładu to sala konferencyjna, w której prezydent USA spotyka się ze swoimi doradcami. To w zasadzie centrum dowodzenia, gdzie zapadają ważne decyzje. Oczywiście jest ono wyposażone zarówno w odpowiednią liczbę miejsc siedzących, jak i spory stół i sprzęt audio-wideo. W końcowej części maszyny znajdują się natomiast przestrzeń umożliwiająca zorganizowanie kolejnych spotkań, przedział pasażerski i toaleta.
Trzeci pokład maszyny składa się z dużej przestrzeni bagażowej - ładowni - schodów i wyjść awaryjnych. Tutaj też miałaby się znajdować kapsuła ewakuacyjna, którą pokazano w jednym z hollywoodzkich filmów. Oficjalnie, Biały Dom twierdzi, że samolot jej nie posiada. Czy rzeczywiście jednak tak jest? To pytanie pozostawiam bez odpowiedzi.
Obecnie eksploatowane Boeingi VC-25 prawdopodobnie zostaną wycofane ze służby w roku 2017. Zastąpić może je konstrukcja firmy Boeing lub Airbus. Druga z wymienionych wstępnie twierdzi jednak, że nie zamierza składać swojej oferty na prezydenckie maszyny. I choć nie wiadomo jeszcze, czy rzeczywiście tak będzie, to można zakładać, że tak. Boeing buduje prezydenckie samoloty od pięćdziesięciu lat i wątpliwym jest, by amerykańskiego producenta zastąpiło rozwiązanie nie pochodzące z USA.
Zobacz także: