To, co działo się wczoraj z serwisem Google'a trudno nazwać typowymi skutkami ataku - z jakiegoś powodu na amerykańskiej stronie firmy niektórzy internauci zamiast tekstów sformułowanych po angielsku widzieli treści w języku chińskim . Zmienione zostały m.in. niektóre informacje o korporacji, noty biograficzne jej szefów, opis technologii itp.
Osoby, które trafiły na takie treści, były też przekierowywane na witrynę Google.com.hk (czyli do oddziału w Hong Kongu ). Przedstawiciele koncernu tłumaczą, że przyczyną całego zamieszania były pewne problemy techniczne, i że kłopoty z dostępem do właściwych sekcji serwisu mieli tylko niektórzy użytkownicy (kluczem była ponoć lokalizacja danego komputera - maszyny z pewnych regionów były po prostu niewłaściwie przekierowywane ).
Google zapewnia, że nie był to efekt ataku hakerskiego - warto jednak wspomnieć, że w pierwszej chwili wielu komentatorów winą za tę sytuację obarczało właśnie chińskich hakerów (miała to być zemsta za działania Google wobec Państwa Środka - czyli m.in. zamknięcie wyszukiwarki Google.cn ).
Bardziej prawdopodobny wydaje się jednak scenariusz przedstawiony przez koncern - Google na początku tygodnia wprowadził do swoich mechanizmów dość poważne modyfikacje (ich celem było m.in. automatyczne przekierowywanie chińskich użytkowników na stronę Google.com.hk ), niewykluczone więc, że ktoś popełnił błąd o opisanych powyżej konsekwencjach.
Daniel Cieślak