W laboratoriach klinik leczenia niepłodności istnieje cały szereg procedur mających zapobiec ewentualny pomyłkom przy zapładnianiu komórek oraz ich przenoszeniu pomiędzy naczyniami. Jednak rozwiązania te nie eliminują całkowicie ryzyka pomyłki przy identyfikacji danej partii gamet i embrionów, ponieważ są one przenoszone kilka razy pomiędzy różnymi naczyniami.
Aby rozwiązać ten problem i zapewnić, że dana partia zapłodnionych gamet czy embrionów faktycznie jest efektem zapłodnienia jajeczek pani Joanny K. plemnikami pana Jana K., a nie pomylonymi z zapładnianymi szalkę obok jajeczkami Marii S. naukowcy postanowili sprawdzić, czy możliwe jest znakowanie gamet mikroskopijnymi kodami kreskowymi wykonanymi z silikonu.
I faktycznie, okazało się, że rozwiązanie działa. W testach na embrionach myszy okazało się, że nanometrowej wielkości mikroskopijne "kody paskowe" (a dokładniej mające różne kształty elementy kodujące numer identyfikacyjny w systemie zerojedynkowym) mogą zostać bezpiecznie wstrzyknięte do przestrzeni okołożółtkowej gamety i nie wpływają na tempo jej rozwoju. Po umieszczeniu jednego czy dwóch kodów zdarzało się, że rozwijający się zarodek gubił swoje oznakowanie, ale umieszczenie trzech czy czterech pozwalało na zachowanie kodów przez większość zarodków. Zamrażanie zarodków a następnie ich odmrożenie nie wpływało na skuteczność znakowania.
Pomysł wydaje się dość sensowny, ale oczywiście z pewnością stanowić będzie doskonałą pożywkę dla zwolenników teorii spiskowych - oto testy technologii znakowania ludzi kodami kreskowymi! Na pewno robią to pracujący dla rządu światowego reptiloidzi z Alfa Draconis, szykujący ludzkość na nadejście Skynetu.
Należy jednak pamiętać, że te kody kreskowe mają wielkość około 10 nanometrów, to jest, mniej niż grubość najcieńszego ludzkiego włosa, no i embriony pozbywają ich się podczas dalszego rozwoju, kiedy zanika przestrzeń okołożółtkowa.
[Na podstawie Human Reproduction , przez Next Big Future ]
Leszek Karlik