Szybki i oryginalny jak Valentino Rossi? Nowy Packard Bell VR743U

Packard Bell niedawno zaprezentował całą gamę swoich produktów, które już niedługo wejdą na polski rynek. Wśród nich znalazł także netbook, firmowany nazwiskiem słynnego motocyklisty - Valentino Rossi.

Mieliśmy możliwość pobawienia się tym komputerem dwa tygodnie. Przez ten czas próbowaliśmy używać go całkiem zwyczajnie, jak każdy inny potencjalny nabywca. Nie opiekaliśmy go nad kuchenką gazową, ani nie zrzucaliśmy z drugiego piętra, z nadzieją sprawdzenia jego wytrzymałości. Staraliśmy się natomiast używac go w możliwie najbardziej krytyczny sposób. W wyniku tego testu nasunęło nam się kilka wniosków.

Podoba nam się jego oryginalny wygląd i sprawność

Pierwsze co widać, biorąc komputer do ręki i raczej nie da się tego nie zauważyć. To grafika wykonana przez Aldo Drudiego , autora, który ozdabia kask i motocykl rzeczonego Valentino Rossi. Spodobała nam się jego oryginalność. Do tej pory chyba tylko Sony zdobyło się na umieszczenie równie odważnego motywu na klapie swojego komputera. Z tego typu posunięciami jest jednak pewien problem. Choć większość widzów ochrzci go "oryginalnym" nie każdy zachwyci się obrazkiem z równą mocą. Niektórzy wręcz przeciwnie, w najlepszym wypadku moga go uznac za słaby. Niemniej jednak nam grafika się spodobała, bo komputera po prostu nie da się pomylić z innym.

Wydajność VR 743U to drugie co bardzo nam sie spodobało. Było też jednoczesnie sporym zaskoczeniem. Valentino Rossi firmuje bowiem 11,6 calowej wielkości netbook oparty o raczej niezbyt świeżą już architekturę w postaci procesora Intel Celeron M 743, 2 GB pamięci RAM, oraz układ graficzny Intel GMA 4500 MHD. Jak na swój rozmiar i podzespoły netbook działał wyjątkowo szybko. Był zdecydowanie sprawniejszy niż standardowe netbooki oparte na Atomie N450. Dało się to odczuć podczas naszego testu. Mogliśmy bez problemu grać w trzy gry na Facebooku na raz, a jak wiadomo te wykorzystujące flasha potwory mogą naprawdę "zabić" każde mobilne urządzenie. Przeglądanie internetu, nawet tego najbardziej obciążonego reklamami i innymi treściami nie stanowiło większego problemu. Przypadłość innych netbooków, w których oglądanie filmików na You Tube uniemożliwiało korzystanie z banku (i na odwrót) dotyczy Packarda w zdecydowanie mniejszym stopniu.

Gładzik . W porządku, wiem, że to może nie będzie odkrywcze, wręcz trywialne, ale jednocześnie jest według mnie bardzo znaczące. Podczas testów wielu laptopów i netbooków wielokrotnie irytowałem się z powodu "nowego" touchpada. Pewnie większość z osób, które miały w ręku więcej niż jeden laptop stwierdzi, że do każdego touchpada trzeba się przyzwyczajać. To prawda. Z reguły przez pewien czas trzeba się przyzwyczajać. W przypadku testowanego Packarda, choć nie nazwałbym go idealnym, problemów takich nie zauważyłem. Nie znaczy to oczywiście, że to "ten jedyny", ale czy gładzik nie powinien działać właśnie jakoś tak? Niepozornie i bez przymusu?

Komfort pracy na 11,6 calowym ekranie (1366 x 768 pikseli) jest nieporównywalny do 10-calowych netbooków. Według mnie rozmiar Packarda z jego wagą - 1,3 kg to najlepsze połączenie połączenie mobilności z wygodą. Brak konieczności przyklejania się do wyświetlacza, żeby wszystko zobaczyć lub przewijania ekranu na czterdzieści razy, jak ma to miejsce w przypadku smartfonów jest po prostu wygodne. Warto też wspomnieć o baterii, która zasila VR 743U. Komputer można bez obaw zabrać ze sobą na piknik w parku. Akumulator bowiem wytrzymuje mniej więcej tyle samo czasu co inne netbooki.

Nie podoba nam się uginająca się klawiatura oraz czerwone oznaczenia

Przyznam, że przygoda z Valentino Rossi nie zaczęła się zbyt przyjemnie. Wszelkie możliwe źródła nakarmiły mnie informacjami, że Packard Bell to taka bardziej ekskluzywna marka Acera. Niestety jakość pudełka i jego zawartość niezupełnie licowały z ta opinią. Ciężko to dokładnie opisać, ale zostańmy przy tym, że jakość okablowania i opakowania pozycjonuje się zdecydowanie poniżej Acera. Gdybym przynajmniej usłyszał słodką bajeczkę, że ze względu na środowisko wszystko to zostało wykonane z wielokrotnie przetwarzanych już surowców prawdopodobnie ten punkt znalazłby się w rozdziale wyżej. Niestety, tak nie jest.

Jednym z gorszych aspektów VR 743U jest klawiatura . Ze smutkiem muszę stwierdzić, że w jej środkowym punkcjie zauważalnie się uginała. Dodatkowo, klawisze funkcyjne zostały oznaczone czerwoną farbą. Rozumiem, że barwa miała nawiązywać do dynamiki sportu motorowego i innych szybkich skojarzeń z agresją. Niestety, zastosowana czerwień sprawia, że po zmroku oznaczenia były niewidoczne. Klawisz "fn" był oczywiście łatwy do zlokalizowania, ale innych trzeba się już było domyslać. Skrajnie irytujące, jesli nie lubicie pracować na komputerze w dobrze oświetlonych pomieszczeniach.

2100 zł sugerowanej ceny na półce to zdecydowana wada komputera. Na szczęście w Internecie da się go kupić już za 1800 złotych. To nadal 500 złotych więcej niż podobne konfiguracje z Atomem N450. Jasne - ten jest wydajniejszy, więc nie ma problemu. I nie byłoby rzeczywiście, gdyby nie dwurdzeniowe Atomy w netbookach za 2500 złotych (a 2200 na sieci). Rozumiem, że Valentino Rossi to sprzęt o unikalnym wyglądzie, firmowany znanym gdzieniegdzie nazwiskiem i ogólnie dzieło o podwyższonej wartości estetycznej. Nie zmienia to jednak sprawy, że nadal wiele lepsza i nowsza architektura jest tylko nieznacznie droższa, a ta niewiele słabsza jest znacznie tańsza...

Irytujące jest także dodawanie tak zwanych "trialowych" (próbnych) wersji programów antywirusowych. To akurat nie tylko przytyk do tego konkretnego komputera ale ogólna inwokacja. 30 dniowy program antywirusowy, który w tydzień od pierwszego uruchomienia laptopa zaczyna straszyć, że za chwilę system będzie zagrożony to swoisty absurd. Teraz prośba do producentów - zapewnijcie ochronę przynajmniej na pół roku, albo nie dawajcie żadnej. Te 30 dni nie jest ani przydatne, ani wystarczające.

Kupimy?

Niestety nie. Choć podoba nam się oryginalność komputera i jego wydajność, netbook z procesorem Intel Celeron za 1800 złotych, to drogo w perspektywie dołożenia kolejnych 200-300 złotych w zamian za dwurdzeniowy Atom. Jeśli jednak odczuwalibyśmy kiedyś potrzebę wyróżnienia się z tłumu i jednocześnie sprawnego przejrzenia poczty i pogrania w gry na Facebooku z pewnością pomyślelibyśmy o zakupie Valentino Rossi.

Łukasz Cichy

Więcej o: