Gdzie dziś zaprowadzi cię nawigacja?

Mapa w urządzeniach z GPS jest jak warzywo, jej termin przydatności jest coraz krótszy. Są budowy, blokady, nowe budynki i adresy, coraz więcej korków...

Kiedy zgubiła się pani ostatnio?

Jakieś pięć lat temu. Jak na kobietę całkiem nieźle orientuje się w terenie, więc rzadko się gubię. Mieszkałam w Londynie, kłóciłam się z mężem, byłam rozproszona, bez nawigacji. Sytuacja dość stereotypowa.

Pani firma odarła podróż z magii, z posmaku przygody. Mając nawigację GPS ludzie przestali podróżować, zaczęli raczej przemieszczać się z punktu A do punktu B. Jak się pani z tym czuje?

To nie tak. Urządzenia takie jak nasze wiele osób wyciągnęły z domu, szczególnie w dużych miastach. Zachęciły do wyjazdów urlopowych i odkrycia nowych dróg i nowych miejsc. Nawigacja dała ludziom poczucie komfortu i bezpieczeństwa, bo oni mają poczucie, że zawsze gdzieś ich zaprowadzi. Sama dzięki takim urządzeniom zjeżdżałam z autostrad na boczne drogi i podziwiałam winnice. Nie jest tak, jak pan mówi. Dzięki nawigacji świat stał się bardziej otwarty, a nie zamknięty.

Nie do końca. Wielu moich znajomych przeżyło wspaniałe przygody tylko dlatego, że się zgubiło i jechało nieznaną drogą, zamiast podążać wytyczoną ścieżką. Z nawigacją to niemożliwe.

Miałam podobne doświadczenia, gdy świadomie wybierałam sobie ciekawe trasy albo mój GPS kierował mnie na inne drogi z powodu korków.

Nicholas Carr napisał książkę pt. "Czy Google nas ogłupia?". A czy nie ogłupia nas przypadkiem TomTom? Rezygnujemy z odpowiedzialności, bezmyślnie wykonujemy komendy...

Prawda jest taka, że mając w aucie nawigację satelitarną, mniej polegamy na sobie, wyłączamy pewną część mózgu. Żyjemy w czasach przeładowania informacją, musimy pamiętać coraz więcej. Ale pytanie brzmi: jak ustawimy sobie priorytety? Myślę, że nasze urządzenia mogą odciążyć ludzi i ich pamięć. Dzięki nawigacji są mniej zestresowani. Głęboko w to wierzę.

Naukowcy twierdzą, że nawigacja powoduje więcej korków, niż może nam się wydawać. Setki kierowców dostają od swego urządzenia te samą poradę i w ciągu kilku minut blokują inną, wolną drogę...

Dzieje się tak, gdy mamy dane o ruchu jedynie na najbardziej uczęszczanych drogach. Ale gdy zbieramy więcej danych o innych drogach, możemy skutecznie zarządzać ruchem i naprowadzać kierowców na nowe trasy. A gdy te się zakorkują, podpowiemy kolejne. Zaczynamy działać trochę jak dyspozytor, bo wiemy dokładnie, jak wygląda siatka dróg i jaką mamy sytuację na poszczególnych odcinkach. Wprowadzamy teraz nową usługę polegającą na ciągłej aktualizacji danych o ruchu w naszych urządzeniach, żeby kierowcy mogli podejmować decyzje na podstawie najświeższych informacji. Każde urządzenie wysyła do nas dane o położeniu auta za pośrednictwem sieci komórkowej. Następnie te dane są przetwarzane przez serwer i rozsyłane do innych kierowców. Gdy gdzieś zaczyna tworzyć się korek, inni ludzie dowiadują się o tym niemal natychmiast. Uważamy, że gdyby 15 proc. kierowców w danym kraju używało tej usługi, moglibyśmy obniżyć liczbę korków o 5 proc. Niedużo, ale to już coś. Mapa staje się jak warzywo, jej termin przydatności jest coraz krótszy. Są budowy, blokady, nowe budynki i adresy, coraz więcej korków...

Niektóre miasta, np. Londyn, zaczynają wprowadzać tzw. opłaty korkowe dla kierowców, żeby odciążyć swoje ulice. A może rozwiązanie leży gdzie indziej?

Można lepiej zarządzać ruchem, bo większość europejskich miast ma porządną infrastrukturę, którą można lepiej wykorzystywać. Jednak liczba nowych aut, a za nią ruch rosną zbyt szybko, co stawia władze przed ograniczonym wyborem: opłaty albo dalsza rozbudowa dróg i parkingów, za którą i tak musi zapłacić podatnik. Pozostaje więc zachęcanie ludzi do korzystania z transportu publicznego, rowerów czy podwożenia się do pracy albo szkoły nawzajem.

Kobiety zwykle mają słabszy zmysł orientacji przestrzennej niż mężczyźni. Ale to właśnie kobieta założyła firmę, która pomaga ludziom poradzić sobie z tym problemem. Czy to przypadek?

Zakładałam TomTom z trzema facetami i nie chodziło o to, że gubię się w drodze. U zarania naszych dziejów sprzedawaliśmy aplikacje na palmtopy i szybko się zorientowaliśmy, że największym powodzeniem cieszą się mapy cyfrowe oraz aplikacje nawigacyjne. Dlatego skupiliśmy się na nich. Myślę, że jako kobieta wniosłam do firmy zdrowy rozsądek i pragmatyzm. Proszę mi wierzyć, zdrowy rozsądek może zaprowadzić bardzo daleko, np. w upraszczaniu urządzenia, żeby było ono jak najprostsze w obejściu, dostępne. Kiedyś nawigacja była skierowana do elit, bo była nie tylko droga, ale też skomplikowana w obsłudze.

Jak pani myśli, dlaczego większość gadżetów elektronicznych jest skierowana do mężczyzn?

To stereotyp. Ważniejsze są nie tyle same gadżety, co pewne ich cechy. W odróżnieniu od mężczyzn kobietom mniej zależy na tym, żeby mieć najnowsze, najszybsze czy najdroższe urządzenia. Mają być użyteczne.

Corinne Vigreux to współzałożycielka i wiceprezes TomTom, producenta nawigacji samochodowych

Więcej o: